Nie istniejący kot

753 31 5
                                    

Niedziela przyszła strasznie wolno.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, dusząc się łzami i wyklinając moment, w którym zdecydowałam się pojechać z nimi do tego jebanego McDonalda.
Moja matka, kochająca kobieta, dla której liczy się moje szczęście i zdrowie, dowiedziała się, że byłam w McDonaldzie i stwierdziła, że idealnym pomysłem jest dać mi szlaban na wychodzenie z domu, bo jadłam coś takiego jak fast food. Nawet nie dała mi dojść do słowa, że jadłam jebaną sałatkę, a nie frytki, czy broń boże burgera.
Szlaban za jedzenie McDonalda brzmi głupio i dokładnie takie jest, ale nie dla mojej matki. Nie dla Elizabeth Williams, która twierdzi, że szlaban może od uczy mnie jedzenia czegoś tak niezdrowego.

Nie płakałam przez to, że ona się dowiedziała, a moje jakiekolwiek plany, których i tak z resztą nie miałam, poszły się jebać. Płakałam, bo dotarło do mnie, że faktycznie zjadłam zbyt dużo i zapewne przybyło mi trochę na wadze. Nawet nie chciałam sprawdzać ile. Wolałam żyć w mydlanej bańce.

Zasnęłam dopiero nad ranem, lecz mój sen i spokój nie mógł trwać długo, bo już o dwunastej do mojego pokoju przyszła osoba, która wcale nie była mi potrzebna w życiu.
Mój ojczym, którego i tak w ten sposób nie nazywałam, bo dla mnie był po prostu obcym mężczyzną, z którym od czasu do czasu wymieniłam parę zdań oraz z którym mieszkałam pod jednym dachem, choć widywałam go bardzo rzadko. On zresztą niespecjalnie się mną jakkolwiek przejmował, co zazwyczaj ułatwiało mi życie w tym domu. Jednak, gdy przychodziła pora, kiedy ten pantofel chciał się podlizać mojej matce, potrafił do mnie przyjść w najmniej oczekiwanym momencie i zacząć na mnie krzyczeć. Tym razem nie było inaczej.

-Co ty sobie wyobrażasz, co?!- Zaczął, gdy wszedł do mojego pokoju, a ja przecierałam twarz, próbując przyzwyczaić się do światła.- Wiesz, jak twoja matka się teraz czuję?! Przez ciebie miała całą noc nieprzespaną!- Wydzierał się na mnie, co próbowałam ignorować. Gryzłam się w język za każdy razem, gdy przez moje usta chciała przejść jakaś obelga. Nie czułam, że muszę okazywać mu szacunek, lecz wiedziałam, że Connor Williams nie jest spokojnym człowiekiem, a ja nie chciałam się zwijać z bólu, gdybym go sprowokowała. Nie chciałam ryzykować, dlatego tak bardzo pilnowałam się, by czegoś mu nie odpowiedzieć.- Wiesz, jak się poczuła, gdy ty wróciłaś z takiego miejsca, jakim jest McDonald?! Twoja matka, tak bardzo cię pilnuje, byś nie przytyła, dba o twoje zdrowie, a ty co?! Po fast foodzie się szlajasz?!- Próbowałam nie prychnąć z irytacji. Ona i dbanie o moje zdrowie? Gdzie, kiedy i jak?- Masz szlaban, jak zapewne już wiesz. Jest on do końca tygodnia. Masz swoją matkę dzisiaj iść i przeprosić, a najlepiej to na kolanach, rozumiesz?!- Wydarł się, sięgając ręką po moje włosy, za które po chwili dosyć mocno pociągnął. Bolało. W cholerę bolało, lecz nie okazałam tego. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Williams po chwili wyszedł, zostawiając mnie samą. Z moich oczu niekontrolowanie wylała się fala łez. Nie byłam silna. Nie byłam choć trochę tak silna, za jaką inni mnie uważali. Nie żyłam w super rodzinie, która się o mnie martwiła. Nie byłam tą najlepszą, bo choć może miałam dobre oceny, to i tak one o niczym nie świadczyły. Nie przespane noce, by tylko być najlepszą w ocenach. Kiedyś, gdy jeszcze mój tata żył, uczyłam się. Uczyłam się bardzo dobrze, bo lubiłam to robić. Umiałam pogodzić znajomych razem z nauką. Lecz teraz, gdy jestem starsza, nauka nie sprawia mi takiej frajdy jak kiedyś. Nie, gdy do tego wszystkiego zmusza mnie matka sadystka.
Fizycznie znęcała się nade mną bardzo rzadko, wręcz powiedziałabym, że praktycznie nigdy tego nie robiła ani nie robi, natomiast jeśli chodzi o przemoc psychiczną, to jest w tym ekspertką. Ona doskonale wie jak zniszczyć człowieka. Wie, w jaki punkt zaatakować, by człowiek poczuł się jak najgorszy śmieć. U mnie tym punktem była moja waga, moja sylwetka oraz moje osiągnięcia, które tak ochoczo zawsze hejtowała, twierdząc, że nie są wystarczające.
W pewnym momencie już się do tego przyzwyczaiłam, bo co mogłam innego zrobić? Dopóki mieszkałam pod jej dachem, miałam gówno do gadania.
Moi przyjaciele, których z całego serca kocham, totalnie nic nie wiedzą. Nie wiedzą jaka moja matka jest naprawdę. Znają jakąś część z mojego życia, gdy wspominałam im, że Elizabeth zaprasza do naszego domu jakieś ważne osobistości na kolację, na której ja też muszę być. Wiedzą, że moja matka pracuje w najlepsze korporacji i że nie jest byle kim. Ale to tylko tyle z ich wiedzy. Bo ja się tym nie chwalę. Nie chce tego robić, bo dla mnie nie jest to ważne. Pracuje, gdzie pracuje. Może i przez tę pracę teraz nie brak mi nigdy pieniędzy, ale nie jestem z tego powodu dumna. Żyje mi się dobrze, ale żyłoby mi się o wiele lepiej, gdybym żyła w kochającej rodzinie, gdzie mam dwóch żyjących rodziców, którzy zarabiają tyle, by na spokojnie wystarczyło na życie, a jednocześnie by uważać, na co i ile się wydaje. Brzmi to głupio, ale nie wszystko może być mądre.
Moi przyjaciele nie wiedzą, jakie są moje relacje z matką. Dlatego też nie mogę im dużo mówić. Nie zrozumieliby, a ja nie zbyt mam ochotę opowiadać im wszystko od początku.
Gdyby mój tata żył...

-Tato, pomóż mi!-Wychlipałam, patrząc w sufit.

Wstałam z łóżka, nie do końca wiedząc, co chce zrobić. Nie panowałam teraz nad sobą w stu procentach. Jak w amoku kierowałam się do łazienki, nie patrząc czy przywalam o framugę drzwi, albo czy nie zrzucam czegoś po drodze z szafek.

Potrzebowałam teraz zrobić coś, czego nie robiłam już ponad dwa lata.

Wyciągnęłam z szafki żyletkę, której nigdy nie potrafiłam wyrzucić. Sądziłam, że nigdy jej już nie użyje, a jednak nadal leżała i czekała.
Oparłam się o ścianę, zjeżdżając po niej, by po chwili siedzieć na zimnej podłodze i ze łzami w oczach podwijać bluzkę. Spojrzałam na mój brzuch, na którym widniało kilka malutkich blizn, które były ledwo widoczne. Przejechałam ostrzem tuż koło nich, by następnie zobaczyć, jak czerwona ciecz płynie powoli w dół. Zrobiłam kolejną kreskę tym razem trochę głębszą. Nie bolało. A przynajmniej nie było to aż tak bolesne, jak komentarze mojej matki lub pożal się boże jej męża.

Po kilku minutach, gdy moja ręka odmawiała już posłuszeństwa i opadła na podłogę, postanowiłam zamknąć oczy. Delikatne pieczenie dawało mi ukojenie, którego tak bardzo potrzebowałam.
Czy żałowałam? Na ten moment totalnie nie. Cieszyło mnie to. Cieszyłam się, że pierwszy raz od dłuższego czasu boli mnie przeze mnie, a nie przez kogoś innego.

Wstałam powoli z podłogi, podtrzymując się umywalki.
Spojrzałam w lustro, które idealnie pokazywało moją pracę. Kilkanaście dosyć długich kresek. Na upartego można byłoby ściemniać, że to kot. Szkoda, że ten kot nie istnieje.
Podeszłam do szafki, po czym wyciągnęłam z niej gaziki i dosyć duże plastry.
Obkleiłam swój brzuch, a po wszystkim opuściłam koszulkę, zakrywając wszystko, co się przed chwilą wydarzyło.

Po posprzątaniu łazienki wróciłam do pokoju, sprawdzając przy okazji, która jest godzina. Za dwadzieścia czternasta.
Spędziłam w tej przeklętej łazience ponad godzinę.

Usiadłam na łóżku, biorąc do ręki moją nowo zakupioną książkę.
Tytuł mnie totalnie zachęcił, a treść zapewne również była ciekawa.
Postanowiłam zacząć czytać, by przez chwilę móc zapomnieć, choć cholernie było to trudne.

~~~*~~~

Nastał wieczór, godzina siedemnasta, a moi opiekunowie postanowili, że pojadą do restauracji. Beze mnie.
Czy było mi jakkolwiek żal? Może trochę. Ale tylko dlatego, że moja matka nie umiała się powstrzymać od komentowania i stwierdzenia, że ja nie mogę sobie pozwolić na takie jedzenie i muszę zostać w domu.
Nie płakałam, bo nie miałam już nawet na to siły. Godzinę temu, gdy po raz pierwszy wyszłam z pokoju, przeprosiłam ją, choć te przeprosiny przechodziły przez moje gardło z wielką trudnością. Ona je przyjęła, ale nie sądzę, że zmieniła jakiekolwiek nastawienie wobec mnie.

Wstałam z kanapy, na której do tej pory siedziałam i ruszyłam do kuchni, z której wzięłam ogórka, którego pokroiłam. Do szklanki nalałam sobie wodę mineralną, po czym z tym wszystkim znowu ruszyłam do salonu. Postawiłam miskę i szklankę na stoliku, a ja sama usiadłam na kanapie, przykrywając się kocem i włączając jakiś głupi serial na netflixie.

W tym momencie było nawet całkiem dobrze.

Weszłam na instagrama, po czym opublikowałam zdjęcie zrobione w wesołym miasteczku.
Już po kilkunastu minutach mogłam słyszeć przychodzące powiadomienia.

@Rose._Bell i 2648 innych użytkowników polubiło twoje zdjęcie.

@Rose._Bell: Stara!! Jesteś piękna!

@N1c0las: Kiedy ślub?

@Ashton_Miler: Ładna

@N3v3s: Ez? Bóbr jest mój!
@Moon_Nelia: Nie, nie jest twój, jest twojej siostry.
@N3v3s: Ale to dla mnie go wygrałaś.
@Moon_Nelia: Co ty gadasz? Wygrałam dla twojej siostry, dobrze o tym wiesz.
@N3v3s: Yhym, uznajmy.

@M4s0n: Laska, jesteś mega ładna!

@Użytkownik instagrama: Widziałaś siebie w lustrze? Ohyda.

@Eli0t_w4t3r: Pamiętasz mnie?
@Moon_Nelia: Ciężko byłoby nie pamiętać.
@Eli0t_w4t3r: Niektórzy nie pamiętają...
@Moon_Nelia: Ja do nich nie należę.

@Theo.Levis: Łał!


Polubiłam prawie każdego komentarz, na niektóre nawet odpowiadając.

Nie byłam znana, bo tego chciałam. Byłam znana, bo należałam do grupy osób, która odwalała dużo dziwnych akcji w szkole, przez co uczniowie interesowali się nami i naszym życiem.
Na początku miałam prywatnego Instagrama, jednak po kilku miesiącach zrozumiałam, że nie ma to sensu i ustawiłam swój profil jako publiczny. Od tamtego czasu przybywają mi nowe obserwacje, a ja nawet nie wiem, czy mi się to podoba. 13456 tyś obserwujących i przy okazji obawa, że wstawi się coś, co później będzie latać po internecie jako mem.

Po dwudziestu minutach, gdy odłożyłam do kuchni pustą miskę i szklankę, zaczął dzwonić dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, bo nikogo się dzisiaj nie spodziewałam, a jakby była to moja matka z Connorem, to otworzyliby sobie drzwi kluczem.
Podeszłam do drewnianej płyty i powoli ją uchyliłam.
Liczyłam, że nie zobaczę tam nikogo znajomego, bo wyglądałam jak siedem nieszczęść. Opuchnięta twarz od płaczu, rozwalony kok, ubrania, które proszą się o wyrzucenie. No ale tak, liczyć mogłam, ale to nie oznaczało, że na pewno tak będzie.

-Neves, co tutaj robisz?- Zapytałam, trochę szerzej otwierając drzwi, by nie wyglądać jak ostatnia kretynka, choć pewnie dużo mi do tego wyglądu nie brakowało.

-Przyszedłem porozmawiać. Nie odpisałaś mi na wiadomości.- Zmarszczyłam brwi, bo przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi, a dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież oprócz instagrama niczego nie używałam dzisiaj na telefonie.

-Nie używałam telefonu, sorry.- Wzruszyłam ramionami, odwracając się i ruszając w stronę schodów na górę.
Blaise chyba zrozumiał aluzje, bo zaczął iść tuż za mną, po tym, jak zamknął drzwi.

-Przecież wstawiłaś zdjęcie na instagrama.- Choć nie widziałam jego twarzy, to mogłam przysiąść, że właśnie marszczył brwi.

-Ta, jedyne co dzisiaj zrobiłam na tym telefonie. Sorry za syf w pokoju, nie spodziewałam się, że ktoś dzisiaj przyjdzie, a, zwłaszcza że przyjdziesz ty.- Ostrzegłam go, żeby zbyt bardzo się nie przeraził. Mój pokój nie wyglądał za pięknie. Na podłodze leżało mnóstwo ubrań oraz przypadkowych rzeczy z szafki.

-Czyli jakbyś wiedziała, że przyjdę, to specjalnie dla mnie byś posprzątała?- Zapytał, na co się głośno zaśmiałam.

-Nie, gdybym wiedziała, że przyjdziesz, to nie otwierałabym drzwi.- Odpowiedziałam z uśmieszkiem satysfakcji. Chłopak pokręcił głową, siadając na krześle od mojej toaletki.

-Dobra, bo musimy ustalić co z moją siostrą.- Powiedział, przy okazji łapiąc w rękę coś z blatu. Przekręciłam oczami na ten gest, bo już naprawdę miałam w nosie, czy coś zepsuje.

-Tak, ten tydzień odpada, mam szlaban, ale już w następnym można coś ogarnąć.- Stwierdziłam, układając się wygodnie na łóżku. Brunet spojrzał na mnie i z lekkim uśmieszkiem podrzucał w ręku mój pędzelek.

-A co takiego Nelia Moon zrobiła, że ma szlaban?- Jego uśmiech się jeszcze bardziej poszerzył, a ja pokazałam mu środkowy palec.

-Chcesz wypaść przez przypadek przez balkon? Ja mogę Ci w tym pomóc.- Zaproponowałam, wymijając jak najbardziej temat. Chłopak przewrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się lekko z satysfakcją, że udało mi się go zagiąć.

-Dobra, to w następnym tygodniu, we wtorek, co ty na to?- Zapytał. Przez chwile zastanawiałam się, czy mi pasuje i stwierdziłam, że nawet mi ta data odpowiadała.

-A w poniedziałek?- Zaproponowałam, bo choć wtorek mi pasował, tak poniedziałek wydawał się lepszą opcją.

-Odpada, nie ma mnie w domu. Mama z ojcem do późna pracują, Ester będzie do późna w przedszkolu, bo nie będzie miał kto jej odebrać.- Wzruszył ramionami, wstając i podchodząc do okna.

-Mogę ją odebrać po szkole, pójść z nią gdzieś i wrócić do domu i poczekać na ciebie lub na kogoś z rodziców, jeśli nie masz z kim jej zostawić.- Może było to głupie, bo ja sama nie wiem, czy powierzyłabym w swoje ręce własne dziecko, a co dopiero czyjeś, ale w sumie, dlaczego miałabym mu nie pomóc? Nie pajamy do siebie miłością, ale też nie chce go zostawiać w takiej sytuacji.
Co ja pieprze. Po prostu chce się spotkać z Ester.

-Mogłabyś? Naprawdę, gdyby to ode mnie zależało, to nie siedziałaby tyle w przedszkolu, ale muszę coś załatwić i nie mam wyboru.- Westchnął.

-No chyba Ci to proponuję, nie? O której ją odebrać?- Zapytałam, by móc ogarnąć sobie plan dnia na poniedziałek.

-O której kończysz?- Zapytał. To wcale nie tak, że kończymy tą samą lekcją i on doskonale o tym wie.

-Piętnasta czterdzieści.- Odpowiedziałam od niechcenia, gdy uświadomiłam sobie, że będę musiała spędzić aż tyle czasu w szkole.

-No to podjedź po prostu po lekcjach. Ona niestety jest przyzwyczajona, że później wraca do domu. Staram się odbierać ją od razu po szkole, gdy moja mama nie może, ale czasami nie ma jak.- Powiedział, a w jego głosie można było usłyszeć smutek? Ja od zawsze wiedziałam, że Ester była dla niego mega ważna, ale teraz uświadomiłam sobie to jeszcze bardziej.

-Mogę się zwolnić z ostatnich lekcji. Wyjdę z nią gdzieś. Co lubi robić?- Zapytałam z entuzjazmem. Spędzę zajebisty dzień, z dziewczynką, którą niegdyś traktowałam jak własną siostrę.

-Nie musisz się zwalniać. Ester lubi place zabaw, kino, parki. Ona lubi praktycznie wszystko. Zabierz ją gdzie chcesz. Dam ci klucze do domu w poniedziałek rano. Jeśli będziecie chciały wrócić, to na luzie. Jakbyś mogła, to daj jej obiad, będzie w lodówce.- Poprosił chłopak, na co lekko się uśmiechnęłam. Dam jej obiad, ale nie ten z lodówki. Będzie to ryzykowne, ale dla dziecka zrobię wszystko.

-Jasne!- Zaśmiałam się.- Znaj moje dobre serce. Na spokojnie się nią zajmę. A ty co musisz takiego załatwić?- Ciekawość ze mną wygrała. Na początku miałam się nie pytać, ale no cóż. Wyszło jak zwykle. Chujowo.

-Jakaś tam ważna sprawa, znajomy dzwonił, nieważne. Nic ciekawego.
Dziękuję, że zajmiesz się Ester. To wiele dla mnie znaczy. Wiesz, że jej szczęście i życie jest dla mnie najważniejsze. Nie chcę, byś czuła się jak niańka, więc jak coś to powiedz, że coś Ci nie pasuje.- Powiedział, lekko się uśmiechając. Jak to możliwe, że typ, który normalnie nie okazuje zbyt wielu uczuć, a jeżeli już, to większość z nich jest nasiąknięta sarkazmem, teraz gdy wspomina o sześcioletniej dziewczynce, uśmiecha się i widać, że jest szczęśliwy?

-Nie ma problemu, naprawdę, po zatem przy okazji spędzę czas z jedynym normalnym Nevesem. No dobra, twoja mama też jest normalna, ale to nie ona spędzi czas z tak zajebistą osobą, jaką jestem ja.- Zaśmiałam się z tego super zdania, bo pomimo nie przyjemnych sytuacji z rana, teraz czułam się naprawdę dobrze. Nawet nie przeszkadzał mi Blaise. W normalnych okolicznościach nie przekroczyłby progu tego pokoju.

-Współczuję jej, wysyłam ją na utratę przynajmniej połowy IQ...może ja jednak coś wymyślę, nie spotykajcie się same.- Zaśmiał się, a mój uśmiech zmienił się w lekki grymas.

-Pierdol się, Neves, twoja siostra mnie pokocha i będziesz widział mnie u siebie w domu więcej niż dotychczas.- Odpowiedziałam pewna siebie, bo kto by nie pokochał takiej osoby, jaką jestem ja?

-Z niechęcią ci to mówię, ale ona już cię kocha.- Przetarł dłonią twarz.- I kurwa nie, nie będziesz do mnie przychodzić.- Spoważniał, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc takiej zmiany postawy. Usiadłam na łóżku, przyglądając się jego poważnej twarzy. Kurwa o chuj tu chodziło?

-Dobra, z luzuj, przecież nie wpierdole ci się na chama na chatę.- Powiedziałam zirytowana, bo swoją postawą spieprzył mi humor. Kurwa jak zawsze.

-Oczywiście, że nie, bo cię nie wpuszczę. Dobra, skończmy temat, nie mam humoru.- Warknął, na co parsknęłam śmiechem. Spojrzał się na mnie tym poważnym spojrzeniem, a ja się lekko uśmiechnęłam.

-Nie wiem, co sobie myślisz w tym momencie, ale mam w dupie czy ty mnie wpuścisz, czy nie, bo nie zamierzam przychodzić. Widzę, że coś jest nie tak. Nie chcesz mówić, to nie, w piździe to mam, ale kurwa nie wyżywaj się na mnie i nie spierdalaj mi humoru. A teraz, byś nie poczuł się urażony, wypierdalaj ładnie w podskokach.- Pokazałam palcem na drzwi. Nie chciałam go tu. Nie chciałam go tutaj w ogóle, a co dopiero z takim humorem.

-Będziesz jeszcze chciała, bym kiedyś został!- Powiedział pewny siebie, a na jego usta wkradł się lekki uśmiech.

-Twoje niedoczekanie. Nigdy nie zechce z własnej woli, byś ze mną został.
A teraz wypierdalaj!- Wskazywałam palcem cały czas na drzwi.
Chłopak w końcu postanowił się ruszyć i faktycznie wyjść z mojego pokoju.
Po minucie mogłam usłyszeć zatrzaskujące się drzwi od domu.

Gdybym jeszcze wtedy wiedziała, co ten chłopak ze mną zrobi...nie wypowiedziałbym wtedy tych słów, bo totalnie nie mówiłyby prawdy.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz