Rozdział 22

25 8 8
                                    


Przez okno do pokoju wpadało blade światło, zachodzącego słońca, które rozjaśniało pomieszczenie i rzucało długie cienie na podłogę. Nash przesunął nerwowo wzrokiem po ścianie, szukając jakiegoś punktu zaczepnego, na którym mógłby chwilowo zawiesić oko. Wskazówki zegara, wiszącego na ścianie wydawały się poruszać z prędkością ślimaka, a każda minuta wydłużała się, ewidentnie testując jego cierpliwość i opanowanie.

Siedział tu niecałe piętnaście minut, chociaż jemu samemu, wydawało się być to dwukrotnie, jak nie trzykrotnie tyle. W dłoni tulił rozładowany telefon, co jakiś czas, dla pewności, sprawdzając czy jakimś cudem sam się nie naładował. Odłożył go na blat, po czym skrzyżował ramiona na piersi i rozkładając szerzej nogi, położył się głębiej na krześle. Jego głowa opadła na klatkę piersiową, gdy w oczekiwaniu przymrużył oczy.

Od kiedy padała mu komórka, nie miał żadnego kontaktu z Marią. Chociaż jemu, wedle planu, udało się zbiec z miejsca zdarzenia, dziewczyna już dawno również powinna się pojawić. Nagle usłyszał stukot ciężkich butów, powoli zbliżający się. Spiął wszystkie mięśnie i poderwał się z krzesła. Po tym jak ostatnie minuty nieustannie trząsł nią, lewa noga odmówiła posłuszeństwa. Uratowało go tylko szybkie podparcie się o blat stołu.

Drzwi otworzyły się, a do środka weszła brązowowłosa dziewczyna. Na sobie miała kamizelkę kuloodporną, a na ramieniu trzymała karabin szturmowy. Wyszczerzyła się od ucha do ucha, odkładając broń na stół, a Nash ponownie opadł na krzesło. Odetchnął z ulgą, odchylając głowę do tyłu. Kropelki potu, zmieniły swój kierunek biegu, z policzków, ponownie przenosząc się na skroń. Słyszał jak Maria odpina rzepy i rozsuwa paski, trzymające kamizelkę ciasno przy jej ciele.

— Nic ci nie jest? — zapytał w końcu.

Przełknął głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że od dłuższego czasu oddychał przez usta, kompletnie wysuszając całe gardło. Bił się z myślami. Nie podobał mu się fakt, że kobieta w jego towarzystwie mogła ucierpieć. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, gdy Maria na jego oczach zostaje ranna. Przecież nie mógłby wbiec w sam środek strzelaniny, żeby ją stamtąd zabrać. Przeszedł odpowiednie szkolenie, jednak nigdy nie będzie tak dobry jak ona. Sama myśl o tym, że zostali oni wysłani na misję tylko we dwójkę, przyprawiała go o dreszcze niepokoju.

— Nie — odparła krótko. W jej oczach widać było zmęczenie, jednak Maria nigdy nie należała do rozmownych. Jej dłonie wciąż trzęsły się z podniecenia i wzmożonej adrenaliny, jednak jako silna kobieta nie chciała tego okazywać. — Dziękuję, że w połowie zmieniłeś muzykę.

Nash zastygł. Nie spodziewał się od niej takich słów, jednak odwzajemnił uśmiech. Miał wrażenie, że wszystkie jego mięśnie są tak spięte, że wygięcie ust w łuk, stawało się niemalże niemożliwe. Podrapał się niezręcznie po karku, a na policzkach pojawił się rumieniec.

— Skąd tylko wiedziałeś co się dzieje wokół?

Nash wskazał kciukiem na rozładowany telefon. Po dołączeniu do mafii przeszedł kolejne kursy informatyki, dzięki czemu polepszył swoje kompetencje. Wielu mówiło mu, że posiada wrodzony talent, w wieku dwudziestu lat posiadał umiejętności, którymi chcieliby się pochwalić profesjonalni informatycy.

Gdyby teraz udało mu się wyrwać ze szponów mafii, mógłby z pewnością aplikować na stanowisko starszych deweloperów w branży, żeby trzepać z niej kupę kasy. Jednakże żadna z tych opcji nie była realna. Mafia nie chciałaby wypuścić ze swoich brudnych łapsk tak dobrego hakera, a doświadczenie zdobyte w półświatku nie było odwzorowane na żadnych certyfikatach. W świetle prawa wciąż był samoukiem i nie potrafił nic.

Vice VersaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz