Gdy wybiegłem z kościoła, nie poszedłem do domu, nie zadzwoniłem do matki i nie wsiadłem do żadnego autobusu, który jechał w kierunku mojego domu. Myśli kumulowały się w mojej głowie, a czasem byłem całkowicie nie obecny, wszystko w jednej chwili. Stałem na ponad trzech, a może nawet czterech przystankach autobusowych. Jednak, gdy tylko drzwi pojazdu się otwierały, natychmiast zaczynały kręcić się w prawo, jakby zataczały koło. Wyglądały jak portal do innego wymiaru. Automatycznie odgłos w mojej głowie podpowiadał mi bym nie wychodził do środka, bym zrezygnował z tego pomysłu. Słuchałem się go. Cofałem się dwa, bądź trzy kroki do tylu i opuszczałem głowę. Wtedy tylko słyszałem prychnięcie kierowcy i słowa, że nie potrafię się zdecydować.
A ja już chyba nie jestem sobą.
Błądziłem ulicami miasta i starałem się nie podnosić głowy. Każdy żywy obraz jaki by mi się ukazał przed oczami, mógł wywołać u mnie jakąkolwiek halucynację, chciałem temu zapobiec. Wzrok miałem utkwiony w chodnik, którym stąpałem prosto przed siebie. Dzięki temu mogłem w jakikolwiek sposób powstrzymać swój umysł, by nie stwarzał chorych wizji. Od czasu do czasu trąciłem jakiegoś przechodnia, który tak naprawdę nie zwracali na mnie uwagi. Mieli we mnie „wyjebane" prostym słowem ujmując.
Doszedłem do centrum miasta. Podniosłem oczy, gdy miałem lekkie wrażenie, że to powstrzymam. Masa telebimów, reklam, latarni oraz pędzących samochodów. Wodziłem wzrokiem po wielkich i wysokich wieżowcach, które pięły się ku niebu. Miałem skojarzenie, że na mnie spada, pochyla się w moją stronę, lecz to chyba nie były moje myśli tylko zwykła iluzja. Najgorsze było w tym wszystkim to, że absolutnie się nie bałem, gdy tylko tam zerkałem.
Szedłem dalej, rozglądając się na wszystkie boki, jakbym odczuwał niebezpieczeństwo i niepokój z każdej strony. Zaczynałem panikować. Robiło mi się niezwykle gorąco, mój oddech zaczął zanikać, a ja nie potrafiłem nabrać kolejnego, by wypełnił moje płuca. Zacząłem kręcić się na boki i rozglądałem się z paniką w oczach, gdzie błądziły po wyraźnych i mocno naświetlonych telewizorach. Rozpraszały mnie jeszcze bardziej, gdy tylko obraz zaczął się rozmazywać, a moja głowa zaczynała pulsować. Ukucnąłem, przykładając do niej swoje dłonie, gdzie złapałem mocno za włosy. Ukucnąłem tak na środku chodnika, gdzie przechodzący ludzie, omijali mnie szerokim łukiem. Nikt nie podszedł i nie zapytał: „Co mi jest? Co się dzieje? Czy do kogoś zadzwonić?" Mieli mnie totalnie gdzieś, strzelam, że wzięli mnie za jednego z bezdomnych bądź narkomanów. W rzeczy samej nie wiele mi brakowało by posądzić mnie o obłąkanego.
Cisza. Ona wypełniła moją głowę, a ja otworzyłem oczy, gdy zdałem sobie sprawę jak jest spokojnie. Poczułem po chwili jak ktoś trzyma mnie w swoich ramionach, a ja jestem w stanie spokojnie wyczuć zapach perfum. Nutka wanilii pomieszana z przepięknym zapachem kwiatów. Jedna z delikatniejszych kombinacji, pomieszanych zapachów, której nie potrafiłem pomylić z żadną inną. Nie mam pojęcia ile trwałem w tym uścisku, czas nie miał dla mnie znaczenia, gdy choroba przejmowała nade mną kontrolę (wręcz go nie odczuwałem, wszystko działo się jakbym był w innej czasoprzestrzeni). Osoba, która mnie obejmowała odsunęła się lekko ode mnie, gdy zdała sobie sprawę, że się uspokoiłem. Zerknęliśmy sobie w oczy. Widziałem w nich tyle troski oraz miłości, na którą po prostu nie zasługiwałem. Nie wiedziałem co mam zrobić, gdyż jak mnie dotykał, obejmował wszystko znikało. Świat stawał się całkowicie normalny, nie miałem halucynacji i złych myśli, które miałyby zaprzątać mój umysł, przy nim byłem sobą.
— Jimin — wyszeptałem imię osoby, która trzymała dłonie na moich ramionach. Dalej kucaliśmy na środku chodnika, ale nikogo to nie obchodziło. Chłopak uśmiechał się lekko do mnie, gdzie odgarnął moje przydługie, blond kosmyki z twarzy. — Jak mnie znalazłeś? — zapytałem.
CZYTASZ
Przewrotny Umysł {Yoonmin}
Fanfiction🙂 ZAKOŃCZONE 🙃 Yoongi to młody nastolatek, który zachorował na schizofrenie. Nie może poradzić sobie z gnębiącymi go myślami, które każdego ranka budzą go oraz przychodzą w najmniej odpowiednim momencie. Jego matka się nie poddaje i stara się pomó...