Blaise Neves nie wróci na metę cało

690 23 21
                                    

Miles

Czy jestem chory psychicznie?
Być może.
Ale jakby moje dzieciństwo wyglądało tak jak jej, to na pewno taki bym nie był.

Trochę tej dziewczynie współczuję.
Chce zniszczyć jej życie, ponieważ jej ojciec zniszczył moje. Pojebane.
Ale czy świat nie jest pojebany?
Jakby nie był, to nie spotkałoby mnie to, co spotkało.
Nie zostałbym zostawiony sam sobie, nie musiałbym sobie radzić sam.

Gdyby Adrien Moon zmieniłby w ostatniej chwili decyzję, Nelia Moon nie musiałaby przechodzić tego, co czeka ją w przyszłości. W niedalekiej przyszłości.

~~~*~~~

Usiadłem na skórzanym, czarnym fotelu, po czym przysunąłem się do biurka.
Przygotowałem swój notes, w którym trzymałem wszystkiego informacje na temat szatynki.
Spojrzałem na osobę przede mną. Wiedziałem, że się stresuje. Też bym się stresował, gdybym nie przyniósł żadnych dobrych wieści.

-Szefie...- Zaczął chłopak z lekkim wahaniem w głosie.- Nie dało się nic z nich wyciągnąć. Znam tylko datę jej urodzin.- Powiedział niepewnie, nie mając nawet odwagi, by na mnie spojrzeć.

-Patrz mi w oczy, jak ze mną rozmawiasz, Draconie.- Powiedziałem poważnym tonem, co poskutkowało, bo chłopak automatycznie uniósł wzrok.- Zagwarantowałem ci wakacje, zapłaciłem za nie, obiecałem Ci podwyżkę i pomoc przy chorej babci, w zamian za przyniesienie paru informacji, a ty tego nie zrobiłeś. Dowiedziałeś się tylko, kiedy się urodziła. A wiesz, co ci powiem? Że to już wiedziałem prawie pięć lat temu!- Krzyknąłem, nie panując nad emocjami.
Czekałem jebane dwa tygodnie, by dowiedzieć się jakichś informacji o tej dziewczynie, a dostałem marną datę urodzin, którą znam, od kiedy dowiedziałem się, że ta dziewczyna istnieje.

-Rozumiem szefie, że jesteś zły, ale musi Pan zrozumieć, że nie byłem, wstanie się czegokolwiek dowiedzieć. Tam nikt nic nie mówi na jej temat.
Dodatkowo Nelia i jej chłopak chyba mi nie ufali, bo bardzo rzadko się widywaliśmy.- Chciałem zacząć już coś odpowiadać, gdy nagle zrozumiałem, co chłopak powiedział.

-Jaki jej chłopak?- Zapytałem, marszcząc brwi.

-Chyba miał na imię Blaise. Skurwiel jest naprawdę wysoki.- Pokiwał lekko głową, tak jakby nie dowierzał, że człowiek może mierzyć powyżej metra osiemdziesięciu pięciu.

-Oni się przecież nienawidzą.- Nie rozumiałem, o co tutaj chodzi. Nelia przy naszym pierwszym spotkaniu dosadnie chciała mi wmówić, że pomiędzy nią a tym chłopakiem nie ma nic oprócz nienawiści.

-Nie wyglądali na takich. Spędzali dużo czasu ze sobą.

-To jeszcze o niczym nie świadczy.

-Szef nie widział, jak on na nią patrzy. Jakby był w niej totalnie zakochany.- Powiedział z uśmiechem na twarzy, jednak gdy tylko zobaczył moją poważną minę, jego uśmiech zniknął.

-Okej, przynajmniej na tyle się przydałeś.- Mruknąłem, zapisując w zeszycie zmianę relacji pomiędzy tą dwójką.

-Ah, no i jeszcze ta blondynka gadała coś o jakimś balu Bożonarodzeniowym.
Chyba dwudziestego pierwszego grudnia ma być.- Wzruszył ramionami, jakby to, co powiedział, było nieważne. A było. Mogłem wtedy tyle rzeczy zrobić.

-Okej, coś jeszcze?- Zapytałem, unosząc jedną brew.

-Nie, to wszystko.

-Dobrze, gdy tylko zdobędziesz jakieś nowe informacje, to od razu kierujesz się z nimi do mnie, a teraz możesz iść.-Wskazałem głową drzwi. Reggers podniósł się z krzesła, po czym zaczął iść w stronę wyjścia.
W drzwiach wyminął się z jednym z moich ludzi.

-Szefie, dziewczyna została sama w domu. Jej rodzice pojechali.- Powiedział, wchodząc do mojego gabinetu.

-Okej.

Nelia Moon będzie miała gościa.

~~~*~~~

Siedziałem w swoim aucie, zaparkowanym parę metrów od domu szatynki.
Czekałem, aż wróci do domu. Pół godziny temu wyszła biegać i zaraz powinna być już blisko mnie.
Zmarszczyłem brwi, gdy usłyszałem dźwięk przychodzącego połączenia.

-Słucham.- Zacząłem, w dalszym ciągu obserwując ulicę przed domem Nelii.

-Szefie, załatwiliśmy człowieka na wyścigi, Victor pojedzie.-Uśmiechnąłem się pod nosem, bo na razie szło wszystko zgodnie z planem. Nie dla każdego te wyścigi skończą się dobrze.

-To świetnie. Przyślij go do mnie dzisiaj, muszę z nim porozmawiać.- I się rozłączyłem. W tym samym momencie dziewczyna podchodziła pod swój dom.
Obserwowałem, jak próbuje otworzyć drzwi i jak nieudolnie jej to wychodzi, bo trzęsą się jej ręce ze zmęczenia.
Gdy zacznę psuć jej życie, to nie tylko ze zmęczenia będą trzęsły się jej ręce.

~~~*~~~

Po dziesięciu minutach zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
Dziewczyna przez dłuższy czas nie otwierała, ale gdy już to zrobiła, ze zdziwieniem otworzyła usta.

-Miles? Co tutaj robisz?- Zapytała, wpuszczając mnie do środka. Szybko poszło.

-Przejeżdżałem obok i pomyślałem, że wpadnę.- Wzruszyłem ramionami, po czym wszedłem do salonu. Dziewczyna poszła za mną.

-Oh, okej. To...O czym chcesz rozmawiać?-Zapytała, przy okazji wstawiając wodę.

-Właściwie to nie wiem.- Tak naprawdę doskonale wiedziałem jaki temat zaraz zacznę, ale musiałem chwilę poczekać.- Jak tam u ciebie? Byłaś na wakacjach, prawda?

-Oh, tak, skąd wiesz?- Zmarszczyła brwi.

-Twoja przyjaciółka wstawiła zdjęcie. Byliście na nim wszyscy. Ty z Blaisem obok siebie. Jak tam u was?- Zapytałem, by upewnić się, czy to, co Reggers do mnie mówił, miało rzeczywiście racje bytu.

-Wiesz, właściwie to naprawdę dobrze. Te wakacje nas ze sobą tak jakby połączyły. Lubimy ze sobą spędzać czas. Czujemy się przy sobie dobrze. Dziwnie się to mówi, ale my chyba naprawdę zaczynamy się traktować jak przyjaciół.- Uśmiechnęła się. Pokiwałem głową, przy okazji rozglądając się dokoła. Po raz kolejny zacząłem oglądać zdjęcia, które wisiały na ścianie. Na większości z nich była dorosła kobieta z mężczyzną. Tylko na jednym z nich była dwunastoletnia dziewczynka z tatą.

-Jaki on był?-Zapytałem, nie zastanawiając się nad tym, co robię.

-Kto?

-Na...twój tata-Poprawiłem się w porę.

-Oh, był wspaniałym człowiekiem. Jedyny dobrze mnie traktował. Kochał mnie. To zdecydowanie. Nadal czasami nie jestem, w stanie pojąć, że on nie żyje.- Mruknęła, siadając na kanapie.
Nagle zadzwonił do niej telefon, który odebrała.- Halo?... Tak, mogę. Nie, ja nie będę nic kupować. Okej, to w piątek. Pa.-Rozłączyła się i od razu spojrzała na mnie.- Przepraszam, dzwoniła Rose. Chce, żebyśmy pojechały po sukienki na bal.- Posłała mi przepraszający uśmiech.

-Jasne, nie ma problemu.- Uspokoiłem ją, bo właśnie jej przyjaciółka pomogła mi rozpocząć temat, który również chciałem poruszyć.

-Kiedy macie bal?

-Dwudziestego pierwszego, idę z Blaisem jako organizatorzy. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.- Westchnęła głośno, wstając i odkładając kubek do kuchni.-Wiesz, chyba pójdę się położyć. Od wczoraj nadal porządnie się nie wyspałam. Przepraszam.

-Nie ma problemu! Ja i tak miałem się już zbierać. To powodzenia w wybieraniu sukienki. Do zobaczenia- Wyszedłem z domu szatynki, próbując się nie uśmiechać. Czułem narastającą ekscytację, że wszystko idzie w dobrą stronę.

~~~*~~~

Czekałem właśnie na jedną z ważniejszych na tę porę osób. Ważniejszych dla mnie.
Victor nie był zbytnio szanowany w tym kraju, zwłaszcza w świecie, w którym to ja rozdaje karty.
Czy należę do mafii? Nie. To zbyt dużo powiedziane.
Uznajmy, że po prostu mam bardzo duży wpływ na większość spraw.

-Szefie, chłopak przyszedł.- Powiedział jeden z moich pracowników. Pokiwałem głową, na znak, by mężczyzna wpuścił chłopaka do mojego gabinetu.
Po chwili mogłem zobaczyć szczerzącego się do mnie Victora.

-Co tam, Miles, sprawa jakaś, co nie?- Zaśmiał się, rozkładając się na fotelu przed moim biurkiem.

-Uznajmy.- Powiedziałem bez żadnych emocji.

-Co taki nie w humorze? Laska ci nie dała zamoczyć?- Zaśmiał się jeszcze głośniej, a ja jedyne co w tym momencie chciałem zrobić, to sprzedać mu porządny wpierdol.

-Nie zapominaj, kto tutaj jest na wyższej pozycji.- Warknąłem, mierząc chłopaka ostrym wzrokiem.

-No, już, już, chill, złość piękności szkodzi!- Wyprostował się i spojrzał na mnie jeszcze raz.- No to jaka tam sprawa wypadła?-Uniósł brew.

-Weźmiesz udział w kolejnych wyścigach. Właściwie to nawet nie masz wyboru, jesteś już zapisany.- Mruknąłem, zapisując w swoim notatniku wszystko, co przypomniałem sobie o dziewczynie.

-Nie chce.- Zmarczyłem brwi, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszałem.

-Słucham?- Zapytałem, spoglądając na chłopaka.

-Nie chce już brać w tym udziału. Ostatnio prawie zginąłem.
W domu mam dziecko, nie mogę umrzeć.- Powiedział pewnym siebie tonem, na co parsknąłem śmiechem.

-I myślisz, że mnie to interesuje? Pojedziesz na te wyścigi, nie pozwolisz, by Zabini wygrał, a później wrócisz cały i zdrowy do domu. Rozumiemy się?- Nie spuszczałem wzroku z oczu Victora.
Chłopak się wahał i bał, a mi niesamowicie się to podobało.

-Ostatni wyścig. Nie wezmę udziału już w żadnym innym.- Wziął do ręki długopis, tak jak zawsze, gdy podpisywaliśmy jakieś dokumenty.
Pokiwałem głową, podstawiając mu pod nos dokument, który on od razu podpisał, nie czytając, co jest w nim zawarte.

-Wyścig będzie dwudziestego ósmego grudnia, przy opuszczonym banku.
Będzie dużo ludzi. Nie spierdol tego i zrób wszystko, by Zabini nie dotarł cało na metę.

Blaise Neves nie wróci na metę cało.

Chłopak po pięciu minutach wyszedł, a ja zająłem się udoskonalaniem mojego planu związanego z Moon.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz