Rozdział XIV

5 1 0
                                        


Iosue


Jako dowódca, odpowiadam za wszystkich członków swojego oddziału, dlatego stale ich obserwuje i monitoruje poszczególne zachowanie. Gene odbiegła od normy. Nie wróciła z nami do stolicy. Odłączyła się od nas, a do swojej kwatery wróciła późnym wieczorem. Od tamtego czasu była poddenerwowana i cięta na wypady drużyny. Jesteśmy zobowiązani do wspólnej integracji w celu zapewnienia zgodności w drużynie, ale dziewczyna upierała się by zostać w swoim pokoju. Była też niecierpliwa na naszych treningach czy lekcjach, zupełnie jakby coś ją poganiało.

Nasza misja miała rozpocząć się następnego ranka, a Gene pozostała bez zmian. Siedziała przy palenisku patrząc się w jego płomienie. Od początku naszej podróży nie odezwała się słowem, co zazwyczaj nie było w jej naturze. Miała obgryzionego paznokcia u kciuka, zawsze tak robi gdy się stresuje, ale pewnie sama o tym nie wiem. Wyciągnęła z ust palca i zapytała:

- Nie możemy zaatakować ich już dzisiaj?

- A co ty chcesz atakować jak jeszcze ich nie ma.- Zaśmiał się Domantas.

Gene wywróciła oczami i udała się w głąb lasu.

- Iosue coś z tym trzeba zrobić. - Ponaglała spojrzeniem Jasmin.

- Może potrzebuje więcej czasu przez tego Johna?- powiedziała ze zmartwieniem Józefina.

- Rozumiem jak to jest być spiętym, ale w pracy nie ma na to miejsca. Jesteśmy profesjonalistami. Negatywne uczucie nie może nas zaślepić i wpłynąć na naszą współprace jak i na wynik misji. - Powiedział Domantas wpatrując się w miejsce, w które uciekła dziewczyna.

- Pomyśl co by zrobiła Faustina jeśli dowiedziałaby się, że Gene przez brak samokontroli zrujnowała nam misje. - Jas położyła mi dłoń na ramieniu.

- Jeszcze nic nie zrujnowała - powiedziałem oschle. Nie chciałem, aby narodziło się więcej negatywnych uczuć w naszej drużynie.

- Pamiętasz jak rodzinna przymusiła mnie do pewnych rzeczy i byłem wtedy podłym skurczybykiem? Zrobiłeś mi ładną dźwignie i od razu się ogarnąłem. Może spróbuj tak z Gene. - Zaśmiał się Doma.

- Mozę odeślij ją do stolicy? - zaproponowała Jasmin. -J eśli potrzebuje czasu dla siebie może lepiej jej nie zmuszać?

- Myślisz, że ona chce wrócić do stolicy kiedy tak bardzo ponagla robotę? Wręcz rwie się do tego. - Mężczyzna wyprostował nogi do ognia.

- Porozmawiam z nią. Wytłumaczę jej jakie zasady u nas panują. - Powiedziałem odchodząc od drużyny.

Gene nie odeszła daleko. Ciskała nożami o pobliską korę drzewa. Wybrałem łagodne podejście. Jedna z moich książek nauczyła mnie, że ognień najlepiej zwalczać wodą. Więc będę tak spokojny jak ona sama.

- Jak dobrze, że zawód leśnych strażników już nie istnieje, bo naliczyliby ci sporą grzywnę.

Gene

Wszystko było nie tak. Uczucie gniewu i zwątpienia wzrastały z każdym dniem nic nie robienia. Miałam wrażenie, że wybuchnę swoimi emocjami jak balon. Liczyłam, że z każdym celnym rzutem poczuje się lepiej, ale to wszystko było na darmo. Kiedy chciałam wypuścić z ręki kolejne ostrze, poczułam jak ktoś się za mną skrada, przez co zastanowiłam się czy nie zmienić swojej tarczy. Jednak szybko zrozumiałam, że tak bezszelestnie mógł robić to tylko Iosue.

- Jak dobrze, że zawód leśnych strażników już nie istnieje, bo naliczyliby ci sporą grzywnę.

Znowu to zrobił. Odgarnął ode mnie negatywne uczucie, rozwiał jak mgłę, zdmuchnął jak domek z kart, co mnie przeraziło.

Integrum IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz