Woda

721 27 20
                                    

Zawsze miałam problemy z odmawianiem. Asertywność u mnie nie istniała, jednak dzisiaj byłam twarda i pomimo wielu błagań, bym poszła do Travisa na imprezę, nie zgodziłam się. Nie zamierzałam ryzykować. Kilka godzin dobrego melanżu nie jest warte, by stracić ponad tydzień wakacji.

Po powrocie do domu nie zastałam nikogo w domu, co bardzo mi odpowiadało.
Puściłam głośno muzykę, relaksując się po ciężkim dniu w szkole.
Nie wiedziałam, czy moja matka z Connorem dzisiaj wrócą i mało mnie to interesowało. Przyniosłam do salonu wszystkie rzeczy, jakie mi były potrzebne. Oczywiście znalazły się w nich podręczniki od matmy czy francuskiego, choć w głębi duszy wiedziałam, że ich nie otworzę.

Gdy chciałam odpalić jakiś film na netflixie, ktoś zaczął pukać w drzwi.
Nie zapraszałam nikogo i raczej nie byłam chętna z nikim się już dzisiaj widzieć. Wstałam niechętnie z kanapy, po drodze przeglądając się w lustrze.
Wyglądałam znośnie. Po powrocie od razu przebrałam się w dresy, więc liczyłam, że ktoś, kto stoi teraz za drzwiami, nie jest jakąś ważną osobą.
Otworzyłam delikatnie drzwi, na samym początku wyciągając tylko głowę pomiędzy niewielką szparę, którą zrobiłam.
Pomrugałam parę razy, myśląc, że się przewidziałam, ale nie, przed drzwiami stał Miles. Miles Liotta.

-Co...Co ty tu robisz?- Zapytałam od razu, gdy się ocknęłam z nie małego szoku.

-Przyszedłem porozmawiać, jak znajomi.- Uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam jak zareagować. No bo w końcu, od kiedy jesteśmy znajomymi? Widzieliśmy się dwa razy w życiu!

-Oh, okej.- Wpuściłam chłopaka do środka. Nie myślałam w tej chwili czy to, co robię, jest mądre. Ba! Nie było! Wpuściłam do domu obcego faceta! Przecież on mógł zrobić teraz wszystko.

-Myślałem, że mnie nie wpuścisz.- Wzruszył ramionami, rozglądając się po domu. Nie podobało mi się to do końca, ale próbowałam to olać. Przecież nic takiego nie robił. To nie odbije się jakkolwiek na przyszłości.
Jak bardzo się myliłam.

-Tak, była taka szansa. To o czym rozmawiamy?- Nastała cisza. Niekomfortowa cisza.
Poszłam do kuchni, z lodówki wyciągnęłam dwie butelki wody. Jedną postawiłam na blacie wyspy kuchennej, a z drugiej upiłam porządny łyk.

-Czym zajmują się Twoi rodzice?- Zapytał nagle. Dlaczego chciał to wiedzieć?

-Emm...moja mama jest bardzo wysoko postawiona w korporacji, a tata nie żyje.- Mogło mi się wydawać, ale na wzmiankę o tacie, chłopak się lekko spiął.

-Oh, przykro mi, moi pracują jako dentyści. Nie mam z nimi kontaktu.- Uśmiechnął się lekko, czego nie rozumiałam. Nie miał z nimi kontaktu i się z tego cieszył?

-Dlaczego?- Usiadłam na fotelu przy kanapie, obserwując, jak chłopak przegląda zdjęcia na ścianie.

-Nie miałem z nimi nigdy dobrego kontaktu. Mogę nawet z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy mnie nie chcieli.- Przejechał jeszcze raz wzrokiem po całym salonie i kuchni.
Nie wiedziałam jak zareagować na to wyznanie. Nie byłam w takiej sytuacji i nie wyobrażałam sobie tego.

-Oh, przykro mi. Jak sobie poradziłeś?

-Ciężka praca, to jest klucz do wszystkiego.- Usiadł na kanapie, jednak gdy zaczął dzwonić mu telefon, szybko oddalił się w stronę korytarza.
Wzięłam do ręki telefon, patrząc, że przyszła mi wiadomość.

Od: NIE ODBIERAĆ!
Wrócimy dopiero pojutrze. Masz siedzieć w domu.

Miło.

Wstałam, rozprostowując plecy i nogi.
Ruszyłam do kuchni, myśląc, co mogę zjeść. W szafce znalazłam makaron, który na sto gram miał dziesięć kalorii. Przecież to jest coś idealnego.
Znalazłam w Internecie przepis na sos, który również nie jest bardzo kaloryczny i zaczęłam go przygotowywać.

-Miles! Robię obiad! Zostajesz na nim?- Krzyknęłam, obserwując reakcję bruneta, który zdążył wrócić z najprawdopodobniej łazienki.

-Nie, zaraz będę się zbierać, ale dzięki.- Uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam. Wydawał się całkiem spoko.

-Co robisz na co dzień?- Postanowiłam kontynuować rozmowę, bo jeżeli chcieliśmy, by nasza relacja się polepszyła, to bez rozmów się nie obejdzie.

-Pracuje, chodzę na imprezy, nękam siedemnastoletnie dziewczynki- powiedział z pewną powagą, a po moim uśmiechu zapewne nic nie zostało- Żartuje! Jesteś jedyna. Tylko na ciebie mam czas.- Stwierdził ze śmiechem. Czemu to by w normalnych okolicznościach byłoby mega romantyczne, a teraz jak o tym pomyślę, to chce zakopać głowę w piasek?

-Ah, okej. Która godzina?- Zapytałam, sięgając po garnek z wodą.

-Osiemnasta dwadzieścia. Będę się zbierał, dziękuję za miło spędzony czas. W salonie zostawiłem mój numer telefonu, w razie co dzwoń.- powiedział, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Podeszłam do stolika, na którym leżała karteczka.
Napisałam szybko wiadomość, by chłopak również miał mój numer telefonu.

Do: ML
Dziękuję:)

Wróciłam do kuchni, by skończyć obiad. Gdybym spaliła kuchnie, moja matka nie miałaby już zapewne żadnych skrupułów, by wyrzucić mnie za drzwi.

~~~*~~~

Było mi przyjemnie ciepło, gdy ze snu wybudzał mnie dzwonek telefonu.
Leżałam w moim łóżku, przykryta kołdrą po prawie sam czubek głowy. Było mocno po trzeciej w nocy, a ktoś postanowił do mnie dzwonić. Na początku nie chciałam odbierać, olewałam dźwięk, jednak po którymś telefonie nie wytrzymałam i odebrałam, nie patrząc kogo to numer.
Na samym początku usłyszałam naprawdę mega głośną muzykę i śmiechy ludzi, a dopiero po chwili ktoś raczył się odezwać.

-Ooo odebrała!- Wybełkotał ktoś po przeciwnej stronie telefonu, a ja nie mogąc rozpoznać czyj to głos, spojrzałam na nazwę kontaktu. Blaise.

-Po co dzwonisz? Normalni ludzie o tej godzinie śpią.- Warknęłam, układając się wygodnie w pozycji siedzącej, by przez przypadek nie zasnąć.

-A tam, nie jestem przynajmniej taki nudny jak ty.- O dziwo, rozumiałam wszystko, co mówi, pomimo że był zalany w trzy dupy.

-Yhym, po co dzwonisz?- Zapytałam, przecierając oczy.

-A tak dla żartu. Fajny żart, co nie? Powiedz, że tak. Ej oddaj to!- Krzyknął, a już po chwili mogłam usłyszeć dziwne szumy.

- Nelia, to ty?- Zapytał mnie jakiś inny głos, który wyśmienicie znałam.

-Nicolas? Tak to ja, o co chodzi?- Zaczęłam się stresować, ponieważ chłopak nie brzmiał normalnie.

-Jesteśmy u Travisa. Blaise, Rose i Theodor są najebani w trzy dupy. Olivier nie przyjechał, jestem jedyny jakkolwiek trzeźwy tutaj, możesz przyjechać, pomóc mi ich ogarnąć?- Zapytał z nadzieją w głosie. Zerwałam się szybko z łóżka, nie patrząc, czy wyglądam dobrze. Włożyłam buty, zabrałam kluczyki z szafki i szybko wybiegłam z domu, uprzednio go zamykając.
Powiedziałam szybko Nicolasowi, że już jadę i się rozłączyłam.
Nie chciałam zostawiać chłopaka z trójką najebanych ludzi, dlatego musiałam tam pojechać. Mogłabym być egoistką, ale nie potrafię.

Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Pod bramą blondyn już na mnie czekał, a koło niego siedziała trójka zgonów.

-Dobra, co tu się odpierdala- zapytałam na wstępie, spoglądając po kolei na Levis'a, Bell i Nevesa.

-Imprezy Travisa kończą się tylko w taki sposób. Ja tu zajechałem na chwilę, zobaczyć ich stan. Widocznie dobrze, że to zrobiłem.- westchnął, przecierając twarz dłonią.- Dobra, ty weź Rose i Blaise'a, bo masz po drodze, a ja wezmę Theodora, okej?- pokiwałam głową i od razu zaczęliśmy pakować ich do samochodu.

-Dobra, rano się zgadamy, paaa.- Krzyknęłam, do odchodzącego do swojego samochodu chłopaka.

Ruszyłam spod posiadłości Travisa lekko zmęczona. W końcu nie codziennie dźwigam prawie dziewięćdziesiąt kilowego chłopa.
Włączyłam radio, by zagłuszyć ciszę i lekkie pochrapywanie Rose. Dziewczyna zasnęła praktycznie od razu, gdy usadziłam ją na tylnych siedzeniach, przez co brunet musiał usiąść z przodu. Jedyne, o czym myślałam, to o tym, by nie obrzygał mi całego samochodu.

-You've got the devil in your eyes
You went and took me by surprise- Chłopak spojrzał na mnie, na co zmarszczyłam brwi. Dlaczego zaczął mi nagle coś takiego mówić?- Say what you wanna say I won't go back
If you wanna hit the road then let's go then
Let's just go and see the world and just show them
What it really means to live life golden- Tym razem zaśpiewał i dopiero teraz zrozumiałam, że chłopak recytował tekst piosenki, która leciała w radiu. Devil eyes.

-Yeah we're golden, baby girl we're golden
They about to see us shine 'cause we're golden
They can never break us down 'cause we're golden
They about to see us glow 'cause we're golden- Zaśpiewaliśmy razem, przy okazji uśmiechając się do siebie nawzajem.
Gdy chłopak jest pijany, to jest nawet znośny.

-You've got the devil in your eyes
You went and took me by surprise
Say what you wanna say I won't go back
If you wanna hit the road then let's go then
Let's just go and see the world and just show them
What it really means to live life golden- Zaśpiewał już sam, bo ja postanowiłam sobie odpuścić. Czułam na sobie jego wzrok, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi.- Nelioooo, ile jeszcze?- wyjęczał mi po chwili do ucha. Przewróciłam oczami, popychając go na fotel, by siedział i się nie ruszał.

-Najpierw muszę odwieść Rose, później dopiero ciebie.- Spojrzałam wsteczne lusterko, w którym zobaczyłam, że dziewczyna powoli się budzi.

-Tylko nie do mnie, proszę- Szepnął, a gdy chciałam zapytać się dlaczego, zauważyłam, że zasnął.
Pokręciłam delikatnie głową, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.

-Stara, bo ja będę rzygać.- Powiedziała przerażona Rose, co spotkało się z moim głośnym jękiem.

~~~*~~~

-Kurwa, weź stań na tych nogach, nie ważysz pięć kilo.- Warknęłam w stronę chłopaka, który nawet nie próbował iść o własnych nogach. Opierał się o moje ramię, a ja musiałam go dźwigać.

-Oj nie przesadzaj, nie ważę tak dużo.- Wybełkotał. Parsknęłam śmiechem, próbując otworzyć drzwi do domu, co nie było łatwe, bo chłopak zasłaniał mi dostęp do kieszeni po prawej stronie.

-Mógłbyś się odsunąć? Muszę wziąć klucze.- Spojrzałam w jego stronę, gdy ten z wielkim trudem łapał się za barierkę od tarasu, by się delikatnie odsunąć.
Wyciągnęłam klucze, od razu otwierając drzwi. Jakie ja miałam szczęście, że to akurat dzisiaj matka musiała pojechać.

-A ja? Zapomniałaś już o mnie?- Zapytał z żalem w głosie, gdy przekraczałam próg domu. Przekręciłam oczami, jednak cofnęłam się i pomogłam mu doczłapać się do domu, pod nosem mrucząc, że nie da się o nim zapomnieć. Bo choć tyle razy próbowałam, tak zawsze nie wychodziło.

Weszliśmy po schodach z wielkimi trudnościami, bo co drugi schodek chłopak się chwiał, przez co był bliski jebnięcia do tyłu. Na szczęście lub nieszczęście, nie wywrócił się, a teraz leżał na moim łóżku, układając poduszki pod głową.

-Chcesz się umyć?- Zapytałam, jednak od razu zdałam sobie sprawę, że chłopak nawet nie był wstanie tego zrobić.- Jednak nieważne. Idź spać, dobranoc.- Odwróciłam się w stronę wyjścia, z myślą, że pójdę do pokoju gościnnego.
Gdy chciałam wyjść, usłyszałam zza plecami ciche skrzypnięcie, co z powodowało, że się na chwilę odwróciłam.
Chłopak leżał na łóżku, lecz tym razem bez spodni. W samych bokserkach.
Odwróciłam się ponownie, próbując zapanować nad palącymi policzkami. Zawsze się śmiałam z dziewczyn, które rumieniły się na widok nagiego mężczyzny, a teraz robiłam to samo.

Tuż przed wyjściem wydawało mi się, że usłyszałam ciche mruknięcie chłopaka, które układało się w słowa piosenki z samochodu ,,You've got the devil in your eyes
You went and took me by surprise,,

Było późno, bardzo późno, nie chciałam zagłębiać się, czy to, co chłopak mówi, ma jakieś znaczenie. Dodatkowo jest pijany, nie wie, co mówi. To wszystko nie ma przecież znaczenia.

A przynajmniej tak sobie wmawiałam.

~~~*~~~

Rano obudził mnie mega ładny zapach dochodzący z kuchni.
Nie wiedziałam, która jest godzina, a sięgać po komórkę niezbyt mi się chciało.
Wstałam, na początku nie orientując się, że nie jestem w swoim pokoju.
Wyszłam, przecierając oczy, na których miałam jeszcze pozostałości po tuszu do rzęs.
Zeszłam po schodach na dół, przy okazji przypominając sobie wczorajszy wieczór. Jedyne, o czym teraz myślałam, to o tym, by w kuchni nie było nikogo z mojej rodziny. Bo jak wytłumaczę im, że w moim pokoju śpi chłopak, który zapewne ma prze potwornego kaca i lepiej nie zbliżać się do niego nawet na kilometr?

W kuchni na szczęście nie zastałam nikogo z rodziny, ale zastałam Blaise'a. Już nie wiem, kto gorszy. Moja matka, która zapewne nie dałaby mi żyć, czy chłopak, który zapewne będzie mnie olewał?

-Śniadanie zrobiłem.- Zaczął, gdy zobaczył moją zdezorientowaną minę.- Chciałem podziękować, że uratowałaś mi wczoraj dupe. Ostatnio bardzo często to robisz.- Dodał, po czym podał mi talerz z dwoma tostami. I jak ja mam mu powiedzieć, że nie zjem ich, bo nie mogę sobie na to pozwolić?

-Jasne, nie ma problemu, która godzina?- Zapytałam, gdy uświadomiłam sobie, że mamy piątek i jak szybko się nie zbiorę, to spóźnię się na lekcję.

-Dziesiąta dwadzieścia.- Usiadł na krześle, odwracając się w moją stronę.
Wytrzeszczyłam oczy, gdy dotarło do mnie, co powiedział. Cholera, nie było mnie już na dwóch lekcjach!

-Dlaczego mnie nie obudziłeś?!- Zapytałam wściekła, piorunując chłopaka wzrokiem.

-Oj nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, wiedziałaś?- Zaśmiał się, czego ja próbowałam nie zrobić. Nie mogłam mu pokazać, że mnie rozbawił.

-To ty możesz się denerwować cały czas. Tobie i tak już nic ci nie pomoże.- Uśmiechnęłam się, na co pokazał mi środkowy palec.

-Jak raz nie pójdziesz do szkoły, to nic się nie stanie. Matce wmówisz, że źle się czułaś.- Machnął ręką, kończąc jeść swoją porcję tostów.

-Żeby to było takie proste.- Westchnęłam, odkładając talerz na stół i opadając na kanapę. Chłopak zajął miejsce obok mnie.

-Nie może być tak źle.- Zaczął, na co mu przerwałam.

-Nie, Blaise. Pamiętasz, jak jeszcze z dwa tygodnie temu mówiłam ci, że znasz moją matkę praktycznie jak swoją? Myliłam się. Teraz zauważam, jak dużo o niej nie wiesz. Ona nie jest taką złotą kobietą, za którą wszyscy ją uważają. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, bo zapewne nie interesuje cię to, a mi samej nie jest po drodze, by o tym mówić, ale ona nie jest taka fajna i miła.- Przymknęłam powieki, nie chcąc patrzeć na reakcję chłopaka. Po raz pierwszy się przed nim otworzyłam. Czułam, że powinnam to zrobić, bo w końcu on też to zrobił, ale zaczynałam nabierać wątpliwości, gdy przez kolejne parę minut siedzieliśmy w ciszy.- Wiesz co, nie ważne, zapomnij o tym.- chciałam wstać, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął z powrotem na kanapę.

-Nie. Wszystko, co mówisz, jest ważne. Ja wiem, że teraz nasza relacja się trochę polepszyła i nie do końca wiemy, na czym stoimy. Wiem, że to nie ja jestem odpowiednią osobą, by słuchać o twoim problemach, bo przecież dopiero się nie lubiliśmy i nadal zapewne nie pajamy do siebie super uczuciami, ale to nie oznacza, że mnie to nie interesuje.
Jeżeli potrzebujesz się wygadać, cokolwiek, to możesz to zrobić. Ja cię wysłucham, okej? Nie wygadam nikomu. To, co powiesz, zostanie tylko pomiędzy nami. Nie wyjdzie poza cztery ściany tego pomieszczenia.- Spojrzał mi w oczy, przy okazji lekko się uśmiechając. Ten człowiek z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakuje i nie do końca wiem, czy mi się to podoba.

-Okej- Westchnęłam i przetarłam twarz dłonią.- Idę biegać, idziesz ze mną?- Zmieniłam temat. Może, gdy zaczniemy rozmawiać o sporcie, to nie trafimy na tematy, o których nie chce rozmawiać.

-Ty biegasz? Zaraz zima, opłaca ci się to?- Zdziwił się.

-Zaczęłam jakiś czas temu- Uśmiechnęłam się lekko, by przykryć grymas, który wstąpił na moją twarz, gdy przypomniałam sobie słowa matki- I na razie biegam na dworze, bo w miarę spoko pogoda jest, później będę biegać na bieżni. Leży zakurzona w garażu.

-Oh, okej, mogę w sumie pobiegać. Wstąpimy do mnie, bym mógł się przebrać?- Podniósł się z kanapy, zanosząc talerz do zlewu, przy okazji spoglądając na moje niezjedzone tosty.

-Przepraszam, że nie jem. Nie jestem głodna i zazwyczaj nie jem śniadań- powiedziałam szybko.

-Powinno się jeść śniadania. To jest najważniejszy posiłek dnia- powiedział poważnie, spoglądając w moją stronę. Przewróciłam oczami, przypominając sobie, że przecież chłopak interesuje się zdrowym trybem życia i mówienie mu takich rzeczy jest naprawdę głupie.

-Nie umrę przecież. Dobra, idę się przebrać, poczekaj tu, czy coś.- Weszłam szybko po schodach. Założyłam luźne dresy oraz dużą bluzę. Dzisiaj nie było najcieplej, ale liczyłam, że nie zmarznę.
Zmyłam pozostałości tuszu i pomalowałam rzęsy od nowa.
Na szybko pościeliłam łóżko, by zachować pozory jakiegokolwiek porządku w tym pokoju i zeszłam na dół.

-Wreszcie, ile można.- Jęknął chłopak, kierując się w stronę drzwi.
Wzięłam do ręki dwie butelki wody, z czego do jednej wsypałam łyżkę soli.

-Nie popłacz się przypadkiem.- Warknęłam, wychodząc z domu. Zamknęłam drzwi i podałam chłopakowi dwie butelki wody.

-Mam biec z tymi butelkami? Wiesz, że to utrudnia?- Zapytał zdziwiony.

-Tak? No cóż...jakoś nie bardzo mnie to interesuje.- Uśmiechnęłam się wrednie i zaczęłam biec w stronę domu chłopaka, który od mojego znajdował się niecałe dziesięć minut.

-A już myślałem, że zaczniemy się dogadywać.- Przewrócił oczami i również zaczął podążać w stronę swojego domu.

-My? Nigdy- Zaśmiałam się.

Never say never

~~~*~~~

-Daj wody.- Wydyszał chłopak, gdy dotarliśmy do pobliskiej ławki, na której usiedliśmy. Przebiegliśmy pięć kilometrów bez zatrzymania się, więc w tej chwili umieraliśmy.
Podałam chłopakowi jedną butelkę, po czym otworzyłam drugą i się z niej napiłam.
Chwila...dlaczego to nie jest sło...

-KURWA! DLACZEGO TO GÓWNO JEST TAKIE SŁONE?!- Krzyknął, wypluwając wodę z buzi.
Zatrzymałam wzrok w jednym miejscu, szybko próbując wymyślić wymówkę. Bo przecież nie powiem mu, że ostatnio w Internecie znalazłam mega prosty sposób na odchudzanie i właśnie on go próbuje.

-Eee...to miał być żart...tak to miał być żart. Wiesz, mąż mojej matki...lubimy sobie robić kawały...- Zaśmiałam się niezręcznie, przyglądając się reakcji chłopaka.

-No w cholere zabawne, daj mi swojej.- Wyrwał mi butelkę z ręki, po czym wypił prawie całą.

-Dobra, to ja spadam do domu, widzimy się w środę, co nie? W domu Nicolasa.- Zaczęłam, wstając powoli z ławki. Przez chwile zaczęło kręcić mi się w głowie, jednak olałam to i stanęłam przed chłopakiem, który złapał mnie za biodra, gdy zauważył, że lekko się chwieje.

-Źle się czujesz?- Zapytał, marszcząc lekko brwi.

-Nie, dzięki, zakręciło mi się w głowie. Nie ważne. To ja lecę.- Odsunęłam się od chłopaka, przy okazji ściągając jego dłonie z moich bioder. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę mojego domu.
Blaise już mnie nie zatrzymał, a ja miałam się z nim zobaczyć dopiero za pięć dni.






Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz