Rozdział IV

5 1 0
                                        


Jeszcze przed śniadaniem dostałam od Michała odpowiedz na mój list. Jak zawsze jego wypowiedz była pozytywna i pobudzając do działania. Bardzo cieszył się z mojego osiągnięcia co sprawiło, że jak najszybciej chciałam znowu go zobaczyć. Jednak kiedy spojrzałam na lustro w szafie, ta myśl od razu mi przeszła. Był to co prawa ostań dzień noszenia opatrunku, ale miałam ochotę ściągnąć go już teraz. Po zderzeniu z Iosue bolał tylko niedługą chwilę i jeszcze tego samego wieczora czułam, że jest z nim lepiej niż kiedykolwiek. Jednak Teneritas upierał się o ten jeden dodatkowy dzień, aby mieć pewność, że z kością wszystko w porządku.

Jak w każdym przypadku niechętnie udałam się na stołówkę, by zjeść śniadanie, ku mojemu zdziwieniu przy jednym ze stolików siedziała Józefina z Domantasem. Dziewczyna próbowała wybronić się przed łyżką brokułów, którą Domantas uporczywie próbował ją nakarmić. Gdy Fina dostrzegła mnie w drzwiach, z wymuszonym ubolewaniem na całe pomieszczenie wykrzyczała:

- Gene pomóż mi. Znęcają się!

Wszyscy spojrzeli się na moją osobę tak intensywnie, że aż poczułam jak pieką mnie policzki.

Westchnęłam i podeszłam do ich stolika. Mężczyzna zdawał się nie zwracać uwagi na moją osobę czy wołania o pomoc, dlatego też otworzyłam usta i zjadłam brokuł z jego łyżki.

Domantas skrzywił się, a Fina wykrzyczała:

- Gene mój ty bohaterze!

Skarciłam ją wzrokiem i powiedziałam:

- Moja bohaterska służba kuchenna zaczyna i kończy się wraz z dniem dzisiejszym.

- Co? Ale jak to? - Jej ton przypominał dziecięce rozczarowanie.

- Jesteś na tyle duża by wiedzieć, że zjedzenie od czasu do czasu warzyw wcale ci nie zaszkodzi.

Józefina bezradnie opadła twarzą na czarny blat stolika i ze sztucznymi łzami wypowiedziała swoje słowa:

- Jak zawsze wszyscy są przeciwko mnie. Ty powinnaś znać mój ból najlepiej. Przychodzisz tu codziennie i jesz pyszne czekoladowe pudding, kiedy ja w naszej kuchni widzę same warzywa i suplementy. Dieta Supry jest stanowczo zbyt zielona. Chce jeść na deser czekoladowy pudding, a nie zmodyfikowane kapsułki!- wykrzyczała rozgoryczona.

Widząc nadąsaną i smutną Fine westchnęłam i zwróciłam się do Domantasa.

- A ty nie powinieneś znęcaj się nad nią.

Mężczyzna wyśmiał mnie.

- Ja tylko chce pomóc swojej narzeczonej zadbać o zdrowie - powiedział ze zdenerwowaniem w oczach.

Gdy usłyszałam słowo narzeczona mimowolnie wypościłam tackę ze swoją owsianką, która na całe szczęście wylądowała na stole.

Zmarszczyłam brwi i porządnie im się przyjrzałam.

- Jesteście jak ogień i woda, a raczej jak wilk i owca. Nie pasujcie do siebie.
- A jednak - zaśmiała się cicho Fina. - Chociaż nie tylko ja podzielam twoje zdanie - Spojrzała się na swojego przyszłego męża, zupełnie jakby coś kryło się za jej słowami.
- A wiec czegoś tu przylazła? - Domantas spojrzał raz jeszcze z obrzydzeniem na swoją łyżkę z której zjadłam.
- Po nic konkretnego, zupełnie przypadkiem was tu spotkałam - Odparłam niewzruszona jego szorstkim tonem. - A wy co tu robicie? Rzadko kiedy można was spotkać po za wasza prywatna strefą.
- Czekamy na mojego brata – Powiedziała Fina, która podniosła swoją głowę ze stołu. - Umówiliśmy się, że zjemy razem śniadanie skoro długo się nie widzieliśmy - Zakręciła swój rudy kosmyk na palcu

Integrum IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz