Rozdział 1 - Początek

619 34 7
                                    

Kawiarnia była znowu pusta. Raptem parę znajomych twarzy pojawiło się z rana. Większość przyszła zapytać o stan ojca i przy okazji z politowaniem w oczach brali kawałek ciasta na wynos lub kawę. Nie wiedziałem czy spadek popularności lokalu wynikał z konkurencji, która otworzyła się dosłownie na przeciwko, czy też z faktu, że ojciec leżał w szpitalu. Staruszek kochał kawiarnię. Oddał jej całe życie. Pamiętam jak za dziecka codziennie tu przychodziłem i przyglądałem się z jaką pasją oddawał się pieczeniu, ustawianiu ciast na witrynkach, podawaniu kawy zakochanym nieznajomym. Sielanka trwała wiele lat i choć w tym czasie jeszcze więcej się zmieniało to lokal cieszył się uznaniem mieszkańców, a nawet krytyków, którzy co jakiś czas przekraczali próg, aby ocenić jakoś oferowanych tutaj deserów oraz napojów.

Starałem się robić to samo co on. Przygotowywałem ciasta według jego przepisów, zamawiałem te same składniki od tych samych dostawców. Dbałem o temperaturę wody w zależności od przygotowywanego napoju - jednak ludzi nie przybywało. Całymi dniami siedziałem na telefonie i pisałem z dziewczyną, którą zostawiłem w innym mieście. Całe życie tam pozostawiłem. Powinienem zacząć ostatni rok studiów dietetycznych. Martwić się pisaniem pracy magisterskiej, spędzaniem czasu z ukochaną, udzielaniem się w kole studenckim. 

Musiałem to wszystko rzucić przez jeden telefon. Pamiętam to jak dzisiaj. Uczyłem się do zimowej sesji. Jak zawsze pozostawiłem wszystkie tematy na dzień przed egzaminem, ale wiedziałem, że dzięki gotowcom i uczęszczaniu na wykłady jakoś to zaliczę. Było około osiemnastej, styczeń. Na zewnątrz ciemno, ale przez okno widziałem latarnię uliczną. Na jej świetle tańczyły płatki śniegu. Przez chwilę ten widok całkowicie odciął mnie od otoczenia i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że bezustannie wibrował mi telefon. Odebrałem go, choć nie znałem numeru. Usłyszałem miły, kobiecy głos. Pierwsze słowa zrozumiałem bez problemu - nawet odpowiedziałem na proste pytania. 

Gdy rozmowa się zakończyła moje dłonie drżały jakbym cały ten czas spędził na zewnątrz. Nie panikowałem jednak. To nie był moment, kiedy mogłem sobie pozwolić na zbyt emocjonalne podejście do sytuacji. Zamknąłem dokumenty z notatkami oraz czat grupowy, na którym każdy pisał jak to boi się egzaminu, albo że wręcz odwrotnie ma na to wyjebane i liczy na powtórkę pytań w drugim terminie. Te nieistotne dla mnie już problemy spadły na dalszy plan. Wszedłem na pierwszą lepszą stronę z rozkładami i jazdy, aby sprawdzić najszybsze możliwe połączenie. Niestety nie było to takie proste, kiedy studiowało się tyle kilometrów od domu. Zarezerwowałem sobie bilet na najbliższy pociąg, który miał wyjechać o czwartej rano, później na ten o szóstej i pozostał mi autobus, na który niestety nie dało się zaklepać biletu, więc musiałem liczyć na szczęście.

Po kilku długich godzinach drogi dotarłem w końcu do szpitala, w którym leżał tata. Stała klientka znalazła go nieprzytomnego na podłodze w kawiarni. Od razu wezwała pogotowie. Jak przyjechałem jeszcze nie było wszystkich wyników, ale był przynajmniej przytomny. Gdy zobaczyłem jego bladą twarz, podkrążone oczy nie wierzyłem, że to ten sam mężczyzna, z którym codziennie rozmawiałem przez telefon. Wydawał się tak strasznie kruchy, że choć nie okazywaliśmy sobie może zbyt wielkiej miłości to podszedłem do niego i przytuliłem. Nie płakałem, moje dłonie już nie drżały. Nie potrafiłem jednak określić uczuć dławiących to wszystko co powinno ujrzeć światło dzienne. Może była to po prostu ulga? Miałem tylko jego. Nie byłem gotowy go stracić.

Choroba serca nie była diagnozą jakiej się spodziewałem. Sądziłem, że to zwykłe przemęczenie, a jednak nie. Człowiek był czasami jak wielka orkiestra przepełniona wieloma muzykami i paroma solistami. Jeśli ktoś z pobocznych się pomyli reszta zagłuszy ten błąd. Inaczej było w przypadku pierwszych skrzypiec. Ich fałsz mógłby się ponieść głośnym echem i zaburzyć piękny utwór. Diagnoza nie był tylko dla taty ciężką wiadomością i ja musiałem postawić go przed faktem dokonanym. Złożyłem wniosek o urlop dziekański, aby zająć się interesem lub pomagać w lepsze dni, kiedy ten będzie na nogach. Czasami w życiu trzeba było zrobić sobie rachunek i zobaczyć co tak naprawdę było istotne. Studia mogłem skończyć zawsze, odciążyć tatę - niekoniecznie. Pracując tak jak do tej pory wykończyłby się zanim wręczyłbym mu dumnie dyplom z zakończenia edukacji.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz