19.

262 13 24
                                    

Pov. Stan

Obudzilem sie w ramionach mojego chłopaka który jeszcze spał. Uśmiechnąłem się do siebie i czekałem aż chłopak wstanie bo nie chciałem go budzić logiczne duh. Lezalem sobie grzecznie w jego objeciach i analizowałem co się wczoraj działo.. Wiem że czułem przyjemność jakiej nigdy nie czułem. Po chwili spojrzałem na swoje ręce na których były moje zszyte rany po próbie samobójczej.. uhh.. obrzydliwie to wyglądało.

-Cześć słonko- powiedzial Kyle zaspanym głosem

-O cześć- powiedziałem uśmiechając się a on pocałował mnie w czolo.- Muszę założyć opatrunek pomożesz mi?- zapytałem na co on przytaknął i wstaliśmy i udaliśmy się do łazienki.

Kyle bardzo ostrożnie zawiązywał mi bandarz na ręce. Cały czas Patrzyłem na niego.. Kochałem patrzeć jak jest skupiony kiedy cos robi, potem zerknąłem na swoje odbicie w lustrze. Moja szyja byla całą w malinkach albo ugryzieniach. Boże Kyle.. Kocham cię ale bez przesady kurwa no. Spojrzeliśmy na siebie I zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Po dosłownie paru sekundach nasze usta złączyły się w delikatnym j czułym pocałunku. Moje ręce wylądowały na jego karku a on swoimu objął mnie w pasie. Uwielbiałem kiedy to robił bo czułem się wtedy.. bezpiecznie.. Po parunastu sekundach oderwaliśmy się od siebie i się przytulaliśmy. Bardzo ale to bardzo uwielbiałem jak to robił. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Teraz nie.potrzebowalem słów żeby wiedzieć że on mnie jednak kocha.. On kocha mnie a ja kocham jego.. Nie mieliśmy dzisiaj nic do drobity więc wróciliśmy do łóżka. Leżeliśmy.. ja byłem do niego odwrócony tyłem a on mnie od tyłu przytulał I delikatnie całował mój kark a swoją jedna ręką mizial mnie po biodrze.

-Mógłbym zostać w takiej pozycji na zawsze- wyszeptał mi do ucha Kyle. Wiedział jak to lubię

-Ja też..- odpowiedziałem-Kocham cie

-Ja ciebie też słonko- gdy to powiedzial to poczułem jego usta na moim policzku przez co automatycznie się uśmiechnąłem.

Leżeliśmy tak nie wiem ile.. Ciężko mi określić.. Przez Kyle'a czas się nie liczył. Cieszyłem się tym co jest tu i teraz. Kochałem go.. kochałem go całym sobą.. Nie chciałem go zostawiać.. chciałem zostać z nim na zawsze.. Chciałem wziąć z nim ślub ale nie mogłem.. Po pierwsze byliśmy za mlodzi.. PO DRUGIE KYLE JEST ZYDEM... Kyle musisz być żydem? Nie wiem.. Cartman nie mógł nim być..? Ale trudno.. mogę być z nim na zawsze bez ślubu.. Nie obchodzi mnie to.. poprostu chce żeby ze mną był..  na zawsze.. Wiem że nawet po śmierci będę go kochal.. Moja miłość do niego jest nieograniczona..niczym w micie greckim o Orfeuszu i Euredycie (n umiem odmieniać sorki).. Kiedy Euredyka umarła bo ją zmianie ugryzła to Orfeusz poszedl do Hadesu ją odzyskać.. jednak niestety miał jeden warunek.. że przez całą drogę powrotną nie mógł na nią spojrzeć ale jednak na sam koniec spojrzał na nią i takim sposobem jej nie uratował..  Ale nie o ten wątek mi chodzi.. chodzi mi bardziej o wątek kiedy Orfeusz został rozczłonkowany a jego głowa dalej po śmierci śpiewała imię Euredyki.. Co oznaczało że jego miłość była nieograniczona tak samo jak Moja miłość do Kyle'a. Nawet nie wiedziałem że Kyle od pewnego czasu śpi.. obróciłem się i Leżałem teraz przodem do niego I pocalowalem go w czolo. Kocham go.. Nie wiem czemu wcześniej tego nie zauważyłem.. Jest moja bratnią duszą.. Nigdy go nie opuszczę..


~~~~~~~~~~~

YO YO sorki ze tak długo nie było rozdziału ale wylądowałam w liceum :'C i też przepraszam że rozdział jest krotki ale pomysły zaczynają mi się kończyć.. WIEC NO DOZOBACZENIAAAA!!!!

575 słów

~Wakacje na Cyprze~《Style》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz