W przestronnym pomieszczeniu krążył zapach świec z drzewa sandałowego oraz cygara. Dało się również dostrzec białe smugi dymu unoszące się w powietrzu. Na masywnym, okrągłym stole, na środku pomieszczenia rozłożone były dokumenty, a na krawędzi leżała gazeta z niewielką plamą w miejscu, gdzie ktoś wcześniej zanieczyścił papier opadającym popiołem z papierosa.
Na głębokim, skórzanym fotelu zasiadywał kapitan mafii, o szerokiej szyi i mocnej szczęce. Jego platynowe włosy, zmierzwione tak jak zwykle, dodawały mu tylko grozy, teraz nieco bardziej przypominając przypominał wściekłe zwierzę, białego wilka, niżeli człowieka. Gdy drzwi się otworzyły, a do środka weszła wysoka kobieta, Russell zlustrował ją zimnym, nieprzystępnym wzrokiem. Jego prawą rękę, bezwzględną asystentkę Astrid, cechowała niewzruszona twarz i świdrujące oczy, które czytały każdy ruch Tanyi. Stała tuż za jego plecami, z rękami założonymi z tyłu,
— Tanya — odezwał się po chwili ciszy, po tym jak blondynka zasalutowała pokornie. Ton jego głosu przypominał dźwięk rozrywanego materiału, bolał w uszy i przyprawiał o ciarki. Odłożył cygaro do popielniczki, na której już znajdowało się kilka wypalonych petów, po czym wyprostował się na krześle. — Chcesz mi opowiedzieć, dlaczego postanowiłaś działać na własną rękę, bez mojej zgody?
Kobieta uniosła brodę, starając się zachować resztki godności, które pozostały jej ostatnim bastionem przed bombardowaniem wzrokiem dwójki ludzi. Jako dowódca Dwunastego Oddziału Specjalnego, pod patronatem którego znajdowały się wszystkie jednostki szturmowe, miała praktycznie bezwzględną władzę nad oddziałami, mogąc dysponować ludźmi wedle własnych chęci i upodobań. Totalitaryzm kończył się jednak, gdy kapitan lub wicekapitan zaczynali zadawać pytania.
— Kapitanie — zaczęła, ostrożnie dobierając słowa. Wiedziała, że stąpa po grząskim gruncie i prawdopodobnie nacisnęła kapitanowi na odcisk. Podejrzewała dlaczego została wezwana, jednak wolała poczekać na rozwój wydarzeń, zamiast bezcelowo przepraszać. W końcu niczego nie żałowała, a takie błaganie o litość nie było w jej stylu. — Sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji. Nie mogłam czekać na pańską zgodę. Mój zespół musiał działać natychmiastowo.
Russell uniósł brew w milczącym osądzie. W jego głowie dudniło jedno słowo zespół. Nie był do końca przekonany czy jest to idealne określenie na drużynę dwuosobową.
Astrid spoglądała na nowo przybyłą przez wąskie szczeliny powiek, krzyżując ramiona na piersi. Oczywistym dla Tanyi okazało się, że to właśnie ona zdobyła skądś nazwiska osób, które zostały wysłane na misję. Jako wierny piesek pobiegła do swojego szefa, żeby poskarżyć się, jak dziecko w przedszkolu, że ktoś zabrał jej zabawkę. Dialog zawisł w powietrzu zmieszany z czystą nienawiścią bijącą od obu kobiet, niczym dym cygara nad popielniczką połączony z zapachem świec.
— Kogo wysłałaś? — zapytał Russell, chcąc usłyszeć to z jej ust.
— Zrestaurowany oddział szturmowy. — Przeciągała tę chwilę tak długo jak tylko potrafiła, jednak widząc zniecierpliwione spojrzenie kapitana, poddała się. Poprawiła okulary przeciwsłoneczne, aby lepiej trzymały się na jej nosie. — W składzie Maria Colins oraz Nash Harley.
Russell ścisnął mocniej zęby, a ostra szczęka jeszcze bardziej uwydatniła się. Słysząc nazwisko, mocniej wbił paznokcie we wnętrza dłoni, po czym sięgnął po cygaro, aby móc zaciągnąć się nim. Dopiero teraz usłyszał cicho przygrywającą melodie, muzyki klasycznej, której dźwięk wydobywał się z kieszeni spodni Tanyi.
Tak, jakby odblokowała w jego umyśle, zakopane dawno temu wspomnienie. Jedenaście lat temu, gdy hotel Oasis był rozbudowywany, a Russell mieszkał jeszcze w oddzielnym mieszkaniu.
CZYTASZ
Vice Versa
FantasyW mieście Deveport prawo i sprawiedliwość stały się jedynie pustymi słowami. To świat, gdzie lojalność jest cenna jak klejnoty, a intrygi układane są na kształt pajęczyny. Korupcja w rządzie nie jest tajemnicą, lecz otwartym sekretem, o którym nikt...