Starałem się wrócić do normalności. Zapomnieć o rozmowie z Gabrielem, ignorowałem nawet telefonu od Michała. Chciałem się odciąć od wszystkiego co miało jakiekolwiek powiązania z tą sytuacją. Uciekałem. Nie potrafiłem jednak nic więcej. Nie chciałem się angażować w żaden większy sposób. Miałem zamiar przeczekać, aż emocje opadną i pozostaną wyłącznie wspomnienia. Jedne z wielu jakie gromadziła ludzka głowa. Będą nic nieznaczącym pyłem, a ja będę mógł się skupić na tym na czym mi najbardziej zależało, na prowadzeniu kawiarni.
Znalazłem cel, któremu w pełni chciałem się poświęcić. Nie potrzebowałem miłości. Przyjaźni, również nie wydawały mi się jakieś bardzo ważne. Dzień w dzień byłem otaczany przez ludzi. Różni klienci przychodzili do lokalu. Poznawałem nowe twarze, historie, nawyki. To mi w zupełności wystarczało, a kiedy przychodził wieczór byłem tak bardzo zmęczony, że czyjeś towarzystwo tylko mogłoby zakłócić ciszę. Wszystko szło w dobrym kierunku.
Jedynie te dni pechowe chwilowo nie mogły mnie opuścić. Co rusz coś tłukłem lub myliłem zamówienie. Widziałem na twarzach klientów oraz ojca zmartwienie. Mogłem tylko przepraszać z zażenowanym uśmiechem, bo na wszystko przychodził odpowiedni moment. Pogodzenie się z uczuciami, wątpliwościami, wściekłością nie mogło nadejść tak nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
I znowu na kasie źle wydałem resztę, w kuchni pomieszałem składniki, zważyłem krem do jednego z tortów. To był już czwarty dzień, kiedy moje marzenia były niszczone przez rozkojarzenie. Gdy po raz kolejny zbiłem szklankę, nie miałem siły nawet jej posprzątać, a kiedy w końcu to zrobiłem, to niestety się zaciąłem. Tata poprosił mnie, abym wszedł do kuchni i zajął się opatrzeniem tego. Obiecał, że wszystkim się zajmie i tak było do wieczora. Wyszedłem dopiero jak ostatni klient opuścił lokal.
- Przepraszam - powiedziałem do taty, który liczył czy wszystko w kasie się zgadzało. Zacząłem podnosić krzesła na stoliki, aby łatwiej nam było zamieść i umyć podłogę - Ostatnio tak trochę nie mam do niczego głowy.
- Łatwo to zauważyć - powiedział, a ja starałem się unikać jego spojrzenia - Jak rozumiem dalej nie masz zamiaru powiedzieć mi co się stało, że jesteś jaki jesteś.
- Nie zrozumiesz.
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.
- Wolę nie próbować - mruknąłem idąc do składziku, w którym trzymaliśmy szczotkę oraz mopa - Ja się tu wszystkim zajmę, a ty możesz iść już do domu.
- Pomogę ci. We dwóch pójdzie nam szybciej. Jutro poniedziałek, prawda?
- Chyba, gubią mi się te dni.
- To tym bardziej kończmy szybko. Jutro jest zamknięta kawiarnia, a ja mam pomysł.
- Mam się bać? - zaśmiałem się próbując nieco udać, że wszystko było w porządku. Po minie ojca zdawałem sobie sprawę, że mało to było przekonujące, ale jak nie mogłem siebie oszukiwać, to szukałem kogoś kogo mógłbym. Zamiatałem podłogę czekając, aż starszy zacznie kontynuować.
- Tylko tego, że nie czeka nas wiele snu. Jedziemy w góry na podziwianie wschodu słońca. Mamy jakąś godzinę trzydzieści od domu do takich najbliższych, w miarę znośnych szczytów. Nie będą to pewnie najbardziej malownicze szlaki w kraju, ale na zresetowanie głowy to powinno starczyć.
- Nie wiem czy mi się chce zasuwać po górach o czwartej nad ranem. Dawno też nie miałem takiego wysiłku fizycznego i ty też nie powinieneś się za bardzo przemęczać.
- Mną się nie przejmuj. Kondycję mam całkiem niezłą, a i wyniki mam lepsze aktualnie, niż niejedna młodsza ode mnie osoba. Będzie fajnie.
- Już to widzę - mruknąłem schylając się, aby na szufelkę przerzucić cały brud jaki udało mi się zamieść z lokalu - Jak ci się uda mnie dobudzić to możemy jechać, ale ostrzegam, że śpię jak zabity.
CZYTASZ
Kawiarnia (bxb)
RomanceRafał ze względu na chorobę taty wraca do rodzinnego miasta, aby prowadzić rodzinny biznes. Niestety nie wszystko idzie tak dobrze jakby chciał. Musi sprostać wymagającemu klientowi oraz egzekutorowi, któremu wisi pieniądze. Odkrywa też w sobie stro...