Rozdział 1. Ból w sercu

766 17 1
                                    


  Nie wiedziałam co się dzieje. Jedną rzecz co usłyszałam to tylko strzały oraz krzyki dochodzące od kobiety obok które okazały się być od mojej mamy, nagle w pewnym momencie one ustały. Obudziłam się dopiero po paru dniach, według lekarzy byłam w tragicznym stanie jednak że dla mnie to nie miało znaczenia, najbardziej bolącą rzecz dla mego serca usłyszałam od kobiety która weszła do mojej sali za zgodą lekarzy okazała się ona być pracownikiem opieki społecznej, poinformowała mnie spokojnym lecz poważnym tonem głosu, że na miejscu wypadku zginęły 4 osoby, w tym moja mama oraz sprawca całego zamieszania, z tego co policja umiała zidentyfikować był to Rafael Bogartii członek grupy mafijnej, która jest poszukiwana za handel narkotykami oraz bronią. Totalnie mnie to nie interesowało najbardziej załamał mnie fakt iż nigdy już na oczy nie spojrzę mamy. Ta informacja dobiła mnie tak mocno aż lekarze musieli zainterweniować i podać mi leki uspokajające aby kobieta mogła ze mną na spokojnie porozmawiać. Dopiero uspokoiłam się po nie całej godzinie lecz dalej byłam zapłakana i smutna ale dało się ze mną porozmawiać, następną informację którą mi podała kobieta brzmiała iż - miałam 25-letniego brata który zechciał zostać moim prawnym opiekunem, oraz 16-letniego, zdziwił mnie ten fakt że w ogóle ich mam, zawsze gdy pytałam się mamy czy mam jakieś rodzeństwo to odpowiadała że jestem jedynaczką więc miałam w tej chwili prawo się zdziwić. Minął tydzień mojego pobytu w szpitalu, czułam się już lepiej fizycznie lecz psychicznie nie dawałam rady z tak dużą stratą bliskiej mi osoby, w tym dniu miałam już wyjść i udać się na lotnisko na samolot w którym miałam polecieć do Stanów Zjednoczonych głownie do Nowego Jorku gdzie mieszkali moi bracia, na miejscu miał czekać ten najstarszy we własnej osobie cholernie się stresowałam, nie wiedziałam jak się zachować, odzywać cokolwiek nawet mi nie powiedziano jak wygląda i gdzie będzie czekać chociaż by jak ma na imię. Pod szpitalem czekała na mnie ta sama pracownica opieki z którą miałam się udać do naszego mieszkania w którym z mamą mieszkałam, wchodząc do niego czułam się zagubiona i opuszczona zwykle o tej porze po kuchni krzątała się mama zastanawiająca się co upiec na obiad a teraz? Pustka. Brak tej czułości na powitanie. Miałam tylko jedno zadanie - udać się do pokoju i spakować swoje ciuchy, a raczej dużą część z nich, wiedząc że już tu nie wrócę rozpłakałam się w pewnym momencie, kobieta próbowała mnie pocieszyć lecz to nic nie dało, dalej czułam tą odebraną mi osobę, pozbierałam się do kupy i szybkim ruchem wpakowałam stertę ubrań do walizki wraz z szybkim krokiem opuściłam mieszkanie mierząc je ostatni raz wzrokiem i udałam się za dziewczyną do jej ładnego czarnego Porshe. Droga mi minęła oschle i w duchu zastanawiałam się bez oderwania wzroku od szyby samochodu jak zareagowali moi bracia, gdy dowiedzieli się że mają młodszą i zagubioną siostrę. Byli szczęśliwi? Rozgniewani? Nie mam pojęcia lecz pewnie spodziewam się że mój opiekun musiał się tym wszystkim przejąć, że aż sam udał się na lotnisko by odebrać swą zgubę, pracownica mówiła mi że jest z tych bogatszych osób a nawet biznesmanem oraz że spędza dużą część czasu poświęcając swej pracy więc zdziwiło mnie to że nikogo nie posłał czy chociaż by drugiego brata  jednak pofatygował się sam. Będąc już pod lotniskiem zestresowałam się - za moment miałam usiąść w fotel samolotu i wylecieć ze swojego rodzinnego kraju, dziewczyna pożegnała się ze mną i poczekała aż przejdę przez bramki by mieć pewność że w ogóle polecę. Parę godzin później byłam już w tych sławnych Stanach Zjednoczonych, czując ciepło na mej twarzy zamknęłam oczy by zabrać powietrze czerwcowego ranka w płuca a później je wydmuchnąć, idąc po swą walizkę otrzymałam sms a w nim wiadomość: 
Czekam na ciebie pod apteką, jeśli masz problem z dotarciem napisz gdzie jesteś to podejdę. Twój starszy brat Marco
Twój starszy brat. Marco. Zostało to w mej pamięci, przynajmniej wiedziałam jak jeden z dwóch braci ma na imię, ładne nie powiem że nie lecz wciąż się stresowałam spotkaniem go twarzą w twarz, myślałam że się rozpłynę lecz szybko się opamiętałam i ze swą dobrą orientacją w terenie próbowałam odnaleźć aptekę, tak jak przekazał mi Marco. Po parunastu minutach z małą pomocą kilku ludzi odnalazłam przeznaczone do spotkania mi miejsce, stało tam pod nią mało ludzi a w okno wyróżniała się tylko jedna. Mężczyzna dość wysoki, umięśniony, ubrany był w białą koszulę oraz czarne proste spodnie takie też pod kolor miał buty, swą wyprostowaną sylwetką przeczesywał swe kawowe w miarę kręcone włosy, idąc wymierzył we mnie wzrok i podszedł, patrząc na niego a na mnie totalnie wyglądałam przy nim jak prosto z łóżka wyciągnięta nagle się spięłam, on musiał to zauważyć ponieważ w górę podciągnął mu się kącik ust. Mimo mniejszej odległości między mną a nim wydawało mi się, że idzie wieczność nagle podszedł i odrzekł
- Tak jak pisałem, jestem Marco, a ty to musisz być Vanessa. Miło mi poznać swą małą siostrzyczkę.
Zestresowałam się jego ciepłym lecz poważnym tonem głosu, lecz wiedziałam już w tamtym momencie że to będzie miła lecz poważna rozmowa w drodze do jego domu, i tak też było.

The Devil EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz