Rozdział 24 - Pocałunek

107 19 6
                                    

Jak najszybciej zjawiłem się u Michała. Martwiłem się. Nie znałem go jakoś długo. Nasze początki były bardzo ciężkie. Wszystko się jednak zmieniło. Mogłem na nim polegać. Może nie mogłem nazywać go przyjacielem, ale na pewno był kimś bliskim. Trudno było określić naszą relację. Wiedział o mnie tak wiele i ja również czułem, że mężczyzna z każdym spotkaniem coraz bardziej się otwierał. Był bardziej wylewny i mniej chował się za maską. Był dziwny, pełen skrajności, nie pasujących do takiej osoby nawyków. Był sobą. Możliwe, że cholernie mu tego zazdrościłem. Chciałem tak samo. Przyciągało mnie to, tak samo jak fakt, że mogłem mu dosłownie wszystko powiedzieć. Bardzo mało osób spotkałem w życiu, co do których byłem tak wylewny. Tak naprawdę tylko Ania była moją powierniczką. Zabrakło jej, a Michał pojawił się jak mój anioł stróż i wyciągnął z bagna. Trochę wbrew woli, chaotycznie. Zawdzięczałem mu jednak obecnego mnie. Bezpiecznego, bo ktoś czuwał.

Dotarłem na odpowiednie piętro i zauważyłem, że drzwi do mieszkania były otwarte. Niepewnie wszedłem przez nie. Było cicho. Przymknąłem je, ściągnąłem buty, a następnie skierowałem się do salonu. Automatycznie uniosłem ręce do góry. Moje ciało spięło się, a oczy nie mogły oderwać się od widoku broni skierowanej w moją stronę. Michał leżał rozwalony na kanapie. Na nim i obok niej leżały papierki po jakiś cukierkach. Paczkę kątem oka dostrzegłem na niewielkim stoliku. Nie to jednak było ważne, a irracjonalne zachowanie mężczyzny. Nie miałem pojęcia czy jeśli się odezwę to kulka zostanie posłana w moją stronę.

- Z cukiernika przebranżowiłeś się na modela? - głos miał lekko zachrypnięty, tak jakby długo go nie używał.

- Nie wiem czy chcę rozmawiać z tobą jak mierzysz do mnie z broni - odparłem starając się zachować spokój, ale jednak nogi miałem jak z waty i ledwo utrzymywałem równowagę. 

Codzienność opuściła moją gardę. Człowiek przede mną nie miał czystych rąk. Pożyczanie pieniędzy, a później prześladowanie dłużników. Strasznie ich, nasyłanie swoich goryli. Wymuszania, groźby. Tak wyglądała praca Michała, kiedy przywdziewał swój garnitur, wkładał papierosa między zęby i z pogardą patrzył na drżących pod nim ludzi. Wiedziałem jak wtedy wyglądał, bo sam znalazłem się w takiej sytuacji.

- Lekki dreszczyk emocji w każdej relacji się przyda.

- Nie wiem czy dobrze to interpretujesz - warknąłem już lekko zdenerwowany.

- Pamiętaj, w którą stronę wycelowana jest lufa - uśmiechnął się i coś mnie w tym ruszyło. Jakaś zwariowana myśl.

- Na stojąco ciężko mi się rozmawia po męczącym dniu, więc może skończymy tę szopkę.

- Będziesz tego żałował - umieścił palec na spuście.

- Przekonaj mnie - opuściłem dłonie i zamiast na broń patrzyłem prosto w jego oczy.

- Uwielbiam cię - zaśmiał się i nacisnął.

Żyłem, ale i tak czułem jak duch opuszcza moje ciało. Tak myślałem, że to podpucha. Nie mógłby mnie skrzywdzić. Chciałem wierzyć w to spojrzenie, którym hipnotyzował. Skądś już je znałem, ale ciężko mi było wyłuskać jakie za tym emocje się kryły. Najważniejsze, że to był tylko jego głupi, nieprzemyślany żart. Podszedłem do niego. Zrobił mi miejsce, więc usiadłem obok na kanapie. Zebrałem nieco papierków z podłogi i odłożyłem je na stolik.

- Głupi jesteś.

- Możliwe.

- Więc powiesz mi co się stało?

- Widziałem zdjęcie.

- Jakie zdjęcie?

- To z dzisiaj - powiedział biorąc kolejnego cukierka - Chcesz jednego? Siostrzyczka przywiozła mi z wycieczki. Była w Belgi, albo Francji. Tam gdzieś.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz