Rozdział IX

6 1 0
                                        


Rano zaprowadziłam Michała do sierocińca. Główna ulica Trew była zatłoczona i gwarna. Wszyscy zaczęli przygotowywać się do festynu budując swoje stanowiska wzdłuż drogi. Widziałam też dużo samochodów z deskami i szkieletami jakiś konstrukcji, które jechały w stronę opuszczonego miasteczka.

Kiedy wróciłam do zacisznej polany, by posprzątać nasze obozowisko od razu poczułam, że lepiej mi się oddycha. Przyznam, że sama jestem ciekawa tego całego zamieszania wokół czterdziestych siódmych urodzin Faustiny. Ale tłum zawsze będzie dla mnie tłumem - dusznym i nieprzyjaznym odczuciem.

Zwróciłam wszystkie sprzęty wojsku i udałam się do szpitala. Chwyciłam za klamkę by otworzyć drzwi do pokoju Jany, ale były zamknięte.

- Jana, otwórz to ja Gene.

Czekałam pod drzwiami, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Po mojej drugiej próbie nawoływania przyjaciółki na korytarzu pojawił się Teneritas.

- Czy Jana dalej jest pod działaniem tych paskudnych leków? Próbuje nawiązać z nią kontakt ale mi nie odpowiada- zapytałam zmartwiona.

Teneritas wydawał się być zbity z tropu.

- O jakich lekarstwach mówisz? - zatrzymał się na moment i podrapał się po karku. - No tak - uderzył się podkładką w czoło udając że zapomniał, o tym. - Wybacz Gene, ale będziesz musiał wrócić za klika dni.

- Ale wszystko z nią w porządku?

Blondyn uciekł ode mnie wzrokiem i powiedział:

- Na pewno się nią zajmę, także nie martw się o to.

Odwrócił się w stronę drzwi i zapukał.

- Jana, czas na wizytę.

Żadnej odpowiedzi.

Młody mężczyzna westchnął.

- Wiesz, że to nie robi dla mnie wrażenia. - Wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył drzwi.

Zamknął za sobą drzwi tak abym nie mogła zobaczyć Jany. Mogłam jedynie usłyszeć pretensje o to, że Teneritas nie szanuje jej prywatności.

Wróciłam strapiona do pokoju, jednak nie miałam czasu na takie wątpliwości gdyż czekał mnie trening z Marią. Po pracowitym dniu padłam jak suseł i zasnęłam.

Dni mijały nieznużenie i szybko. Próbowałam jeszcze przez pierwszy tydzień kontaktować się z Janą, ale nigdy mi nie odpowiedziała. Po siedmiu dniach się poddałam i zaczęłam wrzucać przez szczelinę drzwi liściki. Nie wiedziałam jednak kiedy dostane na nie odpowiedz i czy w ogóle tak się stanie. Nie chciałam zamęczać jej lekarza pytaniami, ale i tak pojawiałam się u niego codziennie by zapytać co u przyjaciółki.

Nim się zorientowałam miną drugi tydzień. Kiedy wracałam z lekcji łacińskiego w szczelinie swoich drzwi dostrzegłam skrawek papieru. Z ekscytacją przekroczyłam próg drzwi aby przeczytać liścik – Był od Jany. Poczułam ulgę, zupełnie jakby kamień spadł mi z serca. Napisała w nim, że potrzebowała czasu dla siebie i było to związane z jej myślami na temat przyszłości. To czy była to prawda czy nie, na te chwilę musiałam uwierzyć przyjaciółce. Postanowiłam, że złapie ją na jutrzejszym festynie i przeprowadzę porządną rozmowę.

Wstałam wcześnie rano, umyłam się i zjadłam śniadanie. To był chyba pierwszy raz jak ubrałam na siebie sukienkę, odkąd cały koszmar z OZ się zaczął. Dostałam ją od Jasmin gdyż pierwszy dzień festynu był bardziej uroczysty. I muszę przyznać ze polubiłam ją od razu. Niebieski był moimi ulubionym kolorem, a żółte kwiatki dodawały jej uroku. Ubrałam czarne sandały i ruszyłam w stronę ratusza.

Integrum IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz