Rozdział 17 - Dość

164 19 7
                                    

Obudziłem się z bolącą głową i suchością w ustach. W pierwszym momencie też nie wiedziałem, gdzie dokładnie jestem. W pokoju panował półmrok, ale moje oczy i tak nie chciały się do końca otworzyć. Nienawidziłem mieć kaca. To było najgorsze uczucie. Nigdy nie przesadzałem z alkoholem, ale tym razem coś we mnie puściło. Kumulacja uczuć i tego poczucia winy sprawiła, że zapragnąłem odciąć się od wszystkiego co było złe - świata, w którym nie było już Ani. Powoli podniosłem się z przyjemnie ciepłej pościeli. Była tak delikatna, że nie miałem do tej pory porównania z tak dobrej jakości materiałem. Ułożyłem stopy na chłodnych panelach i z radością wziąłem do ręki szklankę wody, która znajdowała się na niewielkiej, białej szafce. Wypiłem ją łapczywie starając się ugasić pragnienie, ale nieprzyjemne uczucie dalej pozostawało w ustach.

- Obudziła się śpiąca królewna - spojrzałem na Michała, opartego o framugę drzwi. Był już w pełni ubrany, a w dłoni trzymał kubek. Od razu pomieszczenie wypełniło się przyjemnym aromatem kawy.

- Sorry za ten cyrk - mruknąłem szczerze zawstydzony swoim zachowaniem.

- Nie ty pierwszy i nie ostatni upijasz się na smutno, ale spokojnie. Najbliższe dni mają zmienić twój nastrój.

- Jestem wdzięczny, ale nie chcę - zacisnąłem obie dłonie na pustej szklance. Spoglądałem w podłogę, ponieważ spojrzenie Michała było zbyt intensywne i mogłoby mnie powstrzymać od tego co chciałem powiedzieć - To nie jest droga.

- Więc co? Znowu się chcesz zamknąć w pokoju i umartwiać? 

Zamilkłem. Nie wiedziałem jak powinienem obchodzić żałobę. Nie rozumiałem tego co się działo w mojej głowie. Bycie samemu, odciętemu od świata było znacznie łatwiejsze. Nie kosztowało mnie to żadnych starań, kolejnych myśli, analiz. Kiedy jednak Michał wyciągnął mnie z mojej jaskini, to nagle zobaczyłem świat. On dalej parł na przód. Zmieniła się data w kalendarzu. Nie patrząc na to i nie przyjmując tego do wiadomości, nie stawałem się nagle jakimś czarodziejem, który wszystko zatrzymywał. Byłem raczej naiwny jak dziecko. Wstyd mi za to.

- To nic nie pomoże.

- Brawo, że odkryłeś to po jednym wyjściu. Nie jesteś głupi - powiedział to takim tonem, że nie potrafiłem wywnioskować czy mnie chwalił, czy wręcz przeciwnie obrażał - Choć patrząc na twoją dezorientację na twarzy mogę jeszcze cofnąć te słowa. Serio, ludzie nie budzą się i nie odkrywają Ameryki.

- Nie przestało...boleć. Długo nie przestanie, ale...Nie znałeś jej, a ja już tak. Gdyby miała jeszcze, choć jedną szansę, żeby pojawić się na Ziemi to jestem pewien, że nie spotkałaby się z rodzicami tylko odwiedziła mnie. Zaczęłaby od wypominania głupoty, braku szacunku do innych, którzy się o mnie martwią - zaśmiałem się gorzko wyobrażając sobie - Ja to wszystko czułem, ale nie wychodząc zatrzymałem swój czas. Wychodząc musze znowu wejść do gry. Już tak robiłem.

- Kiedy?

- Kiedy moja matka opuściła tatę. W sumie to jest tak jakby umarła. Po prostu wyszła i już nigdy, więcej się nie pojawiła i wątpię, żeby kiedyś miała wrócić. Umarła dla mnie...nie wiem czy dla ojca również. Czasami wydaje mi się jakby dalej na nią czekał. To tragiczne, kiedy przygląda się temu człowiek z boku, a co dopiero jak sam przeżywa.

- Nie jesteś tragiczny, choć nie powiem, żebyś teraz dobrze wyglądał.

- Dziękuję ci, że psujesz mój moment wielkich wyzwań oraz otwierania się.

- Bo to tylko słowa. Jakieś gadanie - podszedł i staną przede mną, przez co musiałem unieść głowę do góry i w końcu spojrzeć na człowieka, który możliwe, że uratował mnie. Niemniej jednak nie będę mu tego mówił, ponieważ już i tak zbyt wiele w nim było pychy i pewności siebie - Pokaż mi to w czynach. Podnieś ten tyłek i zacznij robić to w czym jesteś dobry.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz