Rozdział dwudziesty

1.5K 36 0
                                    

Ochroniarze kierują nas do domu, do bezpiecznego miejsca, każą nam stąd nie wychodzić nawet gdy usłyszymy jakieś dziwne dźwięki.
Patrzymy na siebie z Flor zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi.
Dziewczyna zapewne wie, ale milczy jak grób.

- Flor, proszę powiedz mi. Tak jakby jesteśmy rodziną. Muszę wiedzieć co się dzieje! - dziewczyna patrzy na mnie dziwnie po czym wzdycha, zamyka oczy i zaczyna mówić.

- jak słyszałaś rozmowę, twój narzeczony się uwolnił, czyli mają zapewne kreta. Wie, że chce coś powiedzieć, ale mnie ucisza.
To że wyszłaś za maż, ci nic nie daje.
Każdy wie, że jesteś zaręczona z Mateo, bo to ogłosił publicznie. Nikt nie wie, że wyszłaś za niebezpiecznego człowieka we Włoszech. Więc nadal jesteś zaręczona, pomijając ten fakt.
Byśmy tutaj nie były, jakby nie zagrażało nam niebezpieczeństwo, może to tylko fałszywy ślub, ale widzę jak Marcello na ciebie patrzy. Nie tak jak na pierwszą lepszą, tylko tak jak byś była tą jedyną. Nie wiem co siedzi mu w głowie, ale jednego jestem pewna, że jak wasz układ się skończy nie pozwoli ci tak szybko odejść. - chcę już coś odpowiedzieć, że się myli. Między mną a Marcello nic nie będzie, ja nie potrafię kochać tak samo jak on. Jesteśmy zepsuci do szpiku kości. Nagle drzwiczki się otwierają a jeden z ochroniarzy mówi nam że mamy szybko wychodzić, nagle słyszymy wybuch i każą nam upaść na ziemię.
Zasłaniają nas własnymi ciałami, po czym kolejny wybuch.
Co tu się kurwa dzieje.

Trzęsie się nad nami sufit.
Przecież to się zaraz wszytko za wali.
Goryle krzyczą że mamy za nimi szybko biegnąć.
Skręcamy w jakieś korytarze, po czym  wchodzimy do jakiegoś podziemia.
Jeden z nich mówi, żeby skontaktował się z Dante, ale brak sygnału to mu mówi żeby do Marcello dzwonił, ale także nie ma połączenia.
Wchodzimy w głąb, aż nagle kolejny wybuch, ale nie odczuwamy go na tyle, jak u góry. Sypie się tynk przez wybuch, ale mówią, że mamy iść dalej nie oglądając się za siebie.

Nadchodzi kolejny wybuch, przytulamy się z Flor do siebie, modląc się aby chłopakom się nic nie stało.
Przecież kurwa zostali w ogrodzie.
Nagle zatrzymuje się, i odzywam się do jednego z ochroniarzy.

- co z Marcello i Dante? Patrzą na mnie i spoglądają na siebie, ale nic nie odpowiadają.
Tylko nie to.

- wyprowadźcie, mnie do ogrodu! Krzyczę już, bo nie mogę odgonić myśli, że coś im się stało a zwłaszcza Marcello.
Spoglądają na siebie, ale mówią że dostali rozkaz pilnować nas i nie puszczać z nas oka.
Patrzę na Flor, która mi mruga i wiem co chce przez to powiedzieć.
Wyszłam za mąż za Marcello, więc teraz nazywam się Lisa De Luca.
Wyprostowuje się, nabieram powietrza i robię złą minę.

- jestem żoną Marcello, więc także mam prawo, wam rozkazywać.
Więc w tej chwili, zabierzcie mnie do pierdolonego ogrodu. Jeśli tego nie zrobicie, to wam pokażę na co mnie kurwa stać zrozumiano?
Spoglądają na siebie, po czym kiwają na znak zgody.
Patrzę na Flor, która ma błysk w oku i bezgłośnie mówi ' dałaś radę, jestem z ciebie dumna'.

- proszę iść za mną, nie wychylać się do póki Santo nie obaczai, że nikogo nie ma w pobliżu.

Widzę tylko jedynie, unoszący się dym w powietrzu, zapach spalenizny. Spoglądam w miejsce, gdzie braliśmy ślub, nie ma po nim ani śladu.
Kieruje wzrok, tam gdzie siedzieliśmy.
Dostrzegam dwie postacie leżące bez ruchu.
Nagle sztywnieje i ruszam do biegu nie zwracając uwagi na to że mnie wołają i krzyczą że to niebezpieczne. Przed oczami mam leżącego Marcello.
Flor chyba też ich nie słucha, bo rusza zaraz za mną, krzycząc imię brata.

Dobiegamy do ciał.
Przed nami leżą, Marcello i Dante nieruchomi.
Patrzę na Flor, która potrząsa swoim bratem, który nagle się budzi.
Robię to samo z Marcello, ale ten ani rusz, ponawiam to samo, ale nie ma efektów.
Krzyczę, żeby wezwali pogotowie, lekarza cokolwiek.
Klęczę nad Marcello, łzy lecą mi ciurkiem po policzkach.

Proszę, nie odbierajcie mi go.
Proszę, obudź się.

TA ZAKAZANA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz