ROZDZIAŁ 12

2.5K 150 1
                                    

Rozdział 12
- Dzień dobry. Czy Pani Green?- spytał  funkcjonariusz policji.

- Ym, tak. O co chodzi?- spytałam zaskoczona wizytą policji.

- Mamy nakaz przeszukania Pani mieszkania. - oznajmił drugi, mniejszy policjant. Moje oczy się momentalnie rozżeszyły. Co od do mnie gada?

- To miejcie dalej.- westchnęłam. Policjanci spojrzeli na siebie marszcząc przy tym brwi. Po chwili znowu odwrócili się w moją stronę.

- Pani nas chyba nie zrozumiała...- Nie dane mu było dokończyć, bo gwałtownie przerwałam jego wypowiedź.

- To Pan mnie nie zrozumiał. Myślałam, że jeśli był Pan na tyle mądry i wybrał ten zawód, to zrozumie Pan mój wcześniejszy komentarz.  Nie obchodzi mnie to, że to wasza praca, wiec wypierdalajcie stąd, bo i tak was nie wpuszczę. Miło była, ale teraz nara. Idźcie stąd, bo będzie nie miło.- powiedziałam starając się być spokojną.

- Zadzwoni Pani na policję?- skomentował jakiś policjant. Chciał być śmieszny? Chyba mu nie wyszło.

- Jeśli uważasz, że jestem na tyle głupia, żeby zadzwonić na psy, to się mylisz.- odpowiedziałam po czym zamknęłam drzwi przed ich ryjami. Odwrócilam się na pięcie i pognałam do salonu, gdzie czekali na mnie mokrzy koledzy.

- Kto to był?- spytał Lukey, gdy piłam wodę z kubka. Odstawiłam pustą szklankę na stół, otworzyłam usta, aby odpowiedzieć mu, gdy po całym mieszkaniu rozległ się wielki huk. Do mojego mieszkania wpadli jacyś mężczyźni ubrani na czarno. Dostrzegłam duży napis POLICJA na ich plecach.

- Nie ruszać się! Policja!- słyszałam krzyki, nie rozumiejąc co się teraz dzieje. Wszędzie jakieś szmery, krzyki i pełno policjantów z jakąś pewnie zabawkową bronią. Poczułam jak powala mnie ktoś na podłogę i spina ręce w kajdanki. Próbowałam się wyrywać, ale nie szczególnie mi to wychodziło. Wręcz przeciwnie; traciłam siły, bolała mnie głowa, a ręce zaczęły robić się czerwone od ucisku na nadgarstkach.

- Szukać!

- Szybciej!

- Nie wierć się!

Szum nasilał się w mojej głowie. Ledwo rozumiałam wszystkie słowa. Kątem oka zobaczyłam jak Luke i Calum przepychają się z policjantami. Widziałam, że łuk brwiowy Luke'a krwawi, tak samo jak nos Hood'a. Nie wytrzymywałam. Cała złość kipiała we mnie. Krzyczałam, aby mnie puścili.  A oni? Nic. Krzątali się wszędzie, to na dole, to na górze. Szukali czegoś. Pff... Nie wiem co szukają, ale napewno tego tutaj nie znajdą.

- Zgarniamy ich! Mam to!- kolejne krzyki obiły się o moje uszy. Zostałam gwałtownie podniesiona i wyprowadzona z mojej własnej chaty! Poczułam się jak jakiś śmieć. Wokół trochę ludzi, którzy patrzyli na mnie z pogardą. Ujrzałam jakieś radiowozy, do których po chwili mnie wsadzili, a wręcz wepchneli. Tak samo jak Hemmings'a i jego przyjaciela. Usłyszałam koguty policyjne, a po chwili czułam, że jadę. Nie jechaliśmy jakoś szczególnie szybko, napewno prędkość nie przekraczała 100 kilometrów na godzinę, więc mogę śmiało stwierdzić, że nie poruszaliśmy się szybko.
Siedziałam na tylnych siedzeniach i próbowałam zrozumieć o co chodzi.   Zadawałam różne pytania, ale bez żadnej sensownej odpowiedzi, jedynie dowiesz się na komisariacie. Jakby miało mi to jakoś pomóc...
Po około trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Stary, szaro-brązowy budynek ukazał się przed moimi oczami.  Nie wyglądał jakoś szczególnie zachęcająco, ale nawet gdyby przeszedł jakiś wielki remont, to i tak liczba osób, które to przychodzą nie zwiększyła by się. W końcu to komisariat, kto by chciał tu przychodzić...

- Wychodzimy.- oschły głos wyrwał mnie z moich myśli. Spojrzałam na dźwięk, które się otworzyły. Stał przy nich jakiś policjant, który ruchem ręki zachęcił mnie do wyjścia.

**** you! // L. Hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz