Rozdział 11

17 2 0
                                    

Jedyną osobą, która mogłaby dzwonić i pukać do drzwi był sąsiad z domu obok, który zajrzał do mnie ostatnio. Choć wydawał się porządnym, nieszkodliwym człowiekiem musiałam go spławić jak najszybciej, nie chciałam nawiązywać żadnych głębszych sąsiedzkich relacji. Na mojej liście było już sporo imion i nazwisk, wystarczy mi ta liczba. Otworzyłam szybkim ruchem drzwi, nastawiając się na krótką pogawędkę, mającą na celu sprawne pozbycie się go, jednak po zobaczeniu postaci, która stała przede mną wryło mnie w ziemię.

- Connor? – powiedziałam z niedowierzaniem.

- Hej – odparł krótko z lekką niepewnością.

- Co ty tu robisz? I skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

- Nie przyszłaś dziś do szkoły. Reszta mówiła, że zapewne po tych wydarzeniach potrzebujesz czasu dla siebie i zostałaś w domu. Stwierdzili, że gdyby coś się zadziało już by się o tym dowiedzieli, a do tego może Amelia z bratem wrócili i siedzisz razem z nimi, a jak nie to lepiej faktycznie zostawić cię byś ochłonęła. Nie chcieli się narzucać, woleli poczekać aż sama z nimi porozmawiasz jak zresztą ustaliliście. Za to ja, że nie zawarłem z tobą żadnej zobowiązującej umowy, więc postanowiłem przyjść i sprawdzić, czy wszystko gra. Mimo tego, że powiedziałaś, że nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia, zaryzykowałem i przyszedłem – wyglądał na zdenerwowanego, nie wiedział jak na to zareaguję. Był naprawdę uparty, tyle razy go odtrącałam, a on wciąż się nie poddawał. W pewnym stopniu zaczęłam podziwiać jego zawziętość. - Podejrzewałem, że dom, pod który cię podrzuciłem nie należy do ciebie, dlatego więc będąc w szkole sprawdziłem, gdzie mieszkasz.

- Włamałeś się do komputera dyrektora?

- Cóż, nie miałem wyboru. Will, Riley i Rose nie wiedzieli, gdzie mieszkasz, więc musiałam sobie jakoś poradzić. I nie do końca nazwałbym to włamaniem. Poszedłem pogadać z dyrektorem na temat przedstawienia, coś pokazywałem mu na jego komputerze, na chwilę musiał wyjść, więc wykorzystałem moment.

- Jesteś świadomy tego, że to wygląda jakbyś mnie prześladował? – zapytałam ironicznie.

- Czyżbym miał się czegoś obawiać? Mnie też w ramach kary rozbierzesz jak Breta? – spojrzał na mnie swoim intrygującym wzorkiem i zaczął się szeroko uśmiechać, wyczekując mojej reakcji na jego śmiałe słowa. Za to ja otworzyłam usta ze zdziwienia.

- Dupek z ciebie, wiesz to? – zaśmiałam się, chyba po raz pierwszy w moim życiu.

- Czasem mi się zdarza – odwzajemnił śmiech.

- Nie wierzę, że serio to powiedziałeś.

- Widząc twój szczery uśmiech, stwierdzam, że się opłacało – walczyłam, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. W Connorze było coś, czego nie potrafiłam określić słowami, coś co sprawiało, że czułam się bezbronna, a jednocześnie bezpieczna. – Mogę wejść? – obejrzałam się za siebie. Nie wiedziałam czy wpuszczenie go do domu byłoby właściwe, jednak mimo tej myśli zaprosiłam go do środka.

- Jasne – otworzyłam szerzej drzwi, jednocześnie próbując zakryć nadgarstek.

- Ładnie tu.

- Dziękuję – wyprzedziłam go i poszłam szybkim krokiem do kuchni, by sprzątnąć nóż i obmyć nadgarstek. – Napijesz się czegoś? – liczyłam, że niczego nie zauważył, ale gdy się odwróciłam nie byłam tego taka pewna.

- Może herbaty – powiedział przenosząc swój wzrok z moich rąk na twarz.

- Okay – uśmiechnęłam się lekko. – Mam takie – podałam mu koszyczek, zasłaniając zraniony nadgarstek. Oby szybko się zagoił, wolałabym uniknąć pytań. - Zwykła czarna, zielona, jakieś owocowe. Wybierz, która najbardziej przypada ci do gustu - powoli je przeglądał, a ja nastawiłam wodę.

Blask Księżyca (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz