Rozbita butelka

787 27 19
                                    

Czy to, że się stresowałam, można było odczuć z kilometra? Być może. Czy byłam z tego zadowolona? Absolutnie nie.
Wyszłam z domu przez balkon, schodząc po wielkim drzewie, które rosło idealnie obok. Nie jednokrotnie uratowało mi dupę.
Tym razem nie miało być inaczej.
Moja matka razem z Connorem spali już od dobrej godziny, ponieważ stwierdzili, że mieli naprawdę ciężki dzień i muszą się wcześniej położyć. Nie wnikałam, bo im szybciej zaczęli mieć we mnie wyjebane, tym było lepiej.
Postawiłam nogi na trawie już po dobrych dwóch minutach. Jak widać, wprawa nie zniknęła.

Nie jechałam autem, bo nie chciałam ryzykować, by odpalanie silnika i ruszanie z podjazdu, obudziło moją matkę, dlatego do parku zamierzałam iść na nogach.
Nie było daleko, dlatego też nie zbyt się tym przejmowałam, a dodatkowo napędzała mnie myśl, że przecież spale dodatkowe kalorie i nie będę musiała się obwiniać, że nic dzisiaj nie zrobiłam.

Ruszyłam chodnikiem, zakładając słuchawki.
Mało odpowiedzialne, zważając na to, że jestem sama, na pustej, ciemnej ulicy i w chwili zagrożenia nie będę niczego słyszeć, ale piosenka Blood//Water dodawała mi odwagi.

Welcome to my dark side
(Ooh-ooh, ooh-ooh)
Welcome to my dark side
It's gonna be a long night
Oh, la, la, la, la


Podśpiewywałam słowa piosenki pod nosem, czując się pierwszy raz od paru miesięcy wolna. Nie trzymało mnie nic. Mogłam robić, co chce i nikt mi teraz nie zakaże tego robić. Nikt nie miał w tej chwili nade mną kontroli, a ja czułam przez to niesamowitą radość.

Do parku doszłam po dziesięciu minutach, przy okazji pozbywając się złego humoru.

Usiadłam na ławce, czekając, aż pojawi się Blaise i będę mogła z nim szczerze porozmawiać. Byłam gotowa na odpowiedzenie mu na każde pytanie, tylko po to, by również się czegoś dowiedzieć. Egoistyczne, ale w tym świecie nie da się inaczej.

Nagle poczułam, jak czyjaś dłoń oplata moje usta i nos, by zacząć druga dłonią zjeżdżać mi do pasa. Próbowałam się wyrwać, jednak osoba za mną nie dawała nawet chwili, bym dała radę zrobić cokolwiek.
Gdy zaczęłam powoli panikować, obie ręce odsunęły się ode mnie, a po chwili usłyszałam ciche syknięcie.
Wstałam z ławki, odsuwając się jak najdalej, przy okazji obracając się, by móc zobaczyć obraz za sobą.
Obcy mężczyzna trzymał się za nos, z którego ewidentnie leciała krew, a obok niego, z ręką w krwi, stał Blaise. Wkurwiony Blaise.

-Wypierdalaj!Jak jeszcze raz cię zobaczę, to nie gwarantuje, że przeżyjesz nasze kolejne spotkanie!- Krzyknął wściekły, na co nieznajomy od razu zaczął biec w stronę wyjścia z parku. Brunet przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, nie dało się z nich nic wyczytać. Jakby to, co przed chwilą się wydarzyło, nie miało w ogóle miejsca.

-Co to kurwa było?- Wyszeptałam, niedowierzając, bo chyba nadal do mnie nie docierało, że ktoś mnie zaatakował.

-Dobrze się czujesz? Słuchawki w nocy? Poza tym, co ci strzeliło do głowy, by o tej godzinie spotykać się w takim miejscu?- Nie krzyczał już. Jego ton głosu nadal mówił, że jest wkurwiony, jednak usłyszałam w nic coś jeszcze, coś na kształt strachu. Nie byłam do końca pewna, bo chłopak ewidentnie chciał to ukryć.

-Przepraszam- Wyszeptałam.- Chciałam porozmawiać.- Pociągnęłam nosem, gdy w oczach stanęły mi łzy. I dlaczego do cholery teraz? Akurat przy nim.

-Nie przepraszaj, tylko następnym razem użyj mózgu. O czym chciałaś rozmawiać?- Nadal był wkurwiony, lecz próbował nad tym zapanować, co mu się powoli udawało.

-O tobie. O nas. O wszystkim wokół.- Wzruszyłam ramionami, jednak dopiero po chwili zrozumiałam, że ten pomysł był nadzwyczajnie głupi. Bo niby z jakiej racji pomyślałam, że chłopak chciałby ze mną rozmawiać o czymkolwiek? W szkole nie chciał, to dlaczego niby teraz nagle miałby zmienić zdanie?- Wiesz co? Jednak nieważne. Przepraszam, że zawracałam Ci dupę, będę wracać. Miłej nocy, czy coś.- I gdy już chciałam iść w stronę wyjścia, dłoń bruneta spoczęła na moim ramieniu. Przystanęłam, nie odwracając głowy, gdy poczułam, jak jego zimne palce powoli przesuwają się po moim odkrytym karku.
Czułam, jak się zbliża do mnie. Zapewne w tej chwili pomiędzy nami nie było więcej niż zaledwie dwa cale przerwy.

-Po co chciałaś rozmawiać o mnie?- Zapytał, szepcząc mi do ucha. Wzdrygnęłam się, jednak nie zamierzałam stać cicho.

-Dlaczego nam nie powiedziałeś, że twoja mama jest chora?- I jak za zamachnięciem czarodziejskiej różdżki, cała atmosfera prysła.
Poczułam zimno, gdy jego ciało gwałtownie się odsunęło. Teraz na pewno stał o wiele dalej niż przedtem.
Odwróciłam się, by spojrzeć na jego oczy, nos, wargi, by zobaczyć cokolwiek, co powiedziałoby mi, dlaczego to zrobił. Nie przypuszczałam, że w jego oczach ujrzę ból, który tak bardzo próbował ukryć.

-Skąd wiesz?- Zapytał niepewnie.

-Od matki. Podobno jej koleżanka miała twoją mamę jako pacjentkę- wyszeptałam, nawet nie wiedząc, dlaczego to robię. Atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta, przez co nie chciałam podnosić głosu.

-Okej.- Podszedł do ławki, po czym na niej usiadł, opierając łokcie na kolanach. Schował głowę w dłoniach, zapewne próbując sobie wszystko poukładać.

-Dlaczego nam nie powiedziałeś? Pomoglibyśmy ci.- Podeszłam powoli w jego stronę, jednak nie odważyłam się na bardziej odważniejszy krok. Po prostu stałam przed nim i przyglądałam się mu, jak nad czymś intensywnie myśli.

-Myślisz, że łatwo się spowiada ludziom, którzy mają wspaniałe życie, gdy ty musisz dbać o dwie jedyne kobiety w swoim życiu, bo ojciec ma wszystko w dupie? Moja mama stara się pracować najwięcej, jak tylko potrafi, by nie brakowało nam pieniędzy. Ja staram się jej pomagać, jak tylko mogę, lecz ona twierdzi, że nie może mi pozwolić na zmarnowanie swojego nastoletniego życia. Dlatego pracuje nawet za dwie osoby, bierze nadgodziny, przez co jest strasznie przemęczona. Dowiedziałem się dzisiaj, że ma chore płuca. Chyba nigdy nie poczułem aż tak wielkiego niepokoju. Bo dlaczego to ona musi chorować? Dlaczego nie ja? Przecież to ja więcej złego wyrządziłem na tym świecie. Ona nie jest niczego winna.- Powiedział z obojętnością, choć gdybyś się wsłuchał, mógłbyś usłyszeć krztę smutku.
Nie wiedziałam co zrobić.
Podejść i się przytulic? A co jak poczuje się przez to jeszcze bardziej źle?

-Blaise, spójrz na mnie, proszę...- Wyszeptałam, kucając. Nie wiem, czy powinnam, ale zamierzałam teraz zaopiekować się Nevesem jak jajkiem. Był w totalnej rozsypce. Po raz pierwszy powiedział mi tak dużo. Osobie, której nie lubi.
Chłopak przez chwilę walczył ze sobą, jednak po chwili jego oczy znalazły moje.
Złapałam jego dłonie, które mocno ściskał w pięści.
Nie byłam do końca przekonana, co chce mu powiedzieć, ale nie mogłam zostawić go w takim stanie.-Posłuchaj mnie uważnie. Masz wspaniałych przyjaciół, którzy o każdej porze dnia i nocy, nie zależnie czy będą zajęci, czy będą na jakim ważnym spotkaniu, pomogą ci we wszystkim. Wysłuchają cię zawsze, nie wyśmieją cię. Nie myśl, że każdy ma piękne życie, bo wcale tak nie jest. Nie jesteś gorszy, bo masz inaczej w domu. Ja, ja też mam w domu ciężko i rozumiem, dlaczego o tym nigdy nie wspominałeś. Podziwiam cię, że dajesz radę, ja najprawdopodobniej już dawno bym się na twoim miejscu poddała, a ty? Ty walczysz dalej, bo wierzysz, że uda ci się osiągnąć coś, o czym mega marzysz. Dlatego chcę teraz, byś uwierzył, że nie jesteś sam. Że jak już nie dajesz rady, to możesz zadzwonić do kogokolwiek z naszej paczki, a my cię wysłuchamy i pomożemy, jak najbardziej możemy.
Nie wiem, czy jutro znowu nie zaczniesz mnie olewać, więc powiem Ci to teraz, dopóki mnie słuchasz.
Możemy się nie lubić, możemy się wyzywać na każdym kroku, ale jeżeli będzie potrzebna ci pomoc, ja ci taką pomoc dam. Postaram się jak najbardziej, tylko po prostu musisz powiedzieć. Ciężko się czegokolwiek po tobie domyślić, wiesz? Wyglądasz jak skała- Próbowałam rozweselić atmosferę, co chyba mi się nawet udawało, bo chłopakowi lekko podniósł się kącik ust. Niby tak mało, a jednak cieszy.

Wstałam, rozprostowując kolana, myśląc, że to już koniec rozmowy, jednak po chwili poczułam, jak dłoń Blaise'a zaciska się delikatnie na mojej. Spojrzałam w tamto miejsce, nie do końca zadowolona w przebiegu sytuacji. Chłopak stanął przede mną, drugą dłonią zgarniając z mojego policzka pasmo włosów. Poczułam dziwne ciepło w miejscu, które dotknął, pomimo że jego dłonie były wręcz lodowate.

-Ja ci powiedziałem coś, czego nikt nie wie, to teraz ty mi powiedz coś, czego nikt inny nie wie.- Patrzył przez cały czas prosto w moje oczy. Wysłuchiwanie kogoś, gdy ktoś ma gorszy dzień i musi się wygadać, nie stanowi dla mnie problemu. Ten problem pojawia się w momencie, gdy to ja mam komuś mówić o swoim życiu.

-Muszę?- Zapytałam z nadzieją w głosie. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć, by nie zdradzić zbyt dużo ze swojego życia.

-Nie, nie musisz, nie będę cię do niczego zmuszać, ale jednak poczułbym się lepiej, gdybyśmy we dwójkę wiedzieli o sobie coś, czego nikt inny nie wie.- Powiedział spokojnie, przejeżdżając wzrokiem każdy kant mojej twarzy.

-Nienawidzę cię, wiesz?- Zapytałam ironicznie, bo choć mega bym chciała, by to to było odpowiedzią na jego pytanie, tak niestety oprócz nas wiedział to każdy nasz znajomy.

-Każdy to wie.- Uśmiechnął się delikatnie. Przewróciłam oczami, szybko próbując wymyślić coś, co mogłabym powiedzieć chłopakowi.

-Gdy chodzę wieczorami, mam wyjebane czy ktoś mnie porwie, zamorduje czy wywiezie. Nie przejmuje się. Może gdyby faktycznie się to działo, to zaczęłabym panikować, ale gdy dochodzi do moich wieczornych spacerów, nie boję się chodzić samej.- Chyba nikt o tym nie wiedział i naprawdę liczyłam, że ta odpowiedź usatysfakcjonuje chłopaka.

-Zauważyłem. Słuchawki na uszy i wyjebane w świat. Znowu ci uratowałem dupę, Moon, powinnaś mi za to jakoś zapłacić.- Zaczął udawać, że zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią, gdy nagle na jego twarz pojawił się szeroki uśmiech- Pieniądze niby przydatne, ale chyba wolałbym, żebyś zrobiła co innego.- Zaśmiał się, gdy zobaczył moją reakcję. Moje usta ukształtowały się w grymas, gdy uświadomiłam sobie, o czym mówi.

-Dobra, jesteś ohydny, wracajmy do domu, chce spać- udałam, że ziewam i opatulam się cieplej kurtką. Nie było najcieplej, lecz jeszcze to nie była ta pora roku, gdy marzłam.
Pokiwał głową i we dwójkę ruszyliśmy w stronę naszych domów.
Chłopak stwierdził, że nie puści mnie samej i postanowił odprowadzić mnie pod samo okno, bym na pewno wróciła bezpiecznie do domu.

-Czyli od momentu, w którym jutro ponowny raz się zobaczymy, zapomnimy o naszej dzisiejszej rozmowie?- Zapytałam, nie wiedząc, czy do końca mi się to podoba.
Chłopak westchnął, kręcąc przecząco głową.

-Nie. Nie zapomnę o tej rozmowie nigdy. Będę pamiętał, co mi powiedziałaś. Nie gwarantuje, że coś z niej wykorzystam, ale będę o niej pamiętać. Jutro nie wiem, jak będę się zachowywał. Może się okazać, że totalnie nie będzie po mnie widać, że dzisiaj cokolwiek się wydarzyło. Dlatego proszę cię, byś ty również jutro nie rozmyślała o tym jakoś bardzo. To, co wydarzyło się dzisiejszej nocy, najprawdopodobniej nie zostanie rozpamiętywane już nigdy, okej?- Zapytał, na co od razu pokiwałam głową. Rozumiałam, że nie chciał się stać teraz tym, na którego się patrzy jak na poszkodowanego. I nie zamierzałam tak patrzeć. Blaise nadal pozostaje tym Blaisem, który obraża mnie na każdym kroku, a ja go. Taka jest nasza rola w tym życiu i raczej nigdy się nie zmieni.

-Jutro spotkajmy się w bibliotece, musimy porozmawiać o tym balu. Musimy większość ogarnąć przed wyjazdem, bo tam nie będziemy mieć na to czasu, okej?- Zapytałam z nadzieją, że się zgodzi. Powinniśmy zacząć już wszystko planować, by zdążyć ze wszystkim.

-Okej, o siedemnastej po lekcjach, co ty na to?- Zapytał, na co pokiwałam głową, na znak, że się zgadzam. Gdy zaczęłam wchodzić po drzewie, szybko się na chwilę odwróciłam i spojrzałam na chłopaka, który cały czas stał w tym samym miejscu i patrzył na moje nogi, upewniając się, czy oby na pewno nie spadnę. Uroczo.

-Napisz, jak wrócisz, okej? Chce wiedzieć, że jesteś cały i zdrowy.- Uśmiechnął się lekko, kiwając głową.
Nie zastanawiałam się długo, weszłam po drzewie aż na balkon, po czym wręcz na palcach weszłam do pokoju.
Szybko przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku, przeglądając jeszcze przez chwilę instagrama.

Po półgodzinie nie dostałam nadal żadnej wiadomości, a z chłopaka tempem na pewno już powinien dojść do domu. Zaczęłam się stresować. On nie ma pięciu lat, poradziłby sobie przecież. Wciągnęłam głośno powietrze, po czym je wypuściłam. Po zrobieniu tak parę razy i napisaniu krótkiej wiadomości do chłopaka, postanowiłam iść spać i choć na chwilę przestać się martwić.

Do: Męska dziwka
Żyjesz? Miałeś napisać, jak wrócisz do domu.

~~~*~~~

Blaise

Odprowadziłem Nelię, bo czułem, że powinienem to zrobić.
Pomogła mi dzisiaj po raz kolejny i znów nie wiem, czy jutro nagle nie będę tchórzem. Bo przecież idealnie mi to wychodziło.

Wszedłem do domu po cichu, by nikogo nie obudzić. Nie wiedziałem, czy oprócz mnie i dziewczyn ktoś tutaj jest, a nie zbyt chciałem się przekonywać, jaka jest prawdziwa odpowiedź.
Ruszyłem schodami na górę, na początku zaglądając do pokoju Chloe.
Spała, a jej twarz nie wyrażała niczego.
Zamknąłem drzwi, by nie zbudzić kobiety, a następnie poszedłem do pokoju Ester.
Spała z uśmiechem na twarzy. Liczyłem, że śnią jej się jednorożce lub księżniczki.

Wyszedłem z pokoju, kierując się do mojej sypialni. Byłem zmęczony, a rozmowa z Moon wcale mi nie pomogła. W jakiś sposób na pewno doceniam, że ze mną porozmawiała, ale to nie jest coś, co łatwo mi przychodzi.
Nigdy nie rozmawiałem z nikim o tak ważnych sprawach.

Wszedłem do pokoju, od razu zaczynając się rozbierać.
Zdjąłem bluzę, którą odwiesiłem na fotel oraz koszulkę, którą zaniosłem do łazienki, by wrzucić ją do kosza na pranie.
Gdy przejrzałem się w lustrze i stwierdziłem, że nie chce mi się dzisiaj myć, postanowiłem wyjść i pójść spać.

Położyłem się do łóżka, biorąc telefon do ręki i w momencie, w którym chciałem wybrać numer do Nellii, by poinformować ją, że jestem już w domu, z korytarza dobiegł do mnie hałas.
Wstałem szybko, odrzucając telefon, po czym pobiegłem w stronę drzwi.
Po otworzeniu ich myślałem, że mam zwidy.
Mój ojciec, cały nachlany, wspinał się po schodach na czworaka, przy okazji marudząc coś pod nosem. W ręku trzymał zbitą butelkę po piwie, a ja wiedziałem, że zaraz będę musiał zrobić obchód po domu i znaleźć miejsce, w którym ją rozbił.
Obserwowałem jego poczynania, dopóki on sam zwrócił na mnie uwagę. Patrzył na mnie zamglonym wzrokiem. Wyglądał, jakby nad czymś myślał.
Po chwili na mnie ruszył, wymachując resztkami butelki w ręce.
Nie chciałem, by obudził resztę, dlatego wpuściłem go do swojego pokoju.

-Czego chcesz?- Zapytałem, nie oszczędzając przy tym goryczy.

-Jak się odzywasz do ojca, co? Szacunku trochę!- Warknął, stając przede mną.
Przejechałem po nim wzrokiem, załamując się, że jestem tak w cholere do niego podobny. Ludzie na ulicy nie mieliby problemu, by powiązać nas, że jesteśmy rodziną.

-Nie mam do ciebie za grosz szacunku, a teraz idź do siebie, bo tracę cierpliwość.- Mężczyzna zmarszczył brwi, a jego usta niebezpiecznie mocno się zacisnęły. Wkurwił się. Wyciągnąłem w jego stronę rękę i gdy chciałem poklepać go po ramieniu, by się uspokoił, zamachnął się, a butelka, którą trzymał w dłoni, wylądowała na mnie, przy okazji kalecząc moją klatkę piersiową.
Złapałem się dłonią w miejsce, w którym znajdowało się serce, co poskutkowało tym, że poczułem ciepłą lejącą się ciecz.
Mężczyzna, gdy to zobaczył, zbladł i od razu opuścił pokój, a ja jedyne, o czym myślałem, to o tym, by wszedł do swojego pokoju, a nie do któregoś z dziewczyn.
Gdy upewniłem się, że dokładnie to zrobił, ruszyłem do łazienki, nie odczuwając jeszcze dużego bólu.
Adrenalina działała i nie chciałem wiedzieć jak bardzo będzie nakurwiac, gdy ona zejdzie.
Spojrzałem w lustro i pierwsze co zauważyłem, to wielka szrama na pół lewej piersi. Jak do cholery on to zrobił pierdoloną butelką?
Na szczęście rana nie była tak głęboka, by jechać z nią na szycie, jednak blizna z tego zostanie.
Przepłukałem ją na samym początku zwykłą wodą, co pomogło mi określić, jak bardzo rana jest długa. Na szczęście nie miała więcej niż piętnaście centymetrów.
Wyciągnąłem z szafki zestaw odkażający i po raz pierwszy żałowałem, że nie ma tu nikogo, kto mógłby to zrobić za mnie.
Przyłożyłem nasączony wacik do rany i od razu poczułem piekielny ból. Za jakie grzechy musiało się to wydarzyć?

Po opatrzeniu całej rany wyszedłem z łazienki, od razu kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Musiałem znaleźć miejsce, w którym Elvis rozbił butelkę, by moja mama, lub co gorsza, Ester, tego nie znalazły.

~~~*~~~

Nelia

-Stara, co ci jest? Jesteś jakaś nieobecna.- Zapytała Rose, gdy siedziałyśmy na stołówce. Faktycznie się nie odzywałam. Od wczoraj nie dostałam żadnej wiadomości od chłopaka, a dzisiaj nie pojawił się w szkole. Martwiłam się. Głupie myśli zaczynały się tworzyć w mojej głowie, a mi się to wcale nie podobało. Jeszcze do tego doszła kłótnia z matką z samego rana, gdy dowiedziała się, że byłam u dyrektora.

-Nic. Jestem zmęczona, nie przejmuj się.- Wzruszyłam ramionami i upiłam łyk wody.

-Jasne. Dobra, słuchaj, jutro jest organizowana impreza u Travisa, musimy pójść.- Zmieniła szybko temat.

-Nie musimy. Nie chcę mi się. Ty idź, ja posiedzę w domu.- Imprezy u Travisa nigdy nie kończyły się dobrze. Zazwyczaj albo wracałaś najebana w trzy dupy, że ledwo po schodach wchodziłaś, albo wracałaś zupełnie trzeźwa, bo nie chciałaś pić, przez co cała impreza była dla ciebie zjebana, bo jedyne co się na niej robiło to piło i ćpało. Ja nie zamierzałam być w żadnej z tych grup.

-No weeeź, dobrze będziemy się bawić. Przenocujesz u mnie, no nie daj się prosić.- Jęczała mi nad uchem, gdy wstałyśmy, by opuścić miejsce spotkania.

-Nie zamierzam kłócić się z matką. Dzisiaj i tak już wystarczająco stwierdziła, że się nie przykładam do nauki. Nie mogę wyjechać jej z imprezą, skoro za tydzień mamy lecieć na wakacje.- Odpowiedziałam pewna siebie. Jeżeli chciałam lecieć za tydzień na wakacje, to nie mogłam pozwolić sobie na imprezy. Taki był warunek mojej matki. Dzisiaj rano zdążyła mnie poinformować, że jeśli jeszcze będę miała choć jeden wybryk, to nie pozwoli mi lecieć. Nie mogłam ryzykować.

-Ale ty jesteś nudna!- Jęknęła przyciągając.- Co masz teraz?- Po raz kolejny zmieniła temat.

-Angielski. Luźna lekcja raczej. Później jadę do domu, ogarniam się, a następnie jadę do biblioteki spotkać się z Blaisem.- Odpowiedziałam, idąc w stronę mojej klasy. Chciałam już skończyć dzisiejszy dzień w szkole.

-A właśnie, wiesz, gdzie on jest? Pytałam się reszty chłopaków i nie wiedzieli.- Ścisnęłam lekko dłoń, próbując opanować swoje emocje. Nie mogłam się poryczeć. Jakby to wyglądało? Nie mogłam pozwolić i pokazać, że się o niego martwię. Przed samą sobą jest mi ciężko to przyznać, a co dopiero przed kimś innym.

-Nie wiem. Nie odzywał się od wczoraj.- Wzruszyłam ramionami, udając, że jest wszystko w porządku.

-No dobra, ja lecę, to do jutra!- Cmoknęła mnie w policzek, a ja weszłam do klasy, próbując się uspokoić.

~~~*~~~

-Gdzie idziesz?- Gdy chciałam wkładać buty, z salonu wyszła moja matka z kubkiem w ręku.

-Do biblioteki, muszę załatwić tam parę spraw.- Sięgnęłam po kluczyki do auta i torebkę z telefonem i dokumentami.

-O tej godzinie?- Zapytała, patrząc na zegarek. Zmarszczyłam brwi, bo przecież nie było wcale późno.

-Jest szesnasta trzydzieści, mamo, nie miałam jak wcześniej tego zrobić, bo byłam w szkole. Idę już, bo się nie wyrobie. Wrócę wieczorem.- Otworzyłam drzwi, nie czekając na odpowiedź z jej strony. Mogła w każdym momencie się nie zgodzić, a nie chciałam się kłócić.

Wyjechałam spod domu w dobrym humorze i liczyłam, że tak zostanie.
Gdy wróciłam do domu ze szkoły, chłopak napisał mi krótką wiadomość, że nasze spotkanie nadal aktualne.
Poczułam ulgę, że nic chłopakowi nie jest. A przynajmniej tak myślałam.
W radiu zaczęła grać piosenka Still Breathing. Od razu zaczęłam nucić ją pod nosem, bo naprawdę ją lubiłam.

I'm like a child looking off in the horizon
I'm like an ambulance that's turning on the sirens
Oh-oh-oh, I'm still alive
I'm like a soldier coming home for the first time
I dodged a bullet, and I walked across a landmine
Oh-oh-oh, I'm still alive

Am I bleeding?
Am I bleeding from the storm?
Just shine a light into the wreckage
So far away, away


Krzyczałam, czując nie określoną falę szczęścia.
Za niedługo miałam lecieć na wakacje, oddalając się od tego przykrego, rzeczywistego życia. Czy mogło być lepiej?

~~~*~~~

Blaise

Jadę na spotkanie z Nellią i przyznam, że trochę się stresuje. Nie chcę wiedzieć, jak bardzo jest na mnie zła za wczoraj. Miałem jej napisać jak wrócę do domu. Nie napisałem, a dzisiaj jedynie potwierdziłem, że zjawię się w bibliotece.
Powinienem mieć wyjebane, ale z jakiegoś powodu nie potrafię. Może z samego szacunku do niej? Bo obiecałem, a tego nie zrobiłem?
Pogłośniłem radio, z którego leciała piosenka Still Breathing.
Nuciłem sobie po cichu, aż wreszcie stwierdziłem, że i tak mnie nikt nie słyszy. Zacząłem śpiewać, lecz tym razem o wiele głośniej.

'Cause I'm still breathing
'Cause I'm still breathing on my own
My head's above the rain and roses
Making my way away
'Cause I'm still breathing
'Cause I'm still breathing on my own
My head's above the rain and roses
Making my way away
My way to you

I'm like a junkie tying off for the last time
I'm like a loser that's betting on his last dime
Oh-oh-oh, I'm still alive
I'm like a son that was raised without a father
I'm like a mother barely keeping it together
Oh-oh-oh, I'm still alive


Przerażało mnie jak bardzo dużo wspólnego miałem ze znaczeniem tej piosenki.

Może więc dlatego tak bardzo ją lubiłem?

~~~*~~~

Nelia

Do biblioteki dotarłam z pięć minut temu. Wybrałam stolik na uboczu, pomiędzy regałami. Nie chciałam, by rozpraszało nas cokolwiek, co nie było związane z balem. Musieliśmy to załatwić w miarę wcześnie, bo nie dano nam wiele czasu. Miesiąc na zorganizowanie czegoś tak wielkiego, jak bal w naszej szkole to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza w dwie osoby.

Po odłożeniu rzeczy na krzesło stwierdziłam, że dopóki chłopaka tutaj nie ma, mogę poszukać książek, które z chęcią bym w przyszłości przeczytała.
Poszłam od razu na dział z romansami. Lubiłam czytać książki o takiej tematyce, bo przez chwilę mogłam poczuć się jak główna bohaterka.

Po chwili, gdy w rękach miałam już trochę książek, zauważyłam, jak na wyższej półce leży książka, którą już od dawna chciałam przeczytać. Punk 57.
Problem polegał na tym, że nie byłam w stanie jej dosięgnąć. Moje marne metr sześćdziesiąt pięć nie wystarczało.
Gdy chciałam odłożyć książki na obok i spróbować stanąć na palcach, by sięgnąć po wymarzoną lekturę, poczułam za sobą czyjąś obecność.
Zostałam przyciśnięta lekko do regału, przy okazji dociskając ręce do klatki piersiowej. Mężczyzna, bo ewidentnie była to sylwetka męska, sięgnął swoją ręką po książkę, którą chciałam wziąć.
Wytrzeszczyłam oczy, rozumiejąc kto za mną stoi.

-Penelope Douglas? Nie sądzę, byś była w odpowiednim wieku, by to czytać.- Zaśmiał się za mną, poluźniając pomiędzy nami ścisk. Odwróciłam się od razu, by nie stać do niego tyłem.

-Ah tak? A ty skąd wiesz, o czym są jej książki?- Podniosłam brew, próbując nie pokazać, jak bardzo się zaczerwieniłam, gdy chłopak przyznał się, że wie o czym jest książka, którą chciałam przeczytać.

-Wiesz, no internet, co nie? Dobra trzymaj, gdzie zajęłaś stolik?- Odpowiedział zmieszany, na co parsknęłam śmiechem, co spotkało się z ostrym spojrzeniem pani obok. Uniosłam ręce w obronnym geście, zaczynając iść w stronę naszego stolika.- O czym będziemy rozmawiać?- Zapytał zaczepnie, przysuwając się do mnie, bym tylko ja to słyszała.

-A wiesz, o tym i tamtym, nic wartego szczególnej uwagi. Tak nic nie warte, jak jedna jebana wiadomość, którą miałeś mi wysłać. Kurwa poważnie! Co było tak ważne, by nie napisać? Wiesz jak się martwiłam?!- Wydarłam się prawie, gdy dotarliśmy do stolika. Po chwili wytrzeszczyłam oczy, gdy zrozumiałam, co powiedziałam. W momencie, w którym chciałam się wytłumaczyć, chłopak uśmiechnął się w moją stronę kpiąco.

-Martwiłaś się? Nelia Moon martwiła się o Blaise'a Nevesa! Nie wierzę kurwa!- Powiedział, a mi nagle wydawało się, że krzyczy, choć to ja dopiero to robiłam.

-Nie wydzieraj pizdy, frajerze! Po co ja się w ogóle z tobą spotykałam? Czemu ja tak kocham utrudniać sobie życie?- Wyjąkałam, opadając na krzesło.

-Nie rób tak. Nie chce słuchać, jak jęczysz.- Powiedział, siadając na krześle obok mnie. Spojrzałam na niego spod łba, rozumiejąc do czego dąży.

-Ty lepiej wymyśl jak my ten bal mamy zorganizować. Kurwa jebani sobie dwójkę nastolatków wybrali, by Ci czarną robotę odwalali.- Warknęłam, wyciągając z torebki zeszyt, w którym miałam zamiar wszystko zapisać.

-Jakoś sale się przyozdobi, da się dress code, jakieś jedzenie, dobra muzyka i gotowe- Odpowiedział pewny siebie, rozkładając się na całym krześle.

-No shit Sherlock!- Przekręciłam oczami- Fajnie, że wiesz, co ogólnie musimy zrobić, ale trzeba to bardziej zaplanować. Ja mogę załatwić catering, bo moja matka zna się z szefową firmy od cateringów. Dress code proponuję, by dziewczyny ubrały się w jakieś suknie lub garnitury, ale by były świecące, coś takiego, a faceci niech włożą jakiś garnitur i po sprawie. Nie oczekuje niczego więcej po nich. Co do muzyki to nie mam pojęcia, nie mam żadnych znajomości. Dekoracje tak samo, a nie chce dawać tego do tych samych co w tamtym roku. Było obrzydliwie.- wzdrygnęłam się, gdy przypomniałam sobie, jak wyglądała sala rok temu.

-Nie sądzisz, że na bal Bożonarodzeniowy powinniśmy dress code wymyślić jakiś bardziej pod tematykę? Świecące suknie możecie sobie założyć na dyskotekę, a nie na tak ważne coś.- Patrzył cały czas w dal, nie odwracając wzroku ani na sekundę.- Proponuję czerwone lub czarne suknie, u mężczyzn tak samo. Motyw przewodni może być kolor czerwony. Elegancko, lecz też nie przesadzajmy. Każdy wie, jak będzie ten bal wyglądał na sam koniec. Pierwszaki będą leżeć zezgonowani w rogach.- Uśmiechnął się, zapewne przypominając sobie, jak to wyglądało kiedyś u nas. W naszej szkole to już chyba tradycja, że pierwszo klasiści piją. Mocno piją.

-Dobra, ale my sami nie wniesiemy alkoholu na stoły. Dyrektor nam nie pozwoli, po zatem nie chce mieć na sumieniu innych ludzi, gdy napierdoleni trafią do internetu, bo coś odwalą.- Zapisałam wszystko po kolei w zeszycie, co raz patrząc na chłopaka, który kiwnięciami zgadzał się na to, co proponuję.- I na sam koniec została nam muzyka. Dekoracjami i zaproszeniami zajmie się mama Nicolasa. Myślę, że się zgodzi, gdy dowie się, że to my organizujemy.- Stwierdziłam, po przejrzeniu całej listy, jaką zapisałam.

-Mój stary znajomy ma jakieś kontakty, jeśli nie jest na mnie za coś zły, to powinienem załatwić.- Odpowiedział po chwili. Uśmiechnęłam się szeroko, bo to oznaczało, że mamy już wszystko zaplanowane. Teraz trzeba było tylko pogadać z ludźmi i mieliśmy wszystko gotowe.

-To świetnie! Może aż tak źle nie będzie?- Schowałam zeszyt do torby, wstając i rozprostowując kości. Minęły dwie jebane godziny, od kiedy wszystko planowaliśmy.

-Będzie dobrze, chyba. Jak niczego nie spierdolisz, to będzie super.- Odpowiedział wrednie, co spotkało się z moim ostrym spojrzeniem.
Ruszyłam w stronę wyjścia, uprzednio wypożyczając książki.
Wyszłam, wciągając świeże powietrze.
Gdy wsiadałam do auta, na mój telefon przyszła wiadomość.

Od: Męska dziwka
Jak chcesz, to możemy odwzorować parę scen z książki, którą tak bardzo chcesz przeczytać.

Po przeczytaniu wiadomości rozejrzałam się szybko po parkingu, dostrzegając chłopaka, który stał przy swoim samochodzie i się na mnie patrzył. Pokazałam mu środkowy palec, odpalając samochód.

Blaise pierdolony Neves.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz