21. Jazda na śmierć

11.2K 296 593
                                    

Solan P.O.V

— Zakładam, że nie ma pan żadnych dzieci.

Spojrzałem na kobietę ze zmarszczonymi brwiami.

— Oczywiście, że nie.

— A jak z przestrzenią w domu pana i pańskiej żony?

Póki co, to nie żony.

— Narazie mieszkamy w apartamencie, ale jest on dość duży. Za około miesiąc planujemy się wprowadzić do swojego już mieszkania. — odpowiedziałem pewnie.

— Ooo, budują państwo już swój dom? To wspaniale!

Taa...

— Również tak uważam. — przytaknąłem, zmęczony tą rozmową.

— Mam rozumieć, że państwo wiedzą, że zwierzę to nie zabawka? To nie jest tylko na chwilę. — powiedziała poważnie.

— Owszem, mamy tego świadomość i może pani nam w stu procentach zaufać, że szczeniak nie skończy gdzieś na ulicy, bądź w jakimś lesie.

— Przemocy również państwo nie stosują?

Zależy w jakim kontekście.

— Absolutnie.

— Świetnie! Ostatnie pytanie, dobrze? — zapytała, a ja pokiwałem głową. — Ta rasa jest wymagająca, proszę pana. Trzeba wychowywać ją od małego i uczyć tego, czego ma nie robić. Zwłaszcza, że ma taki uścisk szczęki, że to nie wyobrażalne. Wiąże się to również z dodatkowymi kosztami.

— Pieniądze tu nie grają roli. Zdajemy sobie sprawę, że rasa jest wymagająca i trzeba szczególnie na nie uważać. Zwłaszcza, że moja... — zawahałem się na moment, przypominając sobie, jak wcześniej powiedziałem na Kylie. — ... moja żona już miała pod opieką tę rasę.

— Oh, a co się stało z tamtym zwierzakiem? — spytała, lekko przestraszona.

Zajebali go.

— Długa historia.

— Oh, rozumiem, no to cóż, myślę, że może pan już wybrać szczeniaka. — rzekła, wstając od stołu.

Podpisałem jeszcze wszystkie papiery i odebrałem jego książeczkę zdrowia. Poszliśmy do innego pokoju, w którym było dość głośno, jak na szczenięta. W dość dużym kojcu było kilka małych psów, rasy doberman. Były czarno-brązowe i się bawiły ze sobą, wyrywając sobie poszczególne pluszaki.

Szczeniaki były dość ufne, bo gdy tylko mnie zobaczyły zaczęły odrazu skomleć i podchodzić do brzegu kojca. Właścicielka otworzyła klatkę, a ja przy kucnąłem wyciągając powoli dłoń, aby ją obwąchały. Odrazu zaczęły biegać i się ganiać. Niektóre próbowały mi się spiąć na kolana, niektóre szczekały, a niektóre miały po prostu wyjebane. Moją uwagę przekuł jeden z psiaków. Szarpał mnie za rękaw czarnej koszuli szytej na miarę. Nie robił tego ze złości, raczej po prostu chciał się pobawić. Zabrałem lekko dłoń i zacząłem stukać palcami o podłogę, aby się jeszcze dłużej z nim zabawić. Zrozumiał gest i zaczął podgryzać moje palce.

— Zdecydował się pan? — zapytała miło kobieta.

— Tak — przytaknąłem i wziąłem na ręce szczeniaka, z którym się bawiłem. Nie protestował. — O tego, poproszę.

Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

— Jasne.

I tak po niecałych piętnastu minutach wsiadałem do samochodu, ze szczeniakiem na rękach. W aucie siedział już Tony z Carlosem. Blondyn na tylnich siedzeniach, a Tony obok mnie.

Riding With Snakes 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz