Wesołe miasteczko

949 26 18
                                    

Następny tydzień minął szybko i bezproblemowo. Nie działo się tak naprawdę nic nowego. Szkoła i nauka.
Jedyną nową rzeczą w tym tygodniu było dołączenie Theodora do naszej grupy. On i Rose kręcili pomiędzy sobą, więc przyjęcie go do grupy nie było głupim pomysłem. Nie ufałam mu w stu procentach, ale również mi nie przeszkadzał.

Dzisiejszego ranka postanowiłam zacząć biegać. Może głupie patrząc na moją kondycję, ale wiem, że skuteczne, a przyznam, że chciałabym schudnąć parę kilo. W każdym czy innym razie, gdy usłyszała o tym pomyśle moja matka, od razu stwierdziła, że mi się przyda, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że był to dobry pomysł. Ubrałam się w komplet dresowy oraz sportowe buty, które kupiłam już jakiś czas temu. Nie było dzisiaj jakoś bardzo zimno, co mnie cieszyło, bo nie wyobrażałam sobie biegać w kurtce. Założyłam czapkę, by trzymała mi ciepło, po czym wyszłam z domu. Czułam, że jest chłodno, ale nie przeszkadzało mi to. Założyłam słuchawki, w których od razu zaczęła lecieć moja ulubiona playlista z utworami Lil Peep'a. Kochałam go i gdyby nie to, że nie żył, byłabym na jego każdym koncercie.

Biegałam w parku koło mojego domu około godzinę, po czym zdecydowałam się wracać. Dochodziła godzina czternasta, a chciałam się jeszcze dzisiaj pouczyć.
Wchodząc do domu, przywitałam się z mamą oraz jej mężem, by zachować jakiekolwiek pozory.
Nie lubiłam jej męża, choć mieszkał z nami już z dobry rok. Na co dzień nie wchodzimy sobie w drogę. On pracuje od rana do wieczora, z czego bardzo często ma wyjazdy, a ja chodzę do szkoły i gdy wracam, to zaszywam się w pokoju i z niego nie wychodzę.
Nie wiem, czy on do mnie paja jakimikolwiek uczuciami, ale niezbyt mnie to interesuje.

-No, dobrze, że zaczęłaś biegać. W końcu nie będzie wstyd z tobą gdzieś wyjść.- Stwierdziła moja matka, gdy chciałam pójść do siebie.
Ściągnęłam usta w cienką linię, by przypadkiem nie ukazać na nich niechcianego grymasu.
Moja matka była mistrzynią wprowadzania mnie w kompleksy.

-Mhm, ja już pójdę na górę- Powiedziałam, udając, że to, co powiedziała, wcale mnie nie zabolało. Powinnam być przyzwyczajona, bo to nie pierwszy raz, gdy uświadamia mnie, że jestem gruba, ale totalnie nie potrafię. Nie potrafię się ot, tak z tym pogodzić. Dlaczego nie mogę mieć kochającej mamy, która wesprze mnie w każdej sprawie? Dlaczego nie mogę mieć mamy, która uświadomi mnie, że jestem ładna taka, jaka jestem, a opinia innych jest nic niewarta? Dlaczego po odejściu taty ona się tak prze potwornie zmieniła? Kiedyś była inna. Może nie okazywała mi miłości, może nie dawała mi komplementów, ale i również nie rzucała we mnie obelgami.

Starłam szybko łzy, które wyleciały mi spod powiek. Nie chciałam płakać. Nie lubiłam tego robić, bo sądziłam, że jest to okazywanie słabości. Usiadłam na łóżku, zabierając po drodze zeszyt i książkę do matematyki. Nie potrafiłam tego przedmiotu, a niestety jest on na egzaminach.

Po dwudziestu minutach, gdy nauka totalnie mi nie wchodziła, na telefon przyszło mi powiadomienie z grupy.

Od: ZOO

Dzwoneczek: SIEMA WSZYSTKIM! Za dwie godziny jedziemy do wesołego miasteczka! Nie słyszę odmowy!

Martini: Spoko, podjadę po Oliviera, co ty na to Oli?

Jones: Się jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak! Ktoś dołącza do mnie i do Nicolasa?

Nel: Czekajcie! O jakim wy wesołym miasteczku mówicie? Przecież jest środek jesieni! Wszystko pozamykane!

Dzwoneczek: Otwierają na święta! Jedziesz z nami Nelio i nie słyszę odmowy!

Neves: No właśnie, Moon, nie sraj się, przecież Rose nie proponowałaby, gdyby miasteczko nie istniało, co nie?

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz