Carter

667 24 5
                                    

Cisza i idealny spokój. Tak od zawsze było w szwajcarskim domu, który posiadał Fernando. Choć posiadłość ta była naprawdę duża, to nigdy nie mieszkał tam nikt poza Hiszpanem, który i tak większości pomieszczeń nie używał.

Alonso kupił ten dom przed wieloma laty z myślą o swojej przyszłej rodzinie. Rodzinie, której nigdy ostatecznie nie założył.

— Padam na ryj – kierowca Astona Martina powiedział sam do siebie, rzucając się przy tym na ogromne, wygodne łóżko, którego nigdy, z nikim nie dzielił. W życiu mężczyzny od czasu do czasu pojawiały się oczywiście najróżniejsze kobiety. Żadna nie była jednak godna sypialni Fernando. Hiszpan wychodził bowiem z założenia, że jeśli jakaś kobietę w końcu zaprosi do tego pokoju, to będzie to kobieta jego życia. Ta jedyna, z którą szczęśliwie się zestarzeje. Pomimo upływu lat, kobieta ta jednak w życiu Alonso się nie zjawiała, a on sam coraz bardziej oswajał się z z myślą, że do końca swojego luksusowego, ale nieszczęśliwego życia będzie sam jak palec.

— Robię się powoli zbyt stary na tak intensywne ćwiczenia fizyczne – mężczyzna kolejny raz dał głośny upust swym myślom, ocierając przy tym wierzchem dłoni spocone czoło.

Choć Hiszpan aktualnie był na w pełni zasłużonym urlopie, to lata rygorystycznych ćwiczeń i dietowego reżimu, które z upływem czasu weszły mu w nawyk, nie pozwalały mężczyźnie tak po prostu leżeć i odpoczywać. Fernando musiał się ruszać, musiał ćwiczyć, musiał być aktywny fizycznie. Dzięki temu miał bowiem zajęcia, które odciągały jego myśli od faktu, że w gruncie rzeczy przez większość czasu był sam.

To prawda, że miał masę znajomych, fanów i przelotnych kochanek. Ci ludzie w większości zapełniali jednak jego dni. Noce były zaś wyjątkowo samotne, dlatego też Fernando często ćwiczył późnymi wieczorami. W ten sposób przynajmniej cześciowo zapełniał pustkę. Nie inaczej sytuacja miała się i tego dnia. Hiszpan po zjedzeniu kolacji wsiadł na rowerek stacjonarny i ćwiczył na nim aż do momentu, gdy wiszący na ścianie zegar wybił północ.

Odsapnąwszy nieco po intensywnym wysiłku Alonso dźwignął się niechętnie ze swojego wygodnego łóżka i powolnym krokiem posnuł się w stronę łazienki, gdzie planował wziąć długą, relaksującą kąpiel. Gdy Hiszpan już zamykał za sobą drzwi, w sypialni rozległ się dzwonek telefonu komórkowego. Fernando, mając świadomość, że o tak późnej porze nikt nie próbowałby się z nim skontaktować, jeśli nie byłoby to coś naprawdę ważnego, zawrócił w stronę dzwoniącego urządzenia, które znajdowało się na szafce nocnej.

— Słucham? – odebrał bez uprzedniego patrzenia kto dzwoni.

— Hej Fernando, przepraszam, że zawracam ci głowę o tak późnej porze, ale jestem zmuszony cię prosić o pewną przysługę. Wiem, że może być to zbyt wiele, ale naprawdę jesteś moją ostatnią deską ratunku – po drugiej stronie rozbrzmiał zdesperowany głos Matthew.

Matthew Everly był pracownikiem Astona Martina odpowiedzialnym za PR Fernando. Hiszpan i Brytyjczyk, choć nie znali się jeszcze zbyt długo, dość dobrze się dogadywali. Alonso szanował swojego PR-owca i ufał jego osądowi. Zawsze skrupulatnie wykonywał polecenia i nie kwestionował decyzji. Matthew z kolei, zgodnie ze swoimi obowiązkami, dbał o dobre imię i nieskazitelny wizerunek pochodzącego z Hiszpanii kierowcy.

— Coś się stało? – zapytał Alonso, w którego głosie dało się słyszeć nutkę niepokoju.

Choć kierowca Astona Martina znał swojego PR-owca krótko, to wiedział, że mężczyzna nie miał skłonności do przesadzania, ani koloryzowania rzeczywistości.

— Moje dziecko, Carter utknęło na lotnisku. Ta sukowata czarownica Maddison miała odebrać Carter z lotniska i zabrać do swojego domu na wakacje. Zamiast tego postanowiła bez żadnego wyjaśnienia zabrać się ze swoim nowym lowelasem, którego jedyną cechą osobowości są pieniądze, na cholerne Malediwy. Ta pożal się Boże matka roku wystawiła swoje dziecko. Carter jest na lotnisku i nie ma gdzie się podziać. Wiem, że ta prośba będzie dużym naruszeniem twojej prywatności, ale mógłbyś przygarnąć Carter do siebie na kilka dni? Dopóki nie wymyślę czegoś innego oczywiście. Obiecuje, że sowicie ci to wynagrodzę – Everly wydawał się naprawdę zdesperowany.

— Jeśli potrzebujesz chwili aby się zastanowić, to nie ma problemu. Wiem, że cenisz sobie swoją prywatność – dodał po chwili.

Pomiędzy mężczyznami na kilka chwil zapadła cisza podczas której Fernando zastanawiał się nad tym, jaką decyzję powinien podjąć, a Matthew z duszą na ramieniu, czekał na odpowiedź Hiszpana.

— A co mi tam. Przyda mi się towarzystwo – stwierdził w końcu kierowca Astona, na co jego rozmówca odetchnął głośno z ulgą.

— Boże! Dziękuje ci Fernando. Jesteś cudowny! Przekażę Carter adres i poinstruuję jak ma do ciebie dojechać. Za jakieś dwie, może trzy godziny moje dziecko powinno się zjawić pod twoimi drzwiami – oznajmił Everly dużo bardziej radosny głosem.

— Będę czekał z niecierpliwością – odparł Hiszpan, któremu perspektywa spędzenia kilku dni z synem Matthew wydawała się dość przyjemna. W tym zimnym, przestronnym i do bólu pustym domu przydałoby się nieco młodzieńczego wigoru i szczerego śmiechu, a z tego co opowiadał Everly, to jego syn, był naprawdę pogodną osobą.

— Wspaniale, to zaraz prześle Carter adres. Jeszcze raz ci dziękuję Fernando.

— Jeszcze raz nie ma za co. Od tego ma się przyjaciół.

— Do usłyszenia Nando – pożegnał się Matthew.

— Do usłyszenia Matt – odparł Hiszpan, a następnie zakończył połączenie.

Po odłożeniu telefonu na szafkę nocną Alonso ponownie udał się do łazienki, gdzie zamiast zamierzonej wcześniej długiej kąpieli wziął szybki, orzeźwiający prysznic. Gdy już się odświeżył i przebrał, poszedł do jednej z wielu sypialni przeznaczonych specjalnie dla odwiedzających Hiszpana od czasu do czasu gości. Mężczyzna postanowił przygotować dla Cartera pokój. Chciał bowiem, aby wystawiony przez matkę chłopak, czuł się u niego jak w domu. Chciał, aby ktoś tchnął nieco życia w jego pustą i zimną posiadłość.

Boyish feelings // Fernando AlonsoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz