Chloe Neves

774 26 2
                                    

Od samego rana, od momentu, w którym po raz pierwszy zobaczyłam Blaise'a, poczułam, że nasza relacja przeszła zmianę i to niezbyt dobrą. Nie odezwaliśmy się do siebie ani razu i choć może niezbyt mi to przeszkadzało, to i tak zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Przecież nic takiego się nie wydarzyło. Okej, może zobaczyłam go pobitego i mu pomogłam, ale zobaczyłabym go takiego samego dzisiaj, więc dużo to nie zmieniło.
Ewidentnie brunet unikał ze mną jakiegokolwiek kontaktu, a ja czułam się lekko zmieszana. Niby było tak codziennie od paru lat, ale dopiero teraz dziwnie zaczęło mi to przeszkadzać.

-Ej, Nelia, jesteś?- Zapytała Rose, przy okazji piłując paznokcie. Siedzieliśmy wszyscy w szóstkę przy naszym stole i rozmawialiśmy. Znaczy oni rozmawiali, bo ja byłam pochłonięta własnymi myślami.

-Tak, co chcesz?- Zapytałam blondynki, jednak mój wzrok z jakiegoś powodu poleciał na brązowookiego. Chłopak patrzył na mnie, a gdy zobaczył, że ja również na niego patrzę, odwrócił wzrok w stronę Oliviera. Dziwne i w jakiś sposób niepokojące.

-Nicolas chce nam coś zaproponować, a ty myślisz o niebieskich migdałach.-Stwierdziła, na co lekko pokiwałam głową. Ile bym dała, by myśleć teraz o niebieskich migdałach, a nie o chłopaku, którego nienawidzę, ale jednak dziwnie się czuję, że mnie olewa. STOP! Nelia, nie myśl o tym, nie warto.

-Dobra, słuchajcie. Moja mama, złota kobieta, którą wszyscy kochamy, zaproponowała nam wyjazd przed świąteczny. Gdzieś do jakiegoś ciepłego kraju. Wrócilibyśmy przed świętami.- Powiedział szczęśliwy Nicolas, na co każdy się szeroko uśmiechną. Każdy oprócz mnie. Matka w życiu mi nie pozwoli lecieć w trakcie roku szkolnego.

-Świetnie! A gdzie byśmy lecieli?- Zapytał podekscytowany Olivier, na co reszta pokiwała głowami, równie podekscytowana co on.

-Nie wiem, Zanzibar? W grudniu jest tam ciepło, a chyba o to nam chodzi.- Wzruszył ramionami i popatrzył w moją stronę.- A ty co się nie cieszysz? Stało się coś?- Zapytał mnie, na co pokręciłam przecząco głową.

-Nie, po prostu wiem, że nie polecę z wami. Matka mi nie pozwoli. Szkoła i te sprawy. Ona ma chorą obsesję na tym punkcie.- Westchnęłam i położyłam głowę na ramieniu Bell, która przerwała piłowanie paznokci i mnie pogłaskała po włosach.

-O to kwiatuszku się nie przejmuj. Moja mama pogada z waszymi rodzicami. Gdy my będziemy w słonecznym miejscu, oni będą wygrzewać dupy gdzieś indziej. Wątpię, że się nie zgodzi, kto by pogardził darmowymi wakacjami? Kilka dni przed świętami wrócimy.- Uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam, choć miałam pewne wątpliwości. Moja matka nie była taka łatwa do przekonywania.

-Mamy dwudziesty drugi listopada, kiedy ty chcesz lecieć?- Zapytałam, bo bilety trzeba by było kupować o wiele wcześniej, zwłaszcza na tyle osób.- Nie kupimy biletów tak późno.

-Nie znasz możliwości mojej mamy najwidoczniej.- Pokręcił głową, udając, że go to zabolało. Zaśmiałam się pod nosem, bo faktycznie Nathalie Martin umiała załatwić dosłownie wszystko.

-Dobra, kiedy twoja mama będzie z nimi rozmawiać? Muszę moją mamę uprzedzić, by załatwiła chwile wolnego.- Zapytał Blaise. Jego wzrok był utkwiony w jego dłoniach, które były oparte o stół.

-Dzisiaj może, wiesz, oby jak najszybciej, bo najlepiej by było, jakbyśmy wylecieli w następnych tygodniu, no może trochę później.

-Okej, porozmawiam z nią, raczej nie będzie problemu u mnie.- Wzruszył ramionami, po czym spojrzał na nas. Jego wzrok na trochę dłużej zatrzymał się na mnie, jednak nic nie powiedział. Olał mnie.

-U mnie też.- Powiedzieli chórem Olivier, Rose, Theodor i Nicolas. Ja niestety nie mogłam tego zrobić.

-Dobra, to ustalone.- Stwierdził, po czym wstał i ruszył na lekcję, co z papugowaliśmy i również ruszyliśmy do sal.

~~~*~~~

Jebana lekcja chemii. Nie spodziewałam się na niej fajerwerk ani czegoś super, co mogłabym wspominać wiele dni, ale nie spodziewałam się również, że będziemy robić pracę w parach! Kurwa wszechświat mnie nienawidzi, że akurat trafił mi się Neves!
Od wczoraj chłopak mnie olewa, a teraz mam z nim współpracować? Nie twierdzę, że nasza relacja polega na zwierzaniu się sobie, ale do cholery wczoraj mu pomogłam! Mógłby chociaż przez chwilę przestać być aroganckim dupkiem i się choć jednym słowem odezwać!
Może i nadal się nienawidzimy i na dłuższą metę w dupie mam czy mamy kontakt, ale jeszcze nigdy nie było tak, że aż tak się tym przejmowałam. Przecież go nienawidzę, więc dlaczego tak mi zależy, by przestał mnie olewać?

-Dobrze, macie pół godziny na stworzenie tego samego wytworu, jaki ja stworzyłam na początku lekcji! Do roboty!- Krzyknęła kobieta i usiadła na krześle za biurkiem.

Wstałam z krzesła, zastanawiając się, od czego mam zacząć. Przyznam, że nijak chciało mi się jej słuchać, dlatego nawet nie wiem, co musimy zrobić.
Wzięłam dwie fiolki, próbując odgadnąć, co jest czym. Marszczyłam brwi, szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, co spotkało się z cichym parsknięciem z mojej lewej strony.
Brunet patrzył na mnie i kręcił z niedowierzaniem głową, przy okazji unosząc w ten denerwujący sposób kąciki ust.

-Przestań się śmiać, tylko mi pomóż. Im szybciej skończymy, tym nie będziemy musieli spędzać ze sobą czasu, a ty znowu zaczniesz mnie olewać. Idealnie ci to wychodzi!- Warknęłam, jednak dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam to na głos. Nie mogłam dać mu pokazać, że w jakiś sposób zauważyłam jego zmianę, ale jednak kuźwa to zrobiłam. Bo do cholery nie umiem trzymać języka za zębami.

-Masz racje. Wlej tę fioletową fiolkę do zielonej.- Wzięłam głęboki wdech, by nie skomentować tego, że nawet nie kwapił się do wstania. Wzięłam do ręki czerwoną fiolkę, by po chwili odrobinę dolać jej do zielonej.- IDIOTKO! KURWA FIOLETOWA! NIE CZERWONA!- Krzyknął Blaise, a ja automatycznie spojrzałam na swoją prawą rękę, w której znajdowała się fiolka ze złym kolorem.- MOŻESZ CHOĆ RAZ ZROBIĆ COŚ DOBRZE?!- Krzyknął po raz kolejny, na co przymknęłam powieki, by nie wydobyły się spod nich łzy. Jak zwykle musiałam coś popsuć. Jak nie w domu to tutaj. Wszystko to moja wina.

-Panie Neves! Proszę o spokój!- Krzyknęła nauczycielka i szybkim tempem podeszła do naszej ławki. Spojrzała na roztwór, który stworzyłam, po czym pokręciła delikatnie głową.- No cóż, to nie jest to, co chciałam. Macie jeszcze dwadzieścia minut, ponówcie próbę.- Gdy kobieta chciała się od nas oddalać, chłopak uderzył delikatnie dłonią w blat, na co się wzdrygnęłam.

-Dlaczego muszę z nią być?! Ta idiotka nic nie umie!- Warknął, a we mnie zaczynała powoli wrzeć krew. Za kogo on się do cholery uważa?

-To ty nie umiesz tłumaczyć, frajerze! Było samemu sobie to zrobić!- Krzyknęłam, przy okazji sprowadzając na nas wszystkie spojrzenia.

-Czego nie zrozumiałaś w poleceniu, byś wlała fioletową fiolkę do zielonej, co? Aż tak tępa jesteś?!- Chłopak nie przestawał krzyczeć, co powoli zaczynało mnie dotykać.

-Jesteś skończonym chujem.- Wyszeptałam, by tylko on mnie usłyszał, jednak nie do końca mi się to udało, bo nauczycielka, która była cały czas obok nas, wciągnęła głośno powietrze i praktycznie od razu spojrzała na nas ostrym spojrzeniem.

-Dosyć tego! Do dyrektora!- Krzyknęła. Wzięłam głęboki wdech, a następnie ruszyłam w stronę drzwi.
Poczułam, jak idzie za mną kolejna osoba.
Blaise pierdolony Neves.
Cofam wszystko, co powiedziałam parędziesiąt minut temu.
Brunet może mnie olewać i niech lepiej to robi, bo inaczej nie wiem, czy dam radę się powstrzymać i się na niego nie rzucić.

-I co idiotko? Jesteś z siebie zadowolona?- Warknął w moją stronę, gdy szliśmy równo w stronę gabinetu dyrektora.

-To ty nie potrafisz utrzymać swoich emocji na wodzy! Kurwa problemy z agresją wręcz się z ciebie wylewają! Weź się, lecz!- Krzyknęłam, choć nadal uważałam, by mój ton nie był zbyt głośny. Panowały lekcje, a nie chciałam mieć na pieńku z jeszcze kolejnym nauczycielem.

-To ty jesteś jebaną daltonistką i nie umiesz rozróżnić fioletowego od czerwonego! Tatuś w domku nie uczył kolorów?- Zapytał, na co od razu przystanęłam. W oczach zebrały mi się łzy na wspominki o moim tacie. Tak bardzo mi go brakowało, a ten chuj o nim wspominał.

-Nie waż się o nim wspominać!- Wysyczałam przez zęby, po czym wyminęłam go, uderzając go w ramię, idąc przed siebie i nie zatrzymując się.- chłopak jeszcze stał tam przez parę minut, gdy ja już stałam pod gabinetem i na niego czekałam.
Gdy chłopak do mnie dołączył, zapukałam kilka razy, po czym otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia.

-Dzień dobry, Panno Moon, czego pani dusza pragnie?- Zapytał, lecz po chwili, gdy zauważył Blaise'a, jego mina zmieniła się w zdziwienie.

-Pani Frog nas tutaj wysłała. Pokłóciliśmy się na lekcji i poleciało trochę niecenzuralnych słów.- Odpowiedziałam, nie owijając w bawełnę. Nie chciałam już niczego komplikować.

- Ach tak? A o co się pokłóciliście?- Zapytał, na co głośno westchnęłam, nie chcąc znów o tym wspominać.

-Moon nie potrafi rozróżniać kolorów. Powinna cofnąć się do przedszkola.- Stwierdził chłopak za mną, na co od razu wystrzeliłam w niego rozgniewany wzrok.

-I mam rozumieć, że to jest idealny powód, by się pokłócić? Ja rozumiem, że nie z każdym trzeba się przyjaźnić, a w szczególności, jeśli chodzi o waszą dwójkę, ale znacie zasady w tej szkole. Miła atmosfera to podstawa. Dlatego nie zamierzam słuchać więcej waszych tłumaczeń. Waszą karą będzie zorganizowanie tegorocznego bożonarodzeniowego balu, który odbędzie się dwudziestego pierwszego grudnia. Mam nadzieję, że wam się to uda. Dużo osób specjalnie na niego czeka. Fundusze nie będą problemem, lecz z rozwagą wydawajcie pieniądze. A teraz wracajcie na lekcję i nawet nie próbujcie mnie przekonać o zmianę decyzji.- Wytrzeszczyłam oczy, nie dowierzając, że on faktycznie to powiedział. Przecież to niemożliwe. Ja nie mogę spędzić z Nevesem tyle czasu. To niewykonalne.

-Do widzenia!- Powiedział brunet i pociągnął mnie za rękę na korytarz. Wyrwałam się prawie od razu, gdy drzwi się za nami zamknęły.

-I co my niby teraz zrobimy?!- Zapytałam zdezorientowana, spoglądając na rozbawionego chłopaka.
Co go do cholery bawiło?

-Zorganizujemy najlepszy bal, jaki kiedykolwiek ta buda widziała!- Krzyknął entuzjastycznie, po czym ruszył w stronę wyjścia, najwidoczniej postanawiając, że opuszcza pozostałe lekcje. Najchętniej zrobiłabym to samo, ale matka by mnie zabiła, więc nie zamierzałam ryzykować.

~~~*~~~

-No ale poważnie! Ten szczur patrzył się na mnie, jakbym był co najmniej smakowitym kawałkiem sera!- Krzyknął z powagą Nicolas, na co lekko się uśmiechnęłam.
Leżałam na jego łóżku, wpatrując się w sufit. Obok mnie siedziała Rose, robiąc z moich włosów coś na kształt warkoczyków.

-Idioto! Nelia nam właśnie powiedziała, że musi zorganizować bal Bożonarodzeniowy! Z Blaisem! Oni się tam pozabijają!- Krzyknęła blondynka, rzucając rozgniewane spojrzenie w stronę chłopaka.
Musiałam komuś powiedzieć o moich obawach, a tej dwójce najbardziej ufałam.

-Dobra, nie może być tak źle, co nie? W szkole nie jest źle. Patrzcie, dzisiaj było pomiędzy wami wykurwiście.- Stwierdził, po czym podszedł do swojej szafki i wyciągnął z niej paczkę żelek. Chciał mnie poczęstować, jednak odmówiłam. Już nawet nie chodziło o kalorie, typ wyciągnął żelki lukrecjowe.

-Po pierwsze, jesteś obrzydliwy.- Wygięłam usta w grymas, na co przewrócił oczami.- Po drugie, typ cały dzień mnie olewał, dlatego było dobrze. Po prostu się nie odzywaliśmy do siebie.- przymknęłam na chwilę powieki, by nie pozwolić na wyczytanie z nich czegokolwiek. Dlaczego po tym jednym, jebanym wieczorze tak ciężko jest mi go olewać?

-Co zrobiłaś, że cię olewa?- Zapytała Rose, na co wzruszyłam ramionami. Właśnie w tym rzecz, że nic nie zrobiłam.

-Nic. Wczoraj wieczorem, gdy opiekowałam się jego siostrą, wrócił do domu poobijany, jak dzisiaj mogliście zauważyć. Pomogłam mu opatrzyć rany.- Przetarłam ręką czoło, udając, że wcale właśnie nie starłam sobie całego podkładu.- I to jest w tym najgorsze. Pomogłam mu, a ten frajer olewał mnie cały dzień, a później większość słów, jakie do mnie wypowiedział, były obelgami w moją stronę.
Dobrze wiecie, że nie pajamy do siebie miłością, my się nawet nie lubimy! Więc dlaczego tak bardzo mnie to drażni, że jedyne co zrobił, to mnie zwyzywał? Choć robił to przez tyle lat i było to normalne?- zapytałam z nadzieją w głosie, bo być może oni znali odpowiedź na te pytania, które u mnie w głowie przewijały się już ewidentnie zbyt dużo razy.

-Chłopy takie są.- Zaczęła Bell, co spotkało się z cichym parsknięciem Nicolasa.- Jednego dnia pokażą kobiecie swoją słabą stronę, a przez kolejny tydzień będą ją olewać. Oni po prostu mają zbyt wyjebane ego, by móc sobie wbić do łba, że oni też mogą mieć problemy. Nie poradzimy na to nic, a ty zbyt bardzo się tym przejmujesz. Stwierdziłaś, że go nienawidzisz, ale jednak wkurwia cię fakt, że się do ciebie nie odzywa. Wiesz dlaczego? Bo jesteś przyzwyczajona do tych codziennych potyczek słownych. Dzisiaj tego nie było. I wiesz co? Każdy to odczuł. Zapewniam cię, że on też.- powiedziała ze spokojem. No dobra, ale dlaczego jej cała wypowiedź brzmiała, jakbym była w tym chłopaku co najmniej zauroczona? Po pierwsze, Fuj. Po drugie, obrzydliwe. Po trzecie, nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym będę go traktować jako kogoś więcej niż wroga.

I jak to niektórzy mówią? Nigdy nie mów nigdy?

-A może nie chciało mu się dzisiaj kłócić?- Zapytał blondyn, który zdążył przez ten czas zjeść połowę paczki żelek i położyć się obok mnie.

-Błagam cię, Blaisowi? Jak mu się nie chciało kłócić, to ja jestem Królowa Elżbieta.- Parsknęła Rose. Uśmiechnęłam się pod nosem. Właśnie tego mi było trzeba. Porozmawiać z moimi ulubionymi osobami na tym świecie.

-No dobra, masz rację, to Blaise...mam pomysł.- Spojrzał na nas z wielkim uśmiechem na twarzy, a ja już wiedziałam, że to, co powie, za żadne skarby mi się nie spodoba.- Dzisiaj, gdy będę miał z nim trening, zapytam się go coś nie coś o was. Znaczy o to, dlaczego był dzisiaj taki cichy. Może się czegoś dowiem.- Spojrzałam na Rose, która szczerzyła się w stronę Martin'a. Dwójka debili się dobrała.

-Jesteś wspaniały!- Wykrzyknęła dziewczyna. Przekręciłam oczami, wstając z łóżka. Podeszła do drzwi, po drodze zabierając torbę.

-Ja spierdalam, nie zamierzam uczestniczyć w wymyślaniu jakiegoś głupiego planu. Nara.- Wyszłam z pokoju Nicolasa, ruszając od razu w stronę wyjścia. Rozejrzałam się jeszcze po salonie, w którym jak zwykle panował harmider. Bliźniaki bawiły się na dywanie klockami, a pani Nathalie i pan Alfie oglądali telewizję.
Podeszłam na początku do dwójki chłopców, przybijając im piątki na pożegnanie, po czym wstałam i z uśmiechem na twarzy pożegnałam się z rodzicami Nicolasa. Wyszłam z domu z uśmiechem na twarzy. Przez chociaż chwile mogłam poczuć miłość panującą w domu. Ja nigdy takiej nie miałam.

~~~*~~~

-Kiedy chciałaś nam powiedzieć?- Zapytała na wstępie moja matka, gdy zdejmowałam buty. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o czym mówi.- Nie udawaj, że nie wiesz. Kiedy chciałaś nam powiedzieć, że mama twojego przyjaciela choruje?- wytrzeszczyłam oczy, z początku nie wiedząc, o kim mówi. No bo o kim? Olivier nic nie wspominał o mamie, a z panią Nathalie wszystko jest w porządku od ostatniej wizyty w szpitalu.

-O kim mówisz?- Zapytałam, ruszając w stronę lodówki, z której wyjęłam sok malinowo miętowy.

-O Chloe Neves. Wczoraj podobno była w szpitalu.- Zaczęła, a ja przystanęłam w miejscu. Mama Blaise'a była w szpitalu? I ja nawet o tym nie wiedziałam?

-Jak to? Nie wspominał nam nic.- Nie zwróciłam nawet uwagi na to, jak Elizabeth nazwała Blaise'a. Dla niej był on moim przyjacielem. Nie wiedziała, że to miano od paru lat nie istnieje pomiędzy nami.

-Nie wiem. Wiem tylko od mojej koleżanki, że moja dawna znajoma u niej wylądowała. Podobno zasłabła w pracy, podejrzewają jakąś chorobę.- Powiedziała poważnie. I co ja teraz powinnam zrobić? Zapytać się kogoś czy coś wie na ten temat? Czy może napisać do samego Blaise'a i wprost się zapytać? Albo, co nie wchodzi w grę, pojechać do niego i spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że wiem?

-Nie wiedziałam. Nie powiem Ci nic, bo więcej niż ty nie wiem. Idę na górę. Jak coś to wołaj.

Weszłam po schodach na górę, a w mojej głowie znajdowała się tylko jedna myśl. Dlaczego nam nie powiedział? Przecież jesteśmy dla niego przyjaciółmi. Znaczy, ja nie, ale inni są.
Może i to, co robiłam, było głupie, ale w tym momencie o tym w taki sposób nie myślałam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam pisać krótką wiadomość.

Do: Męska Dziwka
Spotkajmy się w parku o dwudziestej drugiej. To ważne.

Nie czekałam na jego odpowiedź. Zablokowałam telefon i rzuciłam go na łóżko.
Podeszłam do szafy, wyciągając z niej ciuchy na zmianę.
Po ich ubraniu usiadłam przy biurku, wyciągając z szuflady podręczniki od matematyki i po raz kolejny spróbowałam się czegoś nauczyć.
Co jak zwykle mi nie wychodziło.

~~~*~~~

Blaise

Po szkole od razu wróciłem do domu, w którym zastałem mamę razem z Ester. Ojca nie było, co niezwykle mnie cieszyło.
Przytuliłem blondynkę, szeroko się przy tym uśmiechając. Nie chciałem, by wyczuła, że coś jest nie tak.

-Skarbie, pójdziesz do swojego pokoju i poszukasz tej kolorowanki, którą miałaś mi pokazać?- Zapytałem, by na chwilę wygonić Ester ode mnie i od mamy.
Musiałem z nią porozmawiać, a blondynka nie mogła o tym wiedzieć. Ma sześć lat. Nie zrozumiałaby.

-Taaak! Zaraz wracam!- Krzyknęła z uśmiechem, a ja w tym momencie uzyskałem z pięć minut na rozmowę.

-Jak się czujesz?- Zapytałem na wstępie. Wczoraj wylądowała w szpitalu, bo zemdlała. Do teraz nie wiem z jakiego powodu, a ona broni się, że to przez zmęczenie. Nie zbyt w to wierzę.

-Jest dobrze, jutro idę już do pracy, więc będziesz musiał odebrać małą z przedszkola.- Odpowiedziała pewna siebie i gdybym jej nie znał, to zdecydowanie nabrałbym się na jej dobry humor.

-Co się dzieje, mamo? Powiedz mi, proszę.- Wyszeptałem, łapiąc kobietę za rękę. Nie starając się, mogłem wyłapać, że kobieta się stresuje i ani trochę mi się to nie podobało.

-Pamiętasz, jak zemdlałam?- Zapytała, na co pokiwałem lekko głową. Pamiętam i doskonale pamiętam, co wtedy czułem. Strach. Strach, który po raz pierwszy postanowił pokazać mi, jakie jest jego prawdziwe oblicze.- Tłumaczyłam się pracą, ale nie do końca to tylko przez nią. Chciałam ci o tym nie mówić, nie chciałam cię martwić, ale przez to, że jako jedyny mi pomagasz, powinieneś wiedzieć. Mam chore płuca. Nie mam raka, ale czasami bardzo ciężko mi się oddycha, przez co mogę mdleć przez brak tlenu. Byłam z tym u lekarza. Powiedział, że na razie nie jest źle i jestem wstanie się z tego uleczyć, ale muszę uważać.- Powiedziała, a mnie zmroziło. Chore płuca? Dlaczego to ona musiała zachorować? Dlaczego nie ja? Z naszej dwójki to ja jestem jebanym skurwysynem. Ona niczym nie zawiniła. Jest wspaniałą kobietą, która pomimo wielu przeszkód się nie poddaje i wychowuje dzieci, tak jakby było wszystko w porządku.

-Jak to? Przecież byłaś zawsze zdrowa, dlaczego nagle jesteś chora?- Zapytałem, próbując brzmieć spokojnie, lecz było słychać, że zjada mnie stres.

-Może stres? A może genetycznie? Nie wiem. Jest dobrze, to nic poważnego, ale po prostu chce, byś wiedział.- Uśmiechnęła się delikatnie, po czym dodała- Ester mówiła o wczorajszym dniu, podobno spędziła super dzień z Nelią. Co z nią? Jak się czuje?- Zapytała mnie, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie wiem co z nią. Jak ostatni sukinsyn ją dzisiaj olewałem. Nie potrafię znieść myśli, że to akurat ona widziała mnie w gorszym stanie. Mogła się nie budzić wtedy, byłoby wszystko łatwiejsze. Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok ponad głowę kobiety, obserwując, jak mniejsza jej kopia schodzi powoli po schodach.- Synu, nie wiem, co jest pomiędzy wami, ale nie psuj tego specjalnie.- Uśmiechnęła się delikatnie, co odwzajemniłem, choć nie do końca było to szczere. Bo dlaczego miałoby takie być? Zawsze, gdy zaczynał się temat Nelii, był on dla mnie ciężki. Zwłaszcza dzisiaj, po wczorajszym wieczorze i dzisiejszym dniu. I co znaczy stwierdzenie, że nie wie, co pomiędzy nami jest? Przecież nic pomiędzy nami nie ma. Nigdy nic nie będzie. Zupełnie nic, oprócz czystej nie chęci.

~~~*~~~

-No stary! Powiedz coś! Dlaczego byłeś dzisiaj taki cichy wobec niej!- Pytał cały czas Nicolas, gdy ja nawalałem z całych sił w worek. Musiałem się odstresować, a dzisiejszy trening był do tego idealnym sposobem.

-Co mam Ci powiedzieć? Nie miałem ochoty i już. Jeśli to cię pocieszy, to i tak ją zwyzywałem.- Warknąłem, napinając lekko mięśnie. Dlaczego dzisiaj każdy sprowadzał rozmowę do tej jednej dziewczyny?

-Nie cieszy mnie fakt, że ją zwyzywałeś, choć wiem, że ona ci dłużna nie została- Zaśmiał się lekko, czego nie skomentowałem.- Ale kurde, stary wiesz, jak nam brakuje waszych przepychanek? I uwierz, że jej też.- Przetarł włosy dłonią, po czym wstał I złapał za butelkę wody. Wypił prawie połowę.- Tak cicho jakoś. Razem zamyśleni byliście. No jak nie wy! Nie wiem, stary, ale radzę się ogarnąć. O ile dobrze wiem, to przecież musicie bal zorganizować, prawda?- Zapytał, co spotkało się z moich głośnym westchnięciem. Jebany bal. Na samym początku byłem z tego powodu zadowolony, jednak dopiero po chwili się zorientowałem, że muszę go zrobić z tą irytującą dziewczyną.

-I co z tego? Zorganizujemy go.- Nie przestawałem bić w worek, który teraz był dla mnie idealnym przeciwnikiem.

-To, że jak będziecie się olewać, to wam to nie wyjdzie i spierdolicie wszystko po całości. Wiem, co mówię. Byłem kiedyś pokłócony z Rose i co? I zepsułem urodziny mojego chomika. Do teraz zastanawiam się, jak bardzo go zawiodłem.- Westchnął na wspomnienie swojego nieżyjącego zwierzaka.

-Świetnie, coś jeszcze?- Zapytałem zirytowany. Wczorajszy i dzisiejszy dzień nie był dla mnie łatwy, a jego pytania, których jest naprawdę dużo, zaczynają mnie coraz bardziej denerwować.

-Co się stało, że ją olewasz? Nienawidzicie się, okej, obrażacie się na każdym kroku, to może nie jest okej, jednak u was i tak jest to normalne, ale nigdy się nie olewaliście. Ty nigdy jej nie olewałeś. Wolałeś wypomnieć jej najmniejszą bzdurę, niż siedzieć i się nie odzywać.- I w tym miał jebaną racje. Nelia na co dzień była irytująca, denerwowała mnie niesamowicie, zawsze znajdowałem coś, by ją zaczepić i się pokłócić, a dzisiaj? Dzisiaj postanowiłem być cicho. Jak totalny tchórz.

-Jestem tchórzem, okej? Nie potrafię znieść myśli, że Moon widziała mnie w jednym z gorszych stanów i dodatkowo mi pomogła. Przecież mogła mnie tam zostawić. Nie zdziwiłbym się. A ona zrobiła cos totalnie na odwrót. Jeszcze jej niektóre zachowania, które mnie zmartwiły. Dodatkowo później po jej wyjściu, moja mama nagle trafiła do szpitala. To za dużo jak na jeden dzień, rozumiesz? Chciałbym to inaczej rozegrać, ale po prostu czułem się dzisiaj taki przytłoczony wszystkim. Dlatego starałem się unikać z nią kontaktu. Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.- uderzyłem ostatni raz w worek, po czym zacząłem ściągać rękawice. Nie patrzyłem na Nicolasa, bo choć wiedziałem, że mogę mu zaufać, tak przyznawanie się do moich słabości było dla mnie w cholerę ciężkie.

-Ona nie patrzy na ciebie inaczej. Cały czas chce cię zwyzywać, tylko jak na ciebie spojrzy. Dzisiaj była zdezorientowana, dlatego tego nie robiła. Choć wiem, że to ciężkie, ale spróbuj schować swoją dumę do kieszeni i zrozum, że dostanie od kogoś pomocy, nie jest czymś złym. Okej?- Pokiwałem głową, na znak, że się zgadzam, choć nie wiem, na ile uda mi się to zrobić.- Dobra, ja spierdalam, ty idź się umyć, bo jebiesz. Do jutra w szkole!- przybyliśmy piątkę, po czym chłopak ruszył w stronę wyjścia, a ja jeszcze przez chwilę stałem i patrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego dopiero tydzień się zaczął, a ja już mam go dość?

~~~*~~~

Wyszedłem spod prysznica pełen dobrej energii. Ochłonąłem trochę, przemyślałem parę spraw i czuje, że jestem gotowy do życia. Pomogę mamie, nie wiem jak, ale to zrobię. Będzie musiała wziąć mniej godzin w pracy, bo nie może się przemęczać. Wymyślę coś i będzie żyło się nam dobrze.
Założyłem torbę na ramiona i wytrzepałem jeszcze wilgotne włosy.
Wziąłem do ręki telefon, na który przyszło mi już jakiś czas temu powiadomienie.

Od: Wiedźma
Spotkajmy się w parku o dwudziestej drugiej. To ważne.

Zmarszczyłem brwi, bo co jest takiego ważnego, byś spotkać się o tej godzinie i to w takim miejscu?

Do: Wiedźma
Ok

Wyszedłem z budynku, w którym trenuje od paru lat, a następnie pokierowałem się w stronę auta mojego ojca. Jak ten alkoholik jeszcze go utrzymuje, to nie wiem, ale nie zamierzałem się na razie tym przejmować. Dopóki moje czerwone camaro nie wróci z naprawy, ja muszę posługiwać się tym.

Wsiadłem, odrzucając torbę na siedzenie pasażera, przy okazji włączając randomową stacje w radiu.
Ruszyłem z parkingu, udając, że nie widzę tych dwóch dziewczyn, które przyglądały mi się od samego początku, od kiedy wyszedłem z klubu bokserskiego.
Przed spotkaniem z Nelią musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę z moim starym znajomym. Liczyłem, że uda mi się z nim dogadać. Eliot Water to jedyna na ten moment osoba, która jest w stanie mi pomóc z pieniędzmi.

~~~*~~~

Nelia

Starałam się nie myśleć o chłopaku, który kiedyś był dla mnie tylko dodatkiem do tak irytującego świata, w którym żyłam. Starałam się, naprawdę się starałam, ale jak zwykle wyszło chujowo. Do naszego spotkania zostały jeszcze dwie godziny, przez które planowałam się porządnie zacząć uczyć. Egzaminy miałam za pół roku, a ja nie umiałam nic, oprócz opierdalania się. Może moja matka miała rację, że nic nie osiągnę?
Matematyka to czarna magia, francuski umiem, lecz nie jakoś wyśmienicie, a angielski to tylko formalność. Formalność, która może okazać się trudna.
Na chwilę obecną, nie byłam aż tak zdesperowana, by sięgnąć po cięższe środki, lecz mam wrażenie, że jeszcze trochę, a moje dawne kontakty się odnowią, a naprawdę ostatnie czego chce, to to, by to się stało.
Nie chce wracać do tego najgorszego okresu w moim życiu, w którym postanowiłam sięgać po papierosy, narkotyki i alkohol na zmianę.
Nie jestem na to gotowa, bo wiem, jakie było to ciężkie do rzucenia.

Bo nigdy nie kończyło się na jednym razie.






Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz