Pijana Rose Bell

779 26 28
                                    

Piąta trzydzieści, czyli idealna godzina, by rozpocząć pierwszy dzień wakacji.

Wstałam bardzo wcześnie rano, by upewnić się, czy na pewno wszystko spakowałam.
Lecieliśmy na naprawdę długo. Odpocznę od tego okropnego miejsca na dwa tygodnie. Lepiej być nie może.

~~~*~~~

-Odjebałaś się jak szczur na otwarcie kanału.-Pierwsze słowa, które wypowiedziałam w stronę Rose, gdy przekroczyłam próg domu Nicolasa.
Blondynka była ubrana w czerwoną, przylegającą sukienkę. Ubrała się w ten sposób do samolotu. Do samolotu!
Ja i moje dresy wątpimy, czy na pewno dobrze wyglądamy.

-No bo to wakacje! To będą najlepsze wakacje pod słońcem! Mówię ci! Najebiemy się, ty poznasz jakiegoś chłopaka, znowu się najebiemy, będziemy chodzić na imprezy, na których oczywiście, że się najebiemy i czy o czymś jeszcze zapomniałam?- Udała, że się zastanawia, a ja przekręciłam oczami. Żadnego chłopaka nie poznam, to jest pewne. Żaden na mnie nie spojrzy, bo sorry, ale ja w porównaniu do tej blondynki przede mną nawet nie mam szans.

-Jasneeee- Przeciągnęłam się, upadając na łóżko blondyna, przy okazji przytulając się do owo wspomnianego chłopaka.- Wstawaj szujo, nie będziemy na ciebie tyle czekać.- Wykrzyczałam mu do ucha, przez co szybko poderwał się do góry. Rzucił we mnie wiązanką przekleństw, jednak w końcu wstał i faktycznie poszedł się ogarniać.
My w tym czasie postarałyśmy się jak najbardziej ogarnąć co i jak dzisiaj robimy, by nagle nic nas nie zszokowało.
Była godzina siódma rano, a do odlotu zostało zaledwie pięć godzin.
Miejsca w samolocie oczywiście dobrałyśmy same, bo skoro reszcie nie spieszyło się, by przyjść do Nicolasa i nam pomóc, to same zdecydowałyśmy kto z kim siedzi. Mnie przypadł Nicolas, przez co prawie skakałam aż pod sam sufit. Wiedziałam i nadal tak sądzę, że gdybyśmy mieli losować z kim siedzimy, to trafiłby mi się brunet, a teraz nasza relacja jest na zasadzie, że nawet na siebie nie spojrzymy, a jeżeli już, to takim spojrzeniem, jakbyśmy mieli siebie zamordować.

-Dobra, posracie się z wrażenia, gdy dojedziemy na lotnisko. Te wasze planowanie miejsc się nie przyda.- Zaczął chłopak, gdy wrócił z łazienki. Roztrzepał mokre włosy, przez co obie zostałyśmy mokre. Zabije go kiedyś.

-Jasne, ty lepiej dzwoń po tych frajerów, by przyjeżdżali, bo za godzinę chce wyjechać.- Blondynka wstała z krzesła i podała chłopakowi telefon, po czym otworzyła drzwi od szafy i wyciągnęła blondyna bluzę.- A to biorę dla siebie, bo będzie mi zimno.

-Nikt nie musi do nas dzwonić, blondyna.- Wypowiedział brunet, wchodząc do pokoju Nicolasa. Spojrzałam w jego stronę, przygryzając policzek. On nie spojrzał na mnie ani razu.

-Pogratulować wam mam, że się spóźniliście? I gdzie do cholery Olivier?- Warknęłam, podnosząc prawą brew. Blaise spojrzał w okno, udając, że mnie nie ma. Czyli w ten sposób się bawimy. Śmieć mnie zwyzywał tak naprawdę od kurew, a teraz nawet nie ma jebanej odwagi spojrzeć mi w oczy.

Czas, w którym użalałam się nad sobą, minął. Teraz nawet nie dam po sobie poznać, że cokolwiek mnie zabolało. Nie dam mu tej satysfakcji.

-Siedzi na dole z mamą Nicolasa. Je.- Zaśmiał się Theodor, podchodząc do Rose i ją przytulając. Uśmiechnęłam się na ten widok. Oni naprawdę tworzą wspaniały związek. Choć to dopiero początek ich przygody, wierzę, że stworzą długą, wspólną przyszłość.

-No to idziemy na dół.- Wyszłam z pokoju, przy okazji niechcący szturchając Blaise'a. Naprawdę niechcący. Specjalnie nie ryzykowałabym, że się czymś zarażę, a patrząc na to, z kim on się zadaje, to szanse na to są naprawdę duże. Większe od jego ego. A to naprawdę jest ciężkie.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz