Żegnaj

239 16 15
                                    

Marek pov

Obudziłem się w białej sali, nie wiedziałem co tu robię, bolała mnie głowa i serce. Wystraszyłem się i próbowałem gwałtownie usiąść, ale poczułem ukłucie w sercu. Byłem podłączony do kroplówki, spojrzałem na sprzęt jak na największego wroga, wyciągnąłem to gówno z mojej ręki i wyszedłem z sali. Byłem sam.
Za oknem śpiewały różniste ptaki więc byłem w stanie stwierdzić, że jest już dzień. Delektowałem się ciszą i pięknym, szpitalnym zapachem.
Jako małe dziecko dużo przesiedziałem w szpitalu. Moja matka zostawiała mnie kilka razy w każdym miesiącu, ponieważ nie miała dla mnie czasu a ja siedziałem tam grzecznie i czekałem aż mnie odbierze. Jednak pewnego dnia nie wróciła po mnie i spędziłem w domu dziecka aż pięć lat, nie będę kłamać, nie chciałem wracać do domu, wolałem zostać z miłymi pielęgniarkami, które o mnie dbały.

Wychodząc z oddziału napotkałem na swojej drodze starszego. Siedział na krześle a bardziej spał na krześle. Zaśmiałem się cicho i usiadłem obok niego. Starszy spał tak spokojnie i niewinnie, że aż nie chciało mi się wierzyć, że to ta sama osoba, która każdego dnia miesza mi w głowie.
Wydawało mi się, że zniszczyłem mu życie w jakimś stopniu i nie chciałem tego kontynuować. Wstałem, wziąłem kartkę i długopis z stoliczka a następnie napisałem niestarannie list pożegnalny.

Drogi Januszu, chciałem ci tylko powiedzieć, że dziękuję ci za ratunek, gdyby nie ty to pewnie dawno już bym nie żył.
Kocha. M.

Wróciłem do swojego pokoju, zabrałem do torby najpotrzebniejsze rzeczy i poprosiłem żołnierza aby mnie wypuścił na zewnątrz. Wiedziałem, że to jakbym prosił się o śmierć, ale nie mogę tu zostać.
Dostałem od uzbrojonego trochę amunicji i pistolet, podziękowałem a drzwi się otworzyły.
Po zobaczeniu tych powtórow zakręciło mi się w głowie, ale wziąłem się w garść i ruszyłem przed siebie.

Mijały sekundy, minuty, godziny, tygodnie, miesiące i lata a ja wciąż szedłem przed siebie całkowicie sam.
Od opuszczenia więzienia nie widziałem nikogo oprócz zombie.
Już nie widziałem nawet najmniejszego strachu przed nimi, po prostu ich zabijałem z zimną krwią. Chciałbym żeby wrócić tamten chłopak, który potrafił się uśmiechać i cieszyć się z najmniejszej rzeczy, ten chłopak niestety nie wróci, teraz jestem ja i moje serce z kamienia.
Nawet nie wiedziałem co się stało z starszym, czy on nadal życie czy może ma dziewczyne lub chłopaka i mają dzieci. Nie obchodziło mnie to, sam postanowiłem się stamtąd wynieść dla dobra nas obojga.

Usłyszałem łamanie się gałęzi, od razu postanowiłem sprawdzić co się tam kryję.
Ujrzałem sarenkę, była taka mała i słaba ale nie dawała po sobie poznać, że coś jest nie. Z jej brzuszka wychodziły flaki, był to straszny widok, ale taka jest natura, nic nie mogłem zrobić. Strzeliłem jej w głowę żeby się nie musiała męczyć i ruszyłem dalej. Moim jedynym celem było przeżycie, nic więcej nie chciałem a przynajmniej nie wiedziałem, że chciałem.
Tęskniłem za ludźmi, za wygodnym łóżkiem, ale najbardziej tęskniłem za Januszem, skrzywiłem się na samą myśl, że pozostały mi jakieś uczucia i usiadłem na trawię cały umazany we krwi zombie i nagle usłyszałem jakieś ludzkie głosy.

 Tęskniłem za ludźmi, za wygodnym łóżkiem, ale najbardziej tęskniłem za Januszem, skrzywiłem się na samą myśl, że pozostały mi jakieś uczucia i usiadłem na trawię cały umazany we krwi zombie i nagle usłyszałem jakieś ludzkie głosy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tak wygląda Marek po tych wszystkich przejściach xDDDDD

Marek Łowca ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz