Rozdział 11 - Wyjazd

317 20 10
                                    

Zaczął się lipiec. Temperatura skoczyła do afrykańskich upałów i musiałem trochę zmienić menu w kawiarni. Oferowałem nieco więcej lekkich deserów. Przeważały galaretki z owocami, babeczki z truskawkami oraz malinami. Znalazłem nawet dobrego dostawcę lodów, które służyły jako dekoracja do nieco cięższych ciast opartych na drożdżach, ponieważ chciałem jak najwięcej lata oferować moim klientom. Nie było niczego lepszego, niż słodycz zmieszana z kwaskowatością niektórych owoców. 

Oferowane napoje, również się zmieniły. Większość kaw oraz herbat miała swoją zimniejszą wersję, którą goście kawiarni preferowali, a małe dzieci w szczególności zachwycone były kolorowymi, papierowymi słomkami z różnymi zwierzątkami, które przez pomyłkę otrzymałem. Zamówiłem klasyczne, ale jak tylko zobaczyłem ten efekt przypadku to od razu wiedziałem, że zadziałało przeznaczenie. Biznes się kręcił. Pieniądze wpadały i wypadały z kasy. Byłem daleki od kwoty jaką oczekiwał ode mnie Michał, ale codziennie stawałem bliżej celu niż dalej i to się dla mnie liczyło.

Pierwszy tydzień lipca był także ostatnim tygodniem taty w sanatorium. Słyszałem w jego głosie podekscytowanie. Nie mógł się doczekać powrotu do domu. Ja również podzielałem jego entuzjazm. Cieszyłem się z dwóch rzeczy - że znowu się zobaczymy i będzie miał mnie kto zastąpić w kolejnym tygodniu, kiedy Ania będzie miała swoją obronę. Chciałbym już teraz przy niej być i zabrać trochę stresu, ale życie wyglądało inaczej. Zresztą byłem pewien, że sobie poradzi. Bardziej martwiła mnie nasza wspólna przyszłość. Byłem rok za nią. Planowaliśmy wspólnie rozpocząć pracę, kształcić się w tym co kochaliśmy, założyć własny biznes i wylecieć daleko. To wszystko jeszcze nie tak dawno wydawało się tak pewne, niemal na wyciągnięcie ręki. Jednak sam już nie wiedziałem co powinienem zrobić.

Podobało mi się prowadzenie kawiarni. Codziennie widok tych wszystkich uśmiechniętych ludzi wynagradzał mi cały trud, który wkładałem w przygotowywanie ciast. Chciałbym się uczyć jeszcze więcej, aby być coraz lepszy w tym co robię. Tworzyć własne, unikalne receptury. Każdego dnia gryzły mnie myśli, które nie pozwalały spokojnie usnąć w nocy. Ta wizja przyszłości gdzie robię to co do tej pory nie miała w sobie Ani. Możemy dalej spróbować być na odległość, ale czy ona się zgodzi? Było tak wiele form komunikacji, ale ograniczał czas. Praca tutaj to nie był pełen etat. To było poświecenie całego życia. Ani planem, również było od razu po studiach zająć się karierą. Rozwijać, póki nie przyjdzie ten czas na założenie rodziny.

Dlaczego tak bardzo się zmieniłem? Dlaczego zacząłem pragnąć rzeczy, których wcześniej nie chciałem? Kochałem ją. Naprawdę mocno. Musiałem w końcu podjąć decyzję i najlepiej w momencie, kiedy się z nią spotkam. Jestem pewien, że patrząc w jej piękne oczy, trzymając ciepłą dłoń znajdę swoją odpowiedź. Ona jest głęboko we mnie, ale nie potrafię po nią sięgnąć...lub boję się.

- Masz strasznie zmartwioną twarz. Jakbyś ujrzał coś o czym cały świat nie wie i nosił na barkach ogromny ciężar - uniosłem głowę i zobaczyłem delikatny uśmiech Gabriela. Wydawał się nieco bardziej opalony. Złocisty odcień jego skóry niezwykle komponował się z niebieskimi oczami i blond włosami.

- Może tak jest - powiedziałem ciesząc się, że była to godzina gdzie raczej rzadko pojawiali się klienci i nie musiałem obawiać się, iż ktoś zobaczył mój lekki brak profesjonalizmu i błądzenie w obłokach - Myślałem, że już nigdy się nie pojawisz.

- Jak tylko nagraliśmy ostatni odcinek programu tak niemal jak na skrzydłach przyleciałem do mojej ulubionej kawiarni - zaśmiał się podchodząc do witrynek. Lekko się nachylił i zaczął przyglądać wyeksponowanym tam ciastom - Naprawdę bardzo się poprawiłeś. Niedługo przegonisz mnie, a nawet własnego ojca.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz