Rozdział 10 - Anioł

214 20 11
                                    

Dni mijały powoli. Odwiozłem tatę nowym samochodem do sanatorium. Był bardzo podekscytowany możliwością regeneracji, choć widomo czegoś innego czasami przysłaniało jego twarz. Możliwe, że myślał o długu lub o swoim zdrowiu. Jedna z tych opcji, albo obie na raz. Nie potrafiłem, jednak dalej się przyznać do tego co zrobiłem. Wiedziałem jakim był człowiekiem. Przejąłby się tym jeszcze mocniej, niż samym sobą. Obwiniałby się o własną głupotę, a tego wolałem uniknąć. Musiałem jakoś omówić z Michałem ten temat, aby się upewnić, że sen taty będzie spokojny i jedynym jego problemem będzie powrót do zdrowia.

Dzisiaj miałem mieć taką okazję. W końcu nadszedł dzień, kiedy na jedną godzinę kawiarnia miała się stać prywatnym miejscem mężczyzny, któremu zawdzięczałem możliwość zawiezienia taty na miejsce. Nowy samochód, który otrzymałem był bez zarzutów, a mężczyzna będący właścicielem feralnej wypożyczalni, płaszczył się przede mną przez wiele minut zanim podarował mi nowe kluczyki. Jestem pewien, że bez interwencji Michała zupełnie inaczej by ten scenariusz wyglądał. Pewnie musiałbym pokryć koszty usterki, której nawet nie byłem winny. Tacy złodzieje działali właśnie w taki sposób. Oddawali bubel, aby później wziąć za niego jeszcze więcej, niż był wart.

Ostatni goście wyszli i zmieniłem kartkę z "otwarte" na "zamknięte". Rolety w oknach zasłoniłem, aby nikt nie miał wglądu do pomieszczenia. Na stoliczkach pozostawiłem zapalone świeczki, a muzykę zmieniłem na podobną do tej, którą słuchałem w samochodzie Michała. Kiedy wszystko było gotowe pozostało mi czekać na gościa specjalnego. Nie wiedziałem po co się, aż tak starałem. Mogłem po prostu obsłużyć go jak każdą inna osobę. Zawdzięczałem mu jednak radość taty, a ona była bezcenna. 

Dodatkowo on był dziwny. Z jednej strony spędziłem przez niego pewien czas w szpitalu, ale poza tym jednym incydentem, nic więcej się nie wydarzyło. Nie zachowywał się jak ci wszyscy gangsterzy z filmów. Miał wygląd groźnego, ale nic ponad to. Pojedynczym przypadkiem, którego i tak nie potrafiłem wyrzucić z głowy. To był pierwszy raz, kiedy ktoś na mnie w ten sposób podniósł rękę. Ból na długo czułem po tamtym zdarzeniu. Czy był dobry, czy zły dzisiaj był moim klientem, którego miałem ugościć.

- Spóźniłeś się - powiedziałem, kiedy mężczyzna wszedł. Ubrany był w szary garnitur z białą koszulą oraz krawatem w odcieniu butelkowej zieleni. 

Przemilczałem ten strój, który nijak się miał do tego co się działo na zewnątrz i jak wysokie temperatury zapowiadali na kolejne dni. Lato nas w tym roku niebywale rozpieszczało i jako fan wiosennych ciepłych dni nie pałałem entuzjazmem do kolejnych dusznych nocy wypełnionych bzyczeniem komarów.

- Zlecenie mi się przeciągnęło - powiedział ściągając marynarkę. Podwinął rękawy białej koszuli i moim oczom ukazały się przepiękne, groteskowe tatuaże. Na jednej ręce znajdował się anioł z aureolą, płomiennym mieczem oraz szatanem wijącym się pod jego stopą. Twarz postaci była jednocześnie delikatna i przepełniona determinacją, walecznością. Nie wiedziałem nawet jak to opisać. Na drugiej zaś ręce znajdował się również anioł, ale ten spadał. Jego piękne skrzydła traciły pióra, dłonie skierowane były ku górze i brakowało aureoli - Podobają ci się?

- Są naprawdę dobrze wykonane i te postaci.

- Ten - wskazał na anioła z aureolą - To mój patron archanioł Michał, a ten drugi to Lucyfer.

- Jesteś religijny?

- Miałbym diabła gdybym był? - zaśmiał się - Kiedyś jeszcze wierzyłem w Boga. Wtedy wytatuowałem sobie mojego patrona. Z wiekiem zdałem sobie jednak sprawę, że to ten znienawidzony przez niebo tak naprawdę potrafiłby zrozumieć ludzi. Pokochać ich ze wszystkimi wadami i zaletami.

Kawiarnia (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz