11. Czy to ty jesteś moim aniołem?

68 7 0
                                    

Już jakiś czas siedziałem z Jiminem w swoim pokoju. Odczuwałem spokój i przyjemność, gdy mój rówieśnik leżał głową na moim brzuchu, jego nogi zwisały z łóżka, a nawet dotykały podłoża. Ja za to bezkarnie mogłem przerzucać jego czarne kosmyki między palcami i wsłuchiwać się w jego opowieści. Szesnastolatek był niesamowity, opowiadał o tym, że chciałby tańczyć zawodów, że jako dorosły chciałby uczyć tańca inne utalentowane dzieciaki. To była melodia dla moich uszu, mogłem godzinami słuchać jego słów, nawet jakby mówił w kółko to samo, ja bym się zachwycał jakbym słyszał ją pierwszy raz.

Gdy tak z nim siedziałem i wsłuchiwałem się, czułem ulgę. Nigdzie nie było moich fanaberii, nigdzie nie słyszałem ich szumu, ani słów. Nie widziałem nawet ich cienia. Czułem się wolny, jakbym pierwszy raz w życiu był normalnym nastolatkiem, który spędzał czas ze swoim kolegą z klasy. Nic, ani nikt mi nie przerywał. Czułem się dobrze, a z drugiej strony miałem obawy, że jeżeli tylko ten szesnastolatek zniknie z mojego życia, gdy tylko dowie się jakim jestem dziwadłem, raptownie moje myśli powrócą. Nie tylko jako postacie, ale mogą przecież powrócić jako głosy, których może być o wiele wiele więcej niż mam obecnie. Ja z trzeba ledwo żyłem.

— Yoongi słuchasz mnie? — Jimin wstał z mojego brzucha i popatrzył na mnie, gdzie dłonią podpierał się na łóżku. Patrzyłem na niego przez chwilę, jakbym nie rozumiał co do mnie mówił.

— Przepraszam — od razu podrapałem się nerwowo po karku. — Zamyśliłem się — odparłem z nerwowym śmiechem. Tak bardzo nie chciałem, by uznał, że nie uważam, że jego słowa i wszystko nie jest dla mnie lekiem.

Zerknąłem na niego, a w ten od razu dostrzegłem uśmieszek na jego pełnych wargach. Chłopak przybliżył się do mnie, gdzie wszedł na moje nogi i zasiadł na mnie okrakiem. Obserwowałem jego poczynania, jego zachowanie, jednak nic nie potrafiłem odczytać. Położył swoje dłonie na moich ramionach i nachylił się lekko do mojej twarzy. Drżący oddech opuścił moje wargi, gdy tylko zdałem sobie sprawę, że ten młody mężczyzna jest tak blisko mnie. Że jego krocze jest tak blisko mojego. Obserwowałem go uważnie, jakbym nie chciał przegapić ani jednego ruchu. Park przybliżał się z każdym milimetrem coraz bliżej moich wąskich warg, a ja z trudem próbowałem opanować moje szybko bijące serce, gdy prawie wyczuwałem jego poduszki na swoich ustach. Przymknąłem oczy, będąc gotowym na nasz kolejny pełen emocji pocałunek, lecz w ten chłopak odsunął się ode mnie i westchnął. Dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę, że chłopak się wyprostował i bawił się nitkami wystającymi z końca mojego sweterka. Zmarszczyłem brwi i zerkałem na tą jego niewinną buźkę. Wydawał się taki dobry i niewinny, ale czułem, że w głowie on ma plan, którego nawet diabeł by się bał, ja się bałem, ale z drugiej strony pragnąłem by się ziścił.

— Wiesz... — przeciągnął literki. — Mam na coś ochotę — spojrzał na mnie z ukosa. W jego wzroku widziałem błysk jakiego jeszcze nigdy nie było dane mi ujrzeć. Jego oczy wyglądały jakby płonęły żywym ogniem, coś niesamowitego. Od razu przełknąłem głośno ślinę, a moje ciało przeszedł dreszcz. Park znów nachylił się nade mną. Miałem wrażenie, że chce mnie pocałować, ale jakby czekał na jakikolwiek znak z mojej strony. — Ale nie wiem czy ty chcesz — wyszeptał prosto w moje usta. Był taki uwodzicielski, pierwszy raz w moim szesnastoletnim życiu, ktoś mnie uwodził.

— Chce — odpowiedziałem mu dopiero po chwili. Oddech mój był niespokojny, jak moje serce, które pompowało krew dwa razy szybciej niż zazwyczaj. — Nie ważnie co by to było, chce. Oby z tobą — dodałem po chwili. Jego wargi ozdobił uśmiech. Ale nie był on taki jak zawsze, było w nim coś zadziornego.

Czarnowłosy przybliżył się do mnie i delikatnie zaczął całować moje usta. Oddawałem każdy z motylich pocałunków, jakby były moimi ostatnim. Całował mnie tak czule i z pasją, jakby robił to profesjonalista. Po chwili wyczułem jak jego dłoń delikatnie i z gracją zaczęła jeździć po mojej klatce piersiowej, ukrytej pod materiałem siatkowego sweterka oraz czarnej podkoszulki. Westchnąłem w jego wargi, gdy drugą dłoń zaczął zaciskać na moim karku. Sam zdałem się na odwagę by położyć swoje żylaste dłonie na dole jego pleców. Starałem się podążać za nim, gdy zorientowałem się do czego chce doprowadzić ten nastolatek. Czy to planowałem? Absolutnie nie, ale podążałem za nim, bo on był moim jedynym lekiem, dzięki któremu czułem się normalnie. Oderwałem się plecami od ściany, o którą przez ten cały czas się opierałem i jeszcze mocniej przywarłem ustami do tych jego. Nie mam pojęcia skąd wzięła mi się odwaga by pogłębić pocałunek, ale była. Z nim wszystko co niemożliwe, nagle stawało się możliwe. Całowałem go mocno, wpychając swój mokry mięsień do jego jamy ustnej. Nasze języki wiły się ze sobą jakby prowadziły walkę, ale różnica była w tym taka, że ta batalia była niesamowicie przyjemna i żadne z nas nie chciało tego przerwać.

Przewrotny Umysł {Yoonmin}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz