Klimatyzacja warczała głośno ponad drzwiami do baru. Carla doskonale zdawała sobie sprawę, że gdy tylko nadchodziła jesień i rozpoczynał się sezon grzewczy, właściciel baru nie szczędził sobie na ogrzewaniu budynku. Kochał ciepło oraz dbał, aby klientom było przyjemnie. W końcu kto nie lubi wejść z lodowatego dworu do cieplutkiego pomieszczenia?
Pracowała tutaj już drugą jesień i widziała wiele przemokniętych ludzi. Chłodniejsze pory roku potrafiły nie zostawić na człowieku żadnej suchej nitki, jednak ta dwójka, siedząca przy czwartym stoliku od ściany, z dala od wejścia, to było jakieś apogeum. Wyglądali, jakby przed chwilą wyszli z morza albo rzeki płynącej nieopodal.
Blondynka podkasała rękawy swojej czerwonej koszulki i ruszyła wściekła w stronę nowo przybyłych. Gdy ci weszli do środka, pozostawiając za sobą brudne, mokre ślady stała jak wryta, nie wierząc co właśnie się dzieje. Teraz jednak przeszły ją ciarki. Przecież mycie tak ufajdanych podłóg i ścieranie błota z mokrych krzeseł to będzie istne piekło.
Zanim opuściła pomieszczenie pracownicze, Mathieu zatrzymał ją w progu, ręką zagradzając przejście. Spojrzała pytająco na starszego mężczyznę w czarnym garniturze.
— Ci ludzie wyglądają, jakby przeszli bardzo wiele — powiedział spokojnym głosem. Jego idealnie przystrzyżony wąs drgnął delikatnie, gdy melodyjne słowa opuściły jego usta. Nie miał więcej niż czterdzieści pięć lat, jednak wszechobecny stres w życiu i codziennej pracy sprawił, że jego czupryna powoli stawała się biała. — Musisz nauczyć się odróżniać ludzi, którzy przyszli tutaj porozmawiać i napić się alkoholu, a tych którzy przyszli się awanturować. To widać na pierwszy rzut oka. Ci tam, mają dość dnia dzisiejszego. Obsłuż ich, a potem umyj podłogę. Jeśli nie będą chcieli nic ciepłego, zawołaj mnie.
Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową. Słowa swojego szefa traktowała jak świętość. Wytarła spocone dłonie o czarny fartuszek z logiem baru i podeszła do stolika. Cały czas patrzyła pod nogi, aby przypadkiem nie wywrócić się na śliskiej nawierzchni.
— Dobry wieczór — odezwała się z uśmiechem na twarzy, tak jak na prawdziwą kelnerkę przystało. Powoli obrócili głowy w jej stronę, jakby kompletnie zapomnieli, że znajdują się w publicznym miejscu. Tak pochłonięci rozmową. — Czy mogę przyjąć zamówienie? Może coś ciepłego?
— Wódkę — rzuciła brunetka, szybko powracając wzrokiem na chłopaka. — Zimną.
— To samo.
Carla przygryzła wargę, po czym odwróciła się na pięcie. Odkąd rok temu zaczęła pracę w barze nie sprzedała żadnemu klientowi ani kieliszka alkoholu. Mathieu surowo przestrzegał przepisów, nie pozwalając jej nawet wymówić tego zakazanego słowa. W końcu była nieletnia, chociaż za niecały miesiąc miała mieć urodziny. W tym momencie w barze była raczej tylko pomocą, chociaż dostawała pełną wypłatę.
— Chcą wódkę — powiedziała, mijając mężczyznę za barem.
Ten spiorunował ją wzrokiem, jednak nie kwestionując wyjął zza lady dwa kieliszki, zwinnie obracając je w palcach, postawił na tacy. Odwrócił się, unosząc głowę, aby przyjrzeć się wszelkim alkoholom jakie znajdowały się na półce. Prawą dłonią poprawił wąsa. Sięgnął po jedną z lepszych wódek jakie miał w zaopatrzeniu. Otworzył i również postawił na tacy.
— Niech stracę — wymamrotał pod nosem. Oboje wyglądali jakby nawet nie mieli przy sobie portfela.
Carla wpadła do schowka i wzięła do ręki mopa wraz z wiaderkiem. Wyszła na salę idealnie w momencie, aby dostrzec jak Mathieu osobiście podaje alkohol jedynym klientom obecnym w barze. Miał zbyt miękkie serce, nie podali rodzaju, a on tak po prostu postawił przed nimi połówkę Belvedera.
CZYTASZ
Vice Versa
FantasyW mieście Deveport prawo i sprawiedliwość stały się jedynie pustymi słowami. To świat, gdzie lojalność jest cenna jak klejnoty, a intrygi układane są na kształt pajęczyny. Korupcja w rządzie nie jest tajemnicą, lecz otwartym sekretem, o którym nikt...