7. Życie jest testem

81 8 2
                                    

Wiecie co? Jakby życie było testem, to każdego dnia brakowałoby mi dwóch punktów do zdania. Jestem tego święcie przekonany. Nawet jakbym stał przed lustrem i jakby mogło wciągnąć stojąco przed nią postać, może odbił bym się od dna i zebrał te brakujące dwa punkty.

Pamiętacie jak Jimin zasnął na mojej klatce piersiowej? Pewnie, że pamiętacie jak można w ogóle zapomnieć o takim cudzie. Że anioł spał, na mnie. Ja sam nie dowierzam, że to się stało. Ale wróćmy do mojej historii, bo to nie koniec.

Park obudził się jakoś pod wieczór, a ja do tego czasu zdążyłem uciąć komara może na pół godziny. Nie przypuszczałem, że będzie tak długo spał. Spojrzałem na niego, gdy otworzył swoje ślepka. Rozejrzał się dookoła i w końcu nasze spojrzenie się skrzyżowało. Patrzył na mnie tym zaspanym wzrokiem, a ja gładziłem go po karku. Normalnie milimetry dzieliły nas od pocałunku, mówię wam, byłem na to gotowy, chyba. Jednak Jimin chyba nie był, gdyż odsunął się ode mnie i poprawił swoją koszulkę. Wyprostował się i przeciągnął głośno. Wstałem również do siadu i zszedłem z łóżka. Sam zacząłem się rozciągać, gdyż moje mięśnie się zleżały.

— Długo spałem? — zapytał mnie pierwszy raz odkąd się obudził. Był taki słodki, gdy tak siedział i nie wiedział co się dzieje. Patrzył przymrużonymi oczami, jego włosy starczały w każdą możliwą stronę, a jego buzia była opuchnięta. Wiecie co, zakochałem się w tym widoku.,

— Noo, trochę — odpowiedziałem i podrapałem się po karku. — Dochodzi dziewiętnasta — poinformowałem, a mój gość od razu wstał na równe nogi. Normalnie jakbym powiedział mu coś przerażającego.

— Ja już muszę iść — powieszał, gdy zaczął zbierać swoje rzeczy.

— Ale... ale poczekaj — złapałem go za ramiona, gdy pakował kilka rzeczy do plecaka. No, telefon. I na szybko układał swoje sterczące kosmyki włosów. — Coś się dzieję? — zapytałem. Martwiłem się o niego.

— Nie, tylko już późno — wskazał na okno. — Wiesz, mój tata będzie się martwił — wypowiedział, a ja zabrałem dłonie.

— A zjesz chociaż ze mną obiad? — zapytałem, gdy zapinał kieszonki plecaka. Westchnął po czym spojrzał na mnie i zgarnął w dłoń plecak. Położył dłoń na moim policzku, w którą ufnie się wtuliłem i lekko przymknąłem oczy. Lubiłem te uczucie.

— Z chęcią — odparł z uśmiechem na twarzy, gdzie zauważyłem jego śnieżnobiałe zęby, a oczka zamieniły się w dwie szparki. Zabrał dłoń, ale ja również się do niego uśmiechałem.

Wyszliśmy z mojego pokoju i rozmawiając po drodze do kuchni o nic nieznaczących rzeczach, czułem się za każdym razem lepiej i przyjemniej. Gdy Jimin się odzywał, gdy na mnie spoglądał, przytulał czy po porostu był, to było coś wspaniałego. Jego głos, mógłbym go słuchać godzinami, a nigdy by mi się nie znudził. Mógłby mi dziesięć razy opowiadać jedną i tę samo historię, a ja z fascynacją i zaciekawieniem bym jej wysłuchiwał. Mógłbym podziwiać jego piękno każdego dnia, i mimo że codziennie się z nim widziałem, to każdego dnia wyglądał inaczej. Moje serce wtedy biło szybko i wypełniało się do pełna, tym nieznanym i przyjemnym dla mnie uczuciem. To wszystko znaczyło dla mnie dużo więcej niż myślałem, niż myślał Jimin. Zakochałem się jednym prostym słowem, ale chciałem opisać wam swoje uczucia, bo one grają tu najważniejszą rolę.

Jedliśmy w kuchni, gdzie znajdowała się moja matka, a mianowicie to chodziła w tą i z powrotem. Oczywiście musiała pochwalić się tym, że spodziewa się dziecka z Jongho. Mogła pominąć fakt, że to jego dziecko... Gdybym miał odwagę powiedziałbym w tamtej chwili dla Parka, że jestem schizofrenikiem, że partner mojej matki chce się mnie pozbyć, ale toleruję go bo kocham swoją mamę i nie chce by była nieszczęśliwa. Już i tak wiele przeszła, ale ja nie miałem takiej odwagi, nie w tamtej chwili.

Przewrotny Umysł {Yoonmin}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz