rozdział trzydziesty dziewiąty

1.1K 34 2
                                    

Siedzę w szpitalnym łóżku, po tym jak Marcello wyszedł. Mam taki straszny mętlik w głowie, nikt sobie nie wyobraża to co mam teraz w głowie.

Czekam aż wkrótce zjawią się mój.. no właśnie kto? Mój fałszywy ojciec, który od lat karmił mnie kłamstwami, czy prawdziwy ojciec, o którym dowiedziałam się nie dawno.

Marcello mnie okłamał.. od samego początku skurwiel kłamał. Jakby powiedział od razu prawdę to bym mu pomogła. Pomogła bym mu zniszczyć mojego ojca, wsadzić go za kratki tak aby nikt mu nie pomógł, ale za to wolał grać nie czysto.

Muszę coś zrobić.. coś kurwa wymyśleć, by nie trafić znowu w te brudne ręce mojego jakże kochającego - fałszywego ojca. A jakby tak schować swoją dumę do kieszeni i porozmawiać z nim na spokojnie z Marcello.? Nie... Nie to odpada, niech ten skurwiel więcej na oczy mi się nie pokazuje, bo go zapierdole, przy pierwszej lepszej okazji.

Na prawdę, moje życie by całkiem inaczej wyglądało jakby moja mama żyła.  Uciekły byśmy, a może nawet Marcello by nam pomógł, a tak.. moja matka nie żyje przez tego skurwiela, ja się rozwiodłam z facetem który mnie okłamał a jako jedyny mógł zapewnić mi bezpieczeństwo.  Jestem ciekawa jak ojciec Marcello traktował moją matkę, że ta poszła w jego ramiona. Tego to się już nigdy nie dowiem. Tak samo jak moja matka, ale tak samo tak ojciec de Lucki nie żyje. Nie wyczułam jak kilka łez, popłynęło po policzku, przecież Lisa Morgan nigdy nie płacze, tak zostałam nauczona. Być silna i twarda, nie patrząc na jakie kolwiek okoliczności.

Muszę być silna.. muszę jakoś się zemścić na wszystkich. Najpierw zacznę na Morganie, potem Salvator a na końcu mój jakże ukochany kłamliwy mąż.
Moje rozmyślenia przerywa pukanie do drzwi.

- przepraszam, ale ma pani gości - do sali wchodzi pielęgniarka, kiwam głową, że ma ich wpuścić. Za chwilę za drzwi wychodzą Antonia i Salvator.

- witaj corkeczko - pierwszy odzywa się Salvator, a mój wzrok ląduje na tym drugim, na które słowa parsknął pod nosem.

- darujcie siebie, te zbędne powitanie. Wiem po co przyszliście, papieru leżą tam - wskazuje palcem, gdzie znajdują się papiery. Antonio bez mrugnięcia, sięga po nie. Bierze je w ręce i widzę ten przebiegły uśmiech na jego twarzy.

- cieszę się, że poszłaś po rozum do głowy - podchodzi do mnie szybkim krokiem i chwyta mnie za gardło i mówi na tyle cicho, abym tylko ja mogła go usłyszeć - pożałujesz swojej decyzji, wyjdziesz za mąż za gorszego niż był Mateo. On pokażę ci prawdziwe posłuszeństwo - już mam coś odpowiedzieć, ale przerywa mi Sal.

- nie zapędzaj się, mój drogi przyjacielu. To ja teraz decyduje o jej przyszłości a tobie gówno do tego. Jeśli myślałeś, że nic nie słyszałam to jesteś w błędzie. Dotknij ją jeszcze raz w ten sam sposób a obiecuję ci to, że połamie ci te dwie ręce rozumiesz?

Patrzę zdezorientowana na oby dwóch. Nie wiedząc, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież trzymają się razem. Dlaczego Salvatore stanął w mojej obronie?

- Lisa, spakuj się i pojedziemy do mojego domu. Tam poznasz moją żoną i swojego brata. Będę u ciebie za 10 minut, tylko porozmawiam na osobności z Antonio.

- poczekaj, nie taki był plan rozumiesz? - mówi wściekłością Antonio - ona idzie ze mną, za dwa dni ma wyjść za gabriello, co ty do chuja odpierdalasz?!

- masz papiery rozwodowe, o to ci do chuja chodziło, czyż nie? Za kilka dni Lisa do ciebie wróci, i chuja masz dogadania.. no chyba, że chcesz aby twoje brudne brudny wyszły na jaw? - patrzę na Esposito, i nie wierzę własnym uszą, czy on na prawdę grozi mojemu ojcu? Patrzę na oby dwóch jak w ciszy wychodzą z pokoju. Mam 10 minut, aż mój ukochany.. prawdziwy tatuś przyjdzie po mnie..

Pakuje ostatnie rzeczy do walizki, przy okazji rozglądam się czy niczego nie zapomniałam, ale w tej chwili do sali wchodzi Sal.

- spakowana już? - kiwam głową na znak zgody, po czym biore walizkę w zdrową rękę, ale nim zdołam jakiś ruch wykonać Salvator bierze ode mnie walizkę i kieruje się w stronę drzwi.

Opuszczamy szpital w ciszy, każdy jest gdzie indziej, każdy jest w swoich myślach, aż w końcu Sal się odzywa.

- Lisa nic ci nie grozi, nadal jesteś żoną Marcello, to tylko jedna pierdolona gra.

Zatrzymuje się w miejscu, bo nie mogę uwierzyć w jego słowa.

To tylko jedna pierdolona gra.
O co w tym wszystkim kurwa chodzi?

TA ZAKAZANA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz