Rozdział 1

50 4 0
                                    

Czułam jego wzrok na sobie, patrzył, jak odchodziłam. Walczyłam z samą sobą, by się nie odwrócić. Nie chciałam widzieć jego twarzy, wystarczyło mi to, że słyszałam bicie jego serca, które po moich słowach nabrało rozpędu. Przeszłam przez główne drzwi i dotarłam do mojej szafki. Dobrze zrobiłam, musiałam mu to powiedzieć, a on powinien jak najszybciej zniknąć. Wiedziałam, że przyjechał do miasta, ale nie sądziłam, że przeniesie się tu do szkoły, a tym bardziej, że dołączy do koła. Kto normalny z tak daleka i z takimi aspiracjami przyjeżdża do Ghostland? Ponadto jego zachowanie wskazywało na to, że nie planuje krótkiej wizyty. Eh, jeszcze tego by brakowało, żeby jakiś nowy pokomplikował to wszystko. Ze złości trzasnęłam szafką najmocniej jak mogłam.

- Cholera, w czym ci ta szafka zawiniła? – gdy usłyszałam jej głos aż podskoczyłam. Tak się na nim skupiłam, że straciłam czujność. – No proszę, jednak nie jesteś taka nieustraszona. Czyżbym była taka straszna? - zaśmiała się.

- Amelia...

- To ja, zawsze do usług. Szkoda, że w przeciwną stronę to nie działa.

- Co? O czym ty mówisz? – zaczęłyśmy iść korytarzem.

- O już nie pamiętasz? Może o tym, że wczoraj nagle zniknęłaś?

- No tak. Przepraszam, ale jakoś tak wyszło. Zresztą dziwię się, że zauważyłaś, byłaś tak zajęta swoją nową ofiarą. Kim on w ogóle jest?

- A, nie zmieniaj tematu. Jestem twoją przyjaciółką od wieków, w przenośni i dosłownie – znów zaśmiała się. – Wiem, kiedy coś nie gra, więc słucham? Mów!

- Wszystko gra.

- Bzdura i tamta szafka się ze mną zgodzi. Wczoraj zniknęłaś, dziś jesteś podminowana.
Co cię tak rozjuszyło z rana?

- Nic, tylko znów się nie wyspałam, okey?

- Koszmary? Chyba nigdy nie przestaną cię dręczyć... A brałaś leki? – spytała z lekką obawą, jak zareaguje na te pytanie. Zawsze, gdy o to pyta widzę na jej twarzy stres.

- Tak, ale mam wrażenie, że nic mi nie dają. Jak mam być szczera, sama już się w tym gubię. Niektóre substancje na mnie działają, a inne nie. Jest to prawie tak samo męczące jak moje prześwietne sny.

- Prawda, nie brzmi to zachęcająco, ale wiesz, że musisz próbować. Może w końcu trafisz na ten dobry lek, który magicznie zadziała i pomoże przetrwać noc.

- Wiem, wiem. Francesco też mi w dzień w dzień to powtarza. Patrząc na mój skomplikowany przypadek, wciąż uważa, że tradycyjna metoda może przynieść najlepszy rezultat.

- I dobrze! Wszyscy tu dbamy o ciebie słońce!

- Egh, tylko nie słońce – Amelia przewróciła oczami ciągle się uśmiechając.

- Okey, a co z ogniskiem? Wciąż się nie dowiedziałam.

- No nic – wiedziałam, że będzie wciąż drążyć temat, więc... - dobra, masz mnie. Po prostu wykorzystałam odpowiedni moment i uciekłam z tej beznadziejnej imprezy. Zadowolona?

- Ani trochę! Tak mnie zostawić i całą ekipę! Jeszcze nie dałaś znaku życia!

- Padł mi telefon, poszłam na górę, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Przepraszam.

Blask Księżyca (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz