Dałem się wieść, choć nawet nie wiedziałem gdzie. Zdawałem sobie sprawę, że za bardzo dramatyzowałem. Powinienem już się pozbierać, pójść dalej, albo przynajmniej pokazywać otoczeniu, iż wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie byłem jednak zbyt dobrym kłamcą. Gdy wymagała od tego sytuacja, to jakoś sobie radziłem. Nie umiałem jednak powstrzymać tego poczucia winny, które wracało za każdym razem, kiedy przeglądałem moje i Ani wspólne zdjęcia.
Może gdybym ją zatrzymał, poprosił aby na mnie poczekała to by się nie wydarzyło. Wciąż wracała do mnie ta jedna myśl. Gdybym był bardziej zdecydowany, nie bał się wszystkiego, albo chociaż szczery z nią. Może sama, również by się zatrzymała, pomogła mi i wspólnie przeczekalibyśmy ten najtrudniejszy okres. Nic jednak nie zrobiłem. Potrafiłem wyłącznie myśleć. Co ze mnie za mężczyzna, jeśli zamiast działać wyłącznie wyobrażałem sobie co by było gdyby.
- Zamknij się - spojrzałem na Michała, który prowadził samochód. W tle leciała muzyka klasyczna, która nijak koiła nerwy, a tylko denerwowała swoją perfekcją.
- Słowem się nie odezwałem.
- Ale ciągle myślisz o jakiś pierdolonych głupotach.
- Nie.
- O, czyżby. Nie zastanawiasz się w takim razie co by było jakbyś podjął inną decyzje, prawda?
- I co z tego?
- To, że martwi są martwi. Czy nam się to podoba, czy nie. Za późno jest na tworzenie scenariuszy, obwinianie kogokolwiek. Nie mogłeś jej uratować, nie mogłeś zatrzymać. Nic nie mogłeś. Jeśli miała umrzeć to umarła.
- Ale dlaczego?
- A skąd mam to kurwa wiedzieć?
- Więc dlaczego się wymądrzasz?
- Nie robię tego - odpowiedział już dość spokojnie, głosem jakby kierował to wszystko do małego dziecka. Choć mogłem się teraz wydawać niedojrzały. Jakbym urodził się wczoraj i nie wiedział jak ta cała machineria działała - Ale wiem jak to jest być w żałobie. Wiem jak to jest tworzyć w głowie scenariusze. To ci nie pomoże, ani nikomu z twojego otoczenia. Martwi są już poza naszym zasięgiem. Nie powinniśmy im poświęcać, więcej niż trzeba czasu. Należy skupić się na tych co nas otaczają i na nas samych. Jak teraz zawalisz i sam umrzesz to już nic nie będzie.
- Wybacz.
- Nie czuję się w żaden sposób urażony. Zresztą sam cię wziąłem ze sobą. To ty powinieneś się na mnie wściekać, że ingeruję w twoje życie.
- Chcesz zwrotu pieniędzy.
- I niech tak pozostanie.
Nie wiem jak długo jechaliśmy, ale kiedy w końcu mogłem wysiąść z samochodu, uderzyło mnie ciepłe powietrze. Prawie zapomniałem, że dalej panowało lato. Nie byliśmy w naszym mieście, nie znałem też lokalu, przed którym się zatrzymaliśmy. Musiał być jednak bardzo popularny, bo przed drzwiami stała kolejka ludzi. Niektórzy ze sobą rozmawiali, inni wpatrywali się w telefony. Pojedyncze osoby trzymały parasole, pewnie aby słońce ich zbyt mocno nie złapało. Nigdy nie miałem problemu, z tym że opalę się na czerwono. Raczej moja skóra lubiła się z tą upalną pogodą. Sam jednak nie przebywałem zbyt wiele czasu na zewnątrz. Zawsze coś się działo wewnątrz budynków lub jak teraz pracowałem i nie miałem za wielu okazji do wychodzenia.
- Idziesz? - spojrzałem na Michała i skrzywiłem się widząc ten garnitur, dobrze ułożone włosy, ciemne okulary na nosie. Patrząc na niego ktoś mógł pomyśleć, że temperatura utrzymywała się na wiosennym poziomie.
- Kolejka jest tam - wskazałem na koniec, który dość mocno było oddalony od nas.
- Głupi - zaśmiał się i przeszedł na przód.
CZYTASZ
Kawiarnia (bxb)
RomanceRafał ze względu na chorobę taty wraca do rodzinnego miasta, aby prowadzić rodzinny biznes. Niestety nie wszystko idzie tak dobrze jakby chciał. Musi sprostać wymagającemu klientowi oraz egzekutorowi, któremu wisi pieniądze. Odkrywa też w sobie stro...