Rozdział siódmy

2K 40 3
                                    

                              

Dzisiaj jest ten ważny dzień, ale dla kogo?
Oczywiście, że dla ojca.
Dał mi to do zrozumienia dwa dni temu, jak goście opuścili hotel.
Tak wściekłego to go chyba jeszcze nie widziałam, ale czego mogłam się spodziewać.
Od zawsze był surowy, wymagający i toksyczny.

Siedzę przez lustrem i patrzę na gigantycznego siniaka na ramieniu i na żebrach. Dotykam delikatnie i krzywie się z bólu.
Ojciec wpadł w furię, krzyczał, poniżał, bił a na sam koniec zawołał jednego ze swoich skurwieli, żeby mnie... Zamykam oczy, aby wyrzucić obraz z głowy, ale to nic nie daje.
Patrzę na siebie w lustrze i mówię stanowczym i groźnym głosem.
Kiedyś się zemszczę na tobie, i to wtedy ty będziesz prosić o przebaczenie.

Ubieram w białą długą suknię z rozcięciem na prawej nodze i oczywiście z długimi rękawami, aby zakryć siniaki.
Ubieram szpilki i schodzę na dół.
Ojciec jak zwykle nienagannie ubrany z tym swoim fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Podchodzi do mnie, bierze mnie pod rękę i razem wychodzimy, ale oczywiście musi dorzucić swoje pierdolone trzy grosze.

- masz zachowywać się porządnie jak na na narzeczoną przystało i nie zhańbij naszego nazwiska zrozumiałaś?
Przytakuje jedynie głowa, a myślałam na tysiąc sposób panuje jego śmierć.
Kiedyś do tego dojdzie.

Podjeżdżamy pod ogromny budynek.
Ojciec wysiada a ja czekam aż jeden z goryli mi otworzy drzwi.
Gdy już to robi, wychodzę i razem z ojcem kierujemy się w stronę wejścia.

Wchodzimy do środka, i od razu zauważam jak piękne jest to miejsce.
Rozglądam się dookoła i jest na prawdę dużo ludzi aż nagle mój wzrok pada na wysokiego mężczyznę ubranego cało na czarną nagle się odwraca a mnie aż paraliżuje.
Marcello de Luca.
Mierzy mnie wzrokiem, patrzę jak zaczarowana nie mogąc przestać na niego patrzeć, nagle czuje szarpnięcie za ramię.

-przypominam ci, że masz nie zrobić żadnego głupstwa. A z tego co widzę, patrzysz ciągle na Luca, chyba nie muszę mówić ci za kogo wychodzisz za mąż - syczy ojciec do mojego ucha.
Nie odpowiadam, niech mnie pocałuje w dupę będę patrzeć, się na kogo mi się podoba.

-chodź idziemy przywitać się z twoim narzeczonym - naciska na ostatnie słowo.

Kierujemy się strone Matteo i Marcello.
Spoglądam na mojego przyszłego narzeczonego i stwierdzam że wygląda nienagannie ale nie tak pięknie jak Luca.
Witamy się z nimi, ojciec prosi Marcello na słowo, sądząc po ich minach ta rozmowa nie będzie należała do przyjemniejszych.

- pięknie wyglądasz, już nie mogę się doczekać aż ogłoszę wszystkim że jesteś moja - zagaduje mnie Mateo i otacza mnie ramieniem od razu dochodzi mnie jego zapach.
Boże, serio on musi tak śmierdzieć.

- dzięki, ale daruj sobie te miłe słówka, dobrze oboje wiemy, że ten ślub to tylko kolejny jebany okład z moim ojcem.
Co dostaniesz w zamian? Udziały? Zostaniesz współwłaścicielem z jednego jego burdeli? dostrzegam że zaciska zęby po czym warczy mi do ucha.

- nie twój interes, i radzę ci żebyś nie odzywała się do mnie takim tonem!
Nie życzę sobie tego, jak zostaniesz moją żoną to nauczę cie szacunku, bo ewidentnie tatuś cię tego nie nauczył.
Będziesz grzeczną żoną zrozumiałaś?!
A tak propo kochana narzeczono już nie mogę się doczekać nocy po ślubnej, aż odbiorę twoja niewinność i zerżne cię w każdą możliwą dziurę.
Wyszarpuje się i chce mu coś powiedzieć, ale widzę zbliżających się Ojca i Marcello.

- już czas Mateo ogłosić zaręczyny - wypowiada się ojciec, uśmiechając się stycznie. Ten tylko kiwa głową, całuje mnie policzek i odchodzi stronę podestu, prosząc wszystkich o uwagę.

Wszystkie oczy są skierowane na mężczyznę tylko nie moje, mam dość już tego gówna. Teraz moje życie się zmieni na gorsze niż było. Jak ja nienawidzę tego skąd pochodzę, czemu nie mogłam się urodzić w normalnej kochającej rodzinie. Gdyby tylko mama żyła, pewnie nigdy by się nie zgodziła na to wszystko.
Czasami mi jej brakuje, jej ciepła, uśmiechu, tęsknię za nią tak bardzo.
Czuje wzbierające się łzy, ale szybko się odganiam, rozmyśleń wyrywa mnie szorstki męski głos.
Odwracam się i patrzę na stojącego mnie Marcello.

- stało się coś? Czy to porostu czyste wzruszenie na przemowę tego palanta?

- nie twój interes, zajmij się lepiej sobą.
Odpowiadam trochę zbyt chłodnym tonem, ale co mu tego.

- wyszczekana jesteś jak na córeczkę Bosss? Tatuś nie nauczył cię szacunku czy jak? Odwracam się, patrząc mu w oczy, są tak piękne z bliska, mogłabym patrzeć na nie godzinami a nigdy by mi się nie znudziły. Od jego przeszywającego spojrzenia, zaschło mi w gardle, oblizuje usta gdzie od razu wzrok Marcello pada na nie. Jeszcze bardziej robi mi się gorąco, nie mogę wydusić siebie ani słowa. Z tego wszystkiego nie słyszę swojego imienia, dopiero po chwili dochodzi do mnie, że to Mateo mnie woła.
Co on ze mną robi, gdy jest tak blisko?!

Odwracam się od Marcello, i jak najszybciej podejść do Mateo, ale zatrzymują mnie jeszcze jego słowa.

- już nie mogę się doczekać, aż zamieszkasz u mnie - po tych słowach odchodzi a ja patrzę na oddalającą się jego sylwetkę.

Będzie ciekawie.

TA ZAKAZANA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz