,,-Umiesz pływać?,,

764 22 1
                                    

Właśnie zaczynał się kwiecień, a ja byłam przerażona, jak szybko mijał mi czas. Każdy dzień wyglądał tak samo, a ja sama funkcjonowałam według rutyny. Szczerze, to nawet już nie pamiętam, kiedy się z kimś spotkałam. Szkoła to jedyne miejsce, w którym widziałam się z moimi przyjaciółmi. Było to straszne. Nauka tak bardzo mnie pochłonęła, że zapomniałam o życiu towarzyskim.
Po szkole wracałam do domu i się uczyłam. Co drugi dzień odbywały się korepetycję, które prowadził dla mnie Blaise, co zazwyczaj kończyło się w trochę inny sposób niż miało.
I tak w kółko.
Robiło się to powoli męczące, ale tłumaczyłam sobie w głowie, że jeszcze tylko niecałe dwa miesiące do egzaminów, a później luz.

Dzisiaj zamierzałam wyjść z domu i nacieszyć się, chociaż chwilą wolnego.
Jechałam samochodem przed siebie, nie mając zbytnio jakiegoś specjalnego planu, dokąd jadę.
Wiedziałam tylko, że muszę dzisiaj kupić prezent dla Blaise'a. Za niecałe dwa tygodnie miał urodziny.

Otworzyłam okno, po czym odpaliłam papierosa. Nawet nie wiem, kiedy się uzależniłam. Już nie mogłam powiedzieć, że tylko sobie czasami popalam.
Zaciągnęłam się nikotyną, szeroko się uśmiechając. Zapomniałam jak to się czuć, być wolnym. A teraz mogłam sobie to doskonale przypomnieć.
Moje życie jest spokojne i czasami mam wrażenie, że aż zbyt. Mam gdzieś z tyłu głowy obawę, że to się skończy. Że zaraz okaże się coś, co mnie zmiecie z planszy. I cholernie się tego bałam.
Tak naprawdę nie było mi źle z tą rutyną. Faktycznie bez niej byłoby lepiej, ale wole ją, niż zamęt. Doskonale pamiętam, w jakim stresie żyłam, gdy dostawałam tajemnicze listy. Zresztą nie minęło specjalnie dużo czasu od tego. Mieliśmy początek kwietnia. Ostatni list dostałam na początku marca. Jednak od tamtej pory było cicho. Tak jakby ten pojeb o mnie zapomniał.
I niesamowicie bym się cieszyła jakby była to prawda. Zwłaszcza teraz, gdy policja zamknęła sprawę. Błaganie ich, by tego nie robili, nic nie dało. Ich jedynym wytłumaczeniem było to, że nie mają dowodów. Nieważne, że mieli ich w cholerę dużo. Ale każdy wie, że kłócenie się z organami prawa nic nie da. Nawet jakbym poszła do jebanego prezydenta.

Po dojechaniu pod mały sklepik, który był prowadzony przez starszą kobietę, wysiadłam z auta, ruszając w stronę budynku.
Nie do końca wiem, co znajduję się w tym sklepie, ani czy w ogóle będę wstanie do niego wejść, ale przyjechałam z nadzieją, że kupię tu coś, co będzie idealnym prezentem dla Nevesa.
Zresztą nawet nie miałam pomysłu co mu kupić. Liczyłam, że magicznym cudem pojawi mi się to przed twarzą.

Weszłam do sklepiku, witając się ze starszą kobietą. Ku mojemu zdziwieniu była to ta sama, którą spotkałam na cmentarzu miesiąc po śmierci mojej matki i Connora.
Uśmiechnęłam się szeroko, zaczynając się rozglądać po sklepie.
Na pierwszy rzut oka nie rzuciło mi się nic w oczy. Wszystko było zbyt oklepane, a ja nie chciałam mu dawać kolejnego sygnetu.

-W czym mogę pomóc?- Usłyszałam za plecami. Spojrzałam na kobietę, uśmiechając się.

-Właściwie, to szukam prezentu dla chłopaka. Nie chcę mu kupić oklepanego prezentu, a niczego nadzwyczajnego tutaj nie widzę.- Mruknęłam, w dalszym ciągu patrząc po kolei na półki. Traciłam powoli nadzieję, że coś znajdę.

-A chłopak co lubi?- Zapytała, ruszając w stronę zaplecza.

-Motocykle, zwłaszcza te wyścigowe, boks, camaro.-Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co jeszcze chłopak lubi.-Denerwować mnie.- Oj tak, to to kochał robić.

-Czyli motoryzacja i sporty walki.- Mruknęła, rozglądając się po szufladach. Stałam i patrzyłam na nią, czekając, aż może znajdzie coś dla mnie idealnego.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz