Rozdział 21 - Góry

130 14 6
                                    


Starałem się wrócić do normalności. Zapomnieć o rozmowie z Gabrielem, ignorowałem nawet telefonu od Michała. Chciałem się odciąć od wszystkiego co miało jakiekolwiek powiązania z tą sytuacją. Uciekałem. Nie potrafiłem jednak nic więcej. Nie chciałem się angażować w żaden większy sposób. Miałem zamiar przeczekać, aż emocje opadną i pozostaną wyłącznie wspomnienia. Jedne z wielu jakie gromadziła ludzka głowa. Będą nic nieznaczącym pyłem, a ja będę mógł się skupić na tym na czym mi najbardziej zależało, na prowadzeniu kawiarni. 

Znalazłem cel, któremu w pełni chciałem się poświęcić. Nie potrzebowałem miłości. Przyjaźni, również nie wydawały mi się jakieś bardzo ważne. Dzień w dzień byłem otaczany przez ludzi. Różni klienci przychodzili do lokalu. Poznawałem nowe twarze, historie, nawyki. To mi w zupełności wystarczało, a kiedy przychodził wieczór byłem tak bardzo zmęczony, że czyjeś towarzystwo tylko mogłoby zakłócić ciszę. Wszystko szło w dobrym kierunku.

Jedynie te dni pechowe chwilowo nie mogły mnie opuścić. Co rusz coś tłukłem lub myliłem zamówienie. Widziałem na twarzach klientów oraz ojca zmartwienie. Mogłem tylko przepraszać z zażenowanym uśmiechem, bo na wszystko przychodził odpowiedni moment. Pogodzenie się z uczuciami, wątpliwościami, wściekłością nie mogło nadejść tak nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

I znowu na kasie źle wydałem resztę, w kuchni pomieszałem składniki, zważyłem krem do jednego z tortów. To był już czwarty dzień, kiedy moje marzenia były niszczone przez rozkojarzenie. Gdy po raz kolejny zbiłem szklankę, nie miałem siły nawet jej posprzątać, a kiedy w końcu to zrobiłem, to niestety się zaciąłem. Tata poprosił mnie, abym wszedł do kuchni i zajął się opatrzeniem tego. Obiecał, że wszystkim się zajmie i tak było do wieczora. Wyszedłem dopiero jak ostatni klient opuścił lokal.

- Przepraszam - powiedziałem do taty, który liczył czy wszystko w kasie się zgadzało. Zacząłem podnosić krzesła na stoliki, aby łatwiej nam było zamieść i umyć podłogę - Ostatnio tak trochę nie mam do niczego głowy.

- Łatwo to zauważyć - powiedział, a ja starałem się unikać jego spojrzenia - Jak rozumiem dalej nie masz zamiaru powiedzieć mi co się stało, że jesteś jaki jesteś.

- Nie zrozumiesz.

- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.

- Wolę nie próbować - mruknąłem idąc do składziku, w którym trzymaliśmy szczotkę oraz mopa - Ja się tu wszystkim zajmę, a ty możesz iść już do domu.

- Pomogę ci. We dwóch pójdzie nam szybciej. Jutro poniedziałek, prawda?

- Chyba, gubią mi się te dni.

- To tym bardziej kończmy szybko. Jutro jest zamknięta kawiarnia, a ja mam pomysł.

- Mam się bać? - zaśmiałem się próbując nieco udać, że wszystko było w porządku. Po minie ojca zdawałem sobie sprawę, że mało to było przekonujące, ale jak nie mogłem siebie oszukiwać, to szukałem kogoś kogo mógłbym. Zamiatałem podłogę czekając, aż starszy zacznie kontynuować.

- Tylko tego, że nie czeka nas wiele snu. Jedziemy w góry na podziwianie wschodu słońca. Mamy jakąś godzinę trzydzieści od domu do takich najbliższych, w miarę znośnych szczytów. Nie będą to pewnie najbardziej malownicze szlaki w kraju, ale na zresetowanie głowy to powinno starczyć.

- Nie wiem czy mi się chce zasuwać po górach o czwartej nad ranem. Dawno też nie miałem takiego wysiłku fizycznego i ty też nie powinieneś się za bardzo przemęczać.

- Mną się nie przejmuj. Kondycję mam całkiem niezłą, a i wyniki mam lepsze aktualnie, niż niejedna młodsza ode mnie osoba. Będzie fajnie.

- Już to widzę - mruknąłem schylając się, aby na szufelkę przerzucić cały brud jaki udało mi się zamieść z lokalu - Jak ci się uda mnie dobudzić to możemy jechać, ale ostrzegam, że śpię jak zabity.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz