Rozdział 10
Zaczęłam wiercić się na łóżku. Było bardzo niewygodne, zdecydowanie to nie moje łóżko. Otworzyłam oczy, a promienie słoneczne uderzyły o moją twarz rażąc mnie. Rozglądnełam się po pokoju, w którym przed chwilą spałam. Żółte ściany, na których wisiały jakieś plakaty dotyczące medycyny, jakaś szafeczka przy łóżku. Zobaczyłam, że jestem podłączona do jakieś maszyny, której nazwy nie znam. Nagle otworzyły się białe drzwi, ukazała się w nich mała brunetka, dała bym je ze trzydzieści lat. Po stroju wiedziałam, że jest to pielęgniarka. Kobieta podeszła do mnie i się uśmiechnęła.- Widzę, że się obudziłaś.- powiedziała mile.
- Gdzie ja jestem?- zadałam pytanie ignorując trochę co wcześniej powiedziała.
- W szpitalu słońce. Jak się czujesz?
- Nie jest źle, ale mogło być lepiej.- ukazałam swój uśmiech, a ona opowiedziała tym samym.- Co ja tutaj robię?
- Nie pamiętasz co się stało?- spytała zmartwiona.
- Pamiętam wszystko, do momentu, aż tracę przytomność. Nie wiem jak tu się znalazłam.- oznajmiłam.
- Aham, rozumiem. Za chwilkę przyjdzie pan doktor i powie ci co z twoim stanem. Ale myślę, że już dzisiaj, ewentualne jutro wrócisz do domu.- uśmiechnęła się serdecznie i zaczęła mnie badać. Nie wiem do końca co robiła, ale gdy skończyła powiedziała, że wszystko dobrze i wyszła z pomieszczenia, w którym po chwili pojawił się starszy, siwy pan. Doktor Gan Evans proszę poszedł do mojego łóżka, popatrzył na mnie, ale po chwili jego wzrok wskierował się na dokumenty leżące na szafeczce. Czytając robił dziwne miny. Gdy skończył odłożył papiery i głośno westchnął.
- Panno Green... Musi Pani na siebie uważać...
- Ym, nie rozumiem.- oznajmiłam doktorowi, aby mi jaśniej wytłumaczył o co mu chodzi.
- Pani ciąża jest zagrożona. To dopiero drugi miesiąc, ale uważać trzeba przez całe dziewięć miesięcy, a najbardziej na początkowych tygodniach, gdzie poronienie jest bardziej możliwe. Na szczęście dziecku się nic nie stało. Nie wiem dokładnie co się stało, że Pani tu trafiła. Tak czy inaczej Pani stan jest bardzo dobry, nie ma potrzeby, aby Pani tutaj jeszcze została, bo to nie ma sensu. Proszę tylko, aby Pani uważała na siebie i dziecko. - uśmiechnął się serdecznie. Odwzajemniłam jego gest robiąc to samo.
- Dziękuję.
---
Szłam ulicą nucąc pod nosem jakąś melodie. Niestety do domu miałam dość daleko, a moje nogi juz odmawiały posłuszeństwa. Pojechałabym chętnie taksówką, ale nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy. Nie miałam też jak zadzwonić po kogoś, bo telefon również został w mieszkaniu. Jedyne co znalazłam to klucze. Były w kieszeni moich spodni, ale ja zdecydowanie ich tam nie wkładałam. Więc skąd one się tam wzięły?! Kto był w ogóle taki chętny i zawiózł mnie do szpitala? Może to Kate, ale ona by została przy mnie i czekała na mój wypis. Może to Harry? Ale nie sądzę, bo chyba był na mnie za mocno wkurwiony... A z resztą należało mu się.
Kto by mógł jeszcze to zrobić? Kto w ogóle wszedł do mojego mieszkania bez mojej zgody?! Aż mi się przypomniała ostatnia sytuacja z policją...
Szłam dalej myśląc o tym co się ze mną stało, aż w końcu po jakieś godzinie byłam na miejscu. Wyjęłam klucze i wsadziłam je do zamku. Chciałam przekręcić, ale coś mi się to nie udawało. Po chwili ogarnęłam, że drzwi są otwarte. Ale jeśli ktoś mi dał klucze, to znaczy, że chyba zamknął drzwi, tak? A może to jakiś złodziej albo gorzej jakiś kryminalista, ale czy jakby nim był to zawiózł by mnie do szpitala?
Westchnęłam i otworzywszy bardziej drzi weszłam do środka. Rozglądnełam się po przedpokoju, ale nie zauważyłam nic dziwnego. Wszystko było na swoim miejscu, niczego nie brakowało, nic nie przybyło. Weszłam w głąb mieszkania, do kuchni, w której też wszystko było tak jak zostawiłam. Wzruszyłam ramionami i poszłam do salonu. Tam również nic się nie zmieniło. Rozglądnełam się jeszcze raz, aż moje oczy kogoś dostrzegły. Jakiś chłopak siedział na kanapie patrząc coś w telefonie. Jego włosy były ciemne, a on sam był bardzo umięśniony i zamyślony, bo nawet mnie nie zauważył. Zmarszczyłam czoło, bo nie miałam pojęcia kto to jest. Chrząknełam, na co on odwrócił swoją głowę, a ja mogłam zobaczyć jego twarz, którą widziałam chyba pierwszy raz w swoim życiu. Przestraszyłam się go, naprawdę się go przestraszyłam. W końcu nieznajomy facet siedział sobie jak gdyby nigdy nic na mojej kanapie w moim salonie w moim domu!- Kim ty kurwa jesteś?!- wykrzyczałam w jego stronę na co on tylko zmarszczył brwi.
- Nie znasz mnie Rose?- spytałam flirciarsko, a na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmiech. Skąd on zna do kurwy nędzy moje imię?!
- Nie...- powiedziałam cicho. Ciemnowłosy wstał z sofy, zaczął do mnie podchodzić, na co moje nogi od razu robiły krok w tył, aż moje plecy uderzyły o ścianę. Chłopak stał niebezpiecznie blisko mnie. Przywarł swoim ciałem o moje, a jego usta przybliżyły się do mojego ucha.
- To masz dzisiaj szczęście, bo mnie poznasz.- powiedział dotykając płatek mojego ucha, a jego ręką gładziła mój policzek. Miałam przeczucie, że zaraz zostanę zgwałcona w moim własnym domu.
- Hood! Zostaw ją, bo się wystraszy!- krzyknął znajomy głos, w którym rozpoznałam Luke'a. Przestałam się troche bać. Ale skąd on i ten Hood wzięli się u mnie w domu?! A może to właśnie Hemmings mnie zawiózł wtedy do szpitala...
-
-
-
Taki troszkę krótszy... Ale pojawia się Ashton i Calum!
PS. 15 DNI!
Aledra
CZYTASZ
**** you! // L. Hemmings ✔
Fanfiction- Hej kochanie! Czemu płaczesz koteczku? - Kochanie? Koteczku? Znamy się chłopie!? - Nie, ale możemy sie poznać... - Zapomnij. - Ja nie zapomnę i ty też nie.