Ciemnowłosa dziewczynka stała na usypanej kupce żółtego piasku, która z każdym zamachnięciem łopaty dwóch grabarzy, stawała się coraz mniejsza. Jej białe buty umorusane były w błocie, a nogawki spodni przemoczone, przez to jak kilka razy z nieuwagi wpadła do kałuży. W dłoniach ściskała sporych rozmiarów maskotkę, która w rączkach dziecka wyglądała kolosalnie. Był to kremowy królik w czerwonym kombinezonie, którego kilka miesięcy temu podarowała jej matka i kazała opiekować się Panem Puszystym.
Teraz stała nad jej grobem. W skupieniu, patrząc jak drewniana trumna przykrywana jest pod coraz to grubszą warstwą gleby. Nie mówiła nic, głęboko oddychając i obserwując jak piasek przykrywa deski. Chciała odwrócić wzrok, ale wiedziała, że jak to zrobi, to nie będzie wstanie powstrzymać łez. Tak jakby poruszenie gałką oczną albo niekontrolowane mrugnięcie, sprowadzić miało płacz.
— Maya, zejdź proszę na ziemię.
Mężczyzna stojący obok niej, nawet nie uniósł wzroku, wlepionego od początku ceremonii w czubki swoich butów. Nie miał odwagi spojrzeć na marmurową płytę, na której wygrawerowane zostało imię jego małżonki. Wstyd było mu przyznać, że to nie on zorganizował pochówek, jednak najzwyczajniej w świecie nie było go stać. Wiedział to każdy z tu obecnych, co dołowało go jeszcze bardziej.
Na pogrzeb nie przyszło wielu gości. Głównie rodzina i współpracownicy, bo Sylvia Watermelon nie posiadała prawdziwych znajomych. Będąc członkiem mafii nie chciała narażać cywili, więc odcięła się od nich jak tylko potrafiła. Toteż cały Oddział Specjalny stał się jej drugim domem, a jego członkowie stali teraz nad dołem z pochylonymi głowami. W dłoniach trzymali fedory, dociskając je do klatki piersiowej. Jeden z mężczyzn zbliżył się, aby wrzucić w otchłań kolejny kapelusz, tym razem należący do zmarłej, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zderzył się z Tomem ramionami, na co brunet jęknął cicho, próbując nie upaść na pośladki, jednak nie podniósł wzroku. Czuł na sobie przeszywające spojrzenie pełne nienawiści, ale starał się to ignorować tak, jak tylko potrafił.
Nie mógł uwierzyć, że jego żona przegrała. Była najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek udało mu się poznać i żaden z tu obecnych mafiozów nie mógł jej dorównać. Była najlepsza, a jednak przegrała z rakiem. Jako jedyna potrafiła powstrzymać cały swój oddział i kapitanów przed wkroczeniem z brudnymi buciorami w ich życie. W życie jej męża i córki. Jednak po jej odejściu wszystko miało się zmienić, a Tom wiedział, że jedyna droga, to ta pochyła w dół.
Mafia wydawała się być dobrym sposobem na życie. Zwłaszcza, że Sylvia przynosiła do domu tysiące dolarów, dzięki czemu mogli żyć w dostatku, a on sam nie musiał zbytnio martwić się szukaniem pracy. Był pisarzem i lubił oddawać się swojej pasji niemal całkowicie. Do czasu.
— Thomas — odezwała się w jego kierunku rudowłosa kobieta w ogromnym kapeluszu z czarną siatką, zakrywającą połowę jej twarzy. Stanęła okrakiem, a obie dłonie położyła na długiej lasce przed sobą, zakończonej kryształową kulą. Jej kąciki ust wygięły się w przyjazny łuk, jednak górna część jej twarzy nawet nie drgnęła. Był to sztuczny uśmiech, a oczy pozostawały lodowate jak dwa sople lodu. — Idziemy do restauracji na uroczysty posiłek. Czuj się zaproszony.
Czuł jakby wszystkie pary oczu skierowane były teraz w jego stronę. Przełknął cicho ślinę, a jabłko Adama podskoczyło niemal jak jego serce, gdy zdał sobie sprawę, że kobieta mówi na poważnie. Jedyne co widział, to długa peleryna, która powiewała na wietrze, a jej materiał trzepotał o jej chude łydki. Nie zamierzał patrzeć na ludzi, którzy mogli uratować matkę jego córki. Mieli środki oraz możliwości. Z pewnością znalezienie przez mafię dobrego lekarza i nawet zapłacenie mu grubej sumki, żeby ją uratował, nie byłoby dla nich jakimś szczególnym wyczynem. Jednakże byli skąpi i leniwi, nikt z nich nie lubił robić nic więcej, poza tym co zalecił ich kapitan. A kapitan najwyraźniej gdzieś miał kobietę, która była dla Toma tak ważna.
CZYTASZ
Vice Versa
FantasyW mieście Deveport prawo i sprawiedliwość stały się jedynie pustymi słowami. To świat, gdzie lojalność jest cenna jak klejnoty, a intrygi układane są na kształt pajęczyny. Korupcja w rządzie nie jest tajemnicą, lecz otwartym sekretem, o którym nikt...