Wtorek, godzina dziesiąta piętnaście. Kwiecień.
W ciągu kolejnych miesięcy wiele się zmieniło. Pierwszy rok na studiach powoli dobiegał końca. „Luminarum", określane również jako szkołę przyszłości, gdzie absolwenci mieli mieć świetlaną przyszłość zawodową, pod koniec roku szkolnego lubowało się w wysyłaniu swoich studentów na płatne praktyki zawodowe. Z reguły sekretariat sam przydzielał miejsca prac, jednakże istniała możliwość zorganizowania sobie tego osobiście. Oczywiście po ówczesnym przyniesieniu wszystkich potrzebnych dokumentów, a potem doniesieniu potwierdzeń stażu.
Tym właśnie sposobem Lilian, Nash oraz Prudence wylądowali na komisariacie. Dzięki rekomendacji pana Rose, ojca Lilian dostali naprawdę ładną posadkę i w miarę elastyczny czas pracy.
Sprawa z mafią zakończyła się o wiele lepiej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Przynajmniej dla nich, bo ktoś ucierpieć musiał. Vice Versa domagało się kozła ofiarnego, a komendant podstawił im jednego z przyszłych emerytów, argumentując to większym dobrem. Pogrzeb, rozpacz rodziny, w tym żony, córki i wnuka były nieuniknione. Jednakże dla Lilian nie była to sprawiedliwość.
Teraz z bliska, sześć godzin dziennie mogli obserwować działania policji. Byli niemalże na miejscu zdarzenia, bo to głównie im przypadało pisanie raportów z akcji. Byli tu nieco ponad dwa tygodnie, jednak już teraz mieli zrujnowaną psychikę. Widok zapłakanych rodzin, przychodzących na posterunek w oczekiwaniu na należną ich sprawiedliwość śnił się po nocach, a niemoc policji, która nie mogła odnaleźć zaginionego członka ściskał żal w sercu.
Jednak nie był to wybór losowy czy taki, który miał iść im na rękę. Całą zdobytą wiedzę starali się wykorzystać, aby jak najlepiej prowadzić powstałą kilka miesięcy temu Mroczną Hordę. Dlaczego taka nazwa? Rezultat kilku godzinnej debaty między całą trójką, setek jak nie tysięcy rozpisanych na kartkach pomysłów czy kłótni. W końcu w filmach organizacje zawsze posiadały dobrą nazwę, a im lepsza i chwytliwa była, tym mocniejsi byli. Kto przecież nie kojarzył „Avengers" czy „Gwardii Dumblerore'a".
Zostali więc przy „Mrocznej Hordzie", a ich znakiem rozpoznawczym stały się zwierzęce maski. Chociaż ich wybór również pozostawał kwestią sporną, dla dobra zachowania tożsamości Nash, Prudence oraz Lilian, kolejno otrzymali lisa, czarnego kota oraz mysz.
— Nie chce mi się już — rzuciła Lilian. Siedziała na krześle biurowym, daleko odsunięta od biura, jej dłonie zwisały bezwładnie, a lewy policzek oparła o biurko. Skronią zahaczyła o spację, a w jej dokumencie zaczęła tworzyć się długa przerwa. — Długo jeszcze?
— Dopiero przyszliśmy — odpowiedział Nash, spoglądając w prawy dolny róg ekranu monitora. Westchnął, niechęć do pracy Lilian, udzieliła się i jemu. Wziął kolejny łyk gorącej kawy, a przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele.
Prudence ignorowała ich pojękiwania, w skupieniu analizując kolejną kartotekę. Morderstwo w pociągu jadącego ze wschodniej do zachodniej części miasta, dwa przystanki przed zajezdnią. Sprawcą był rzekomy Nathaniel Brond, czterdziestoczteroletni mężczyzna, pracujący jako agent nieruchomości. Ofiara to dwudziestopięcioletnia kobieta, dźgnięta siedem razy w klatkę piersiową, której ciało wyłowiono potem z rzeki. Zostało wyrzucone na moście, podczas trasy pociągu. Skazaniec przyznał później, że zmarła była kochanką jego żony.
Żadnych powiązań z mafią.
Westchnęła, po czym włożyła dokumenty z powrotem do brązowej teczki. Przez te dwa tygodnie niewiele udało im się ustalić, jednak zawsze coś. Na komisariacie zapanowało poruszenie. Cała trójka uniosła zaciekawiona głowy znad komputerów i uważnie obserwowała otoczenie. Dwójka policjantów szybkim krokiem ruszyła w stronę głównej celi, gdzie od jakiegoś czasu znajdował się czarnowłosy chłopak. Jego lewa dłoń owinięta była bandażem.
CZYTASZ
Vice Versa
FantasyW mieście Deveport prawo i sprawiedliwość stały się jedynie pustymi słowami. To świat, gdzie lojalność jest cenna jak klejnoty, a intrygi układane są na kształt pajęczyny. Korupcja w rządzie nie jest tajemnicą, lecz otwartym sekretem, o którym nikt...