Rozdział 15 - Siedem

203 22 12
                                    

Stałem na tyle kościoła i patrzyłem na pogrążonych w żałobie rodziców Ani. Siedzieli sztywno, a przed nimi leżały wieńce oraz dębowa trumna. Stała na podwyższeniu, bo była dzisiaj najważniejsza. Zacisnąłem dłonie tłumiąc łzy. Nie mogłem płakać, choć tak bardzo chciałem. Wiedziałem jedna, że to nasze pożegnanie. Przy pierwszym, gdy szczęśliwa miała lecieć w podróż, aby realizować marzenia zaszkliły mi się łzy. Śmiała się ze mnie i mówiła, że nie pasują do mnie. Dlatego dzisiaj ten ostatni raz chciałem coś dla niej zrobić. Zawsze to ona mnie wspierała, była obok. Gdybym był taki sam, to  teraz byłby dwie trumny, a tak tylko ona odeszła. Przez tragedię, gdzie jeszcze setka ludzi straciła swoje życia. Katastrofy lotnicze są rzadkością, a jednak ta musiała się wydarzyć, kiedy kobieta którą kochałem miała odnaleźć szczęście.

Wyszliśmy z kościoła. Najpierw goście, później ksiądz z ministrantem oraz organistą, następnie trumna niesiona przez sześciu ubranych w garnitury mężczyzn i na końcu rodzina. Widziałem jak tata Ani podtrzymuje jej mamę. Kobieta nie kryła się z łzami. Leciały one wzdłuż jej policzków. Próbowała je niestarannie wytrzeć chusteczkami, ale drżące dłonie nie pomagały w tym. Wolno kroczyliśmy w ostatnią podróż Ani. Raz za raz potykałem się o własne stopy, ale czułem się jakbym tu jednocześnie był i nie. Stanąłem jak wszyscy i czekałem, aż ksiądz zakończy cały ten ceremoniał. Później była muzyka, a na końcu już tylko widziałem jak trumna niknie w głębokim dole. Oczy mi się zaszkliły, bo przed nimi stanął mi jej uśmiech. W uszach usłyszałem jej ciepły głos. Spojrzałem w górę na błękitne niebo, niepasujące do tej żałobnej atmosfery. Wtedy też tak było - w dzień katastrofy. 

Ustawiłem się w kolejce, aby złożyć kondolencje. To był mój pierwszy pogrzeb w dorosłym życiu. Nie wiedziałem nawet za bardzo co miałem powiedzieć. Czy w ogóle w takiej sytuacji były słowa mogące ująć cierpienia jej rodzicom?...Mi? Tata przed wyjazdem powiedział mi, że tylko czas pozwoli poradzić sobie ze stratą. Nie ma innego lekarstwa. Nie można się śpieszyć, ani uciekać. Należy iść dalej, a z każdym kolejnym dniem, miesiącem, rokiem będzie lepiej. Nieidealnie, ale zawsze troszeczkę łatwiej. Chciałem w to wierzyć, choć na razie dalej czułem się jak w iluzji. 

O katastrofie dowiedziałem się z wiadomości. Nie chciałem wierzyć, że to ten lot, ale im więcej widziałem informacji tym bardziej docierało do mnie to co się zdarzyło. Później było już tylko czekanie na informacje o ocalałych, a następnie o ofiarach. Ich liczba była przeważająca. Modliłem się, aby ktoś do mnie zadzwonił i dał mi znać, że Ani nic się nie stało. Kilka godzin później dostałem telefon od jej mamy. Płakała i nie potrzebowałem słów, żeby dołączyć do niej. Przelewaliśmy łzy, choć żadne z nas nic nie mówiło. Tamtego dnia nie zapomnę już nigdy. Zapisze się w moim sercu, jako zbyt wczesny koniec świata.

- Proszę przyjąć moje kondolencje - powiedziałem cicho, ale nie miałem siły na więcej.

- Dziękujemy, że przyjechałeś - odezwał się za żonę ojciec Ani i uścisnął mi dłoń. Po chwili znalazłem się w ramionach jej mamy.

- My straciliśmy dziecko, ale ty straciłeś dziewczynę. Dziecko, proszę jak będziesz potrzebował jakiegoś wsparcia to zadzwoń do nas. Byliście tak blisko. Mieliście takie plany.

- Dziękuję pani.

- Zapraszamy na obiad, po kondolencjach - spojrzałem na mężczyznę i odsunąłem się od mamy Ani, żeby pokręcić głową.

- Dziękuję, ale będę się już zbierał. Trochę mam do domu.

- Uważaj na siebie.

- Do widzenia.

Ostatni raz spojrzałem na miejsce, w którym za niedługo stanie grób mojej dziewczyny. Ruszyłem krętymi alejkami do parkingu, na którym zostawiłem samochód pożyczony od Gabriela. Nie chciałem ryzykować znowu jazdy jakimś autem, które mogłoby roztrzaskać mi się na drodze. Jak tylko wyjaśniłem wszystko mężczyźnie ten bez słowa dał mi kluczyki i nawet zapytał czy ma jechać ze mną. To było miłe z jego strony, ale wiedziałem, że będę musiał przez to przejść sam. Pożegnać się i uświadomić sobie, że to nie jest żaden sen, a rzeczywistość, która bywała okrutna, zaskakująca i często niesprawiedliwa.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz