Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy ujrzałam Connora Petersona stojącego razem z resztą w naszym bunkrze. Wyglądał na bardzo zdezorientowanego i wystraszonego. Trzymał się za swoje lewe ramię. Czułam zapach jego spływającej krwi. Gniew zaczął opanowywać moje ciało. Gdy tak na nich patrzyłam miałam ochotę ich rozszarpać.
- Co do diabła?! Co do cholery on tutaj robi Will?!
- Mikeyla, mogę wszystko wytłumaczyć... - próbował mnie uspokoić. Ze zdenerwowania zeskoczyłam z balkonu i podeszłam szybkim krokiem w ich stronę. Kątem oka dostrzegłam zdziwienie na twarzy Connora.
- Spokojnie... - Riley stanęła między mną a Willem, zaś sam Will skrył Connora za swoimi plecami, jakby bał się, że zaraz faktycznie coś mu zrobię.
- Spokojnie?! Mam być spokojna?! Jego tutaj w ogóle nie powinno być!
- Wiem, sytuacja wyrwała się spod kontroli. To jedyne odpowiednie miejsce, gdzie mogliśmy przyjść.
- Connor dobrze się czujesz? Jest ci słabo? – spytała zmartwiona Rose. Faktycznie jego twarz była blada jak ściana, a jego ręce zaczęły się trząść.
- Ja... - ledwo wydusił z siebie słowa - nie mogę tego wszystkiego pojąć, gdyby nie Will bylibyśmy martwi albo gorzej.
- Mówiłam, że nie przeżyjesz tu tygodnia – od razu przeniósł swój wzrok na mnie. Próbował coś na to odpowiedzieć, ale zrezygnował. Przeszłam obok nich, skierowałam się do drzwi bunkra i sprawdziłam, czy są dokładnie zamknięte. – Nikt za wami nie szedł?
- Nie, jestem pewien, że nie. Szliśmy tak, by być jak najmniej widocznym. Co jakiś czas sprawdzałem czy nikt nas nie śledził.
- Co? Kto miałby nas śledzić? W ogóle, co to za miejsce? Jakim cudem coś takiego znajduje się pod szkołą? – w końcu z Connora zaczęły wylewać się pytania, w których było słychać ogrom frustracji i nerwów. Zanim ktokolwiek odpowiedział bezmyślnie na jego pytania, machnęłam ręką z tyłu jego głowy, a on padł jak kłoda w ramiona Willa.
- Mikeyla! Co ty zrobiłaś?! – chyba po raz pierwszy Rose na mnie krzyknęła.
- Nie martwcie się. Przyda mu się mała drzemka, a my poważnie przedyskutujemy tę sprawę wyłącznie w naszym gronie. Nie sądzicie, że tak będzie lepiej?
- Zgadzam się z Mikeylą – przytaknęła Riley. – Will połóż go na kanapie.
- Przyniosę koc i apteczkę, by go opatrzyć – zaoferowała się Rose.
Pomogłam Willowi przenieść Connora na stojącą niedaleko nas kanapę, a potem sama usiadłam na fotelu obok. Riley poszła w moje ślady, za to Will obmył ręce z krwi. Chwilę potem znalazł się w naszym towarzystwie, tak samo jak Rose, która od razu zajęła się raną Connora, a następnie Willa. Connor najbardziej ucierpiał z ich dwójki. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka. Nie został on jednak zraniony jedynie na ramieniu. Widziałam siniaki na jego szyi, prawdopodobnie spowodowane duszeniem, a także jego bardzo zaczerwienione i zdarte nadgarstki. Will zaś miał rozciętą wargę i poobijaną twarz.
- Nic mu nie będzie? – spytała mnie Riley.
- Nie, bez obaw, to proste zaklęcie usypiające. Nie odczuje żadnych efektów ubocznych. Kiedy się obudzi powiemy mu, że po prostu zemdlał.
- Ile czasu będzie tak spał?
- To zależy, niektórzy śpią dłużej, a inni krócej. Patrząc po jego obrażeniach, pośpi wystarczająco na tyle byśmy omówili całą tę zaistniałą sytuację, której zresztą się obawiałam – przesłałam wrogie spojrzenie Willowi. – Dalej, słuchamy, jestem bardzo ciekawa w co się wpakowaliście.
CZYTASZ
Blask Księżyca (tom 1)
Mistério / SuspenseIdealna rodzina, idealny dom, idealna szkoła, idealne miasto, zero zmartwień... Tak mogłoby się wydawać wszystkim, którzy znają Connora. Czy tylko on zauważa, że jego rzeczywistość jest zupełnie inna? Czy tylko on nie wie, jaką drogą powinien podąży...