Nie wierzę ci

706 26 14
                                    

Pierwszy raz od czterech lat będę w domu obchodziła święta.
Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy jednak olać sprawę.
Od kiedy tata nie żyje, w moim domu nawet nie było choćby choinki.
Nie, że jakoś specjalnie mi to przeszkadzało, bo od zawsze niezbyt przepadałam za świętami, ale parę tradycji chciałam zachować. Zwłaszcza gdy byłam dzieckiem.
W tym roku jest zupełnie inaczej.
Choinka stoi już od dwudziestego drugiego grudnia, a dzisiaj od samego rana moja matka oraz mama Blaise'a siedzą w kuchni. Aż dziwnie było mi schodzić rano do kuchni, z wiedzą, że nie zastanę jej pustej, a wieczorem nie pójdę jak zwykle spać, tylko usiądę do stołu.

-Dzień dobry.- Mruknęłam w stronę dwóch kobiet, przecierając twarz dłonią i siadając na hokerze przy wyspie kuchennej.

-Hej, skarbie!- Podeszła do mnie mama Blaise'a i pocałowała mnie w policzek.-Zrobiłam ci śniadanie, ale jeszcze się piecze, więc poczekaj chwilę, okej?- Zapytała z uśmiechem, po czym wróciła do mojej matki, która nie zwracała nawet na mnie uwagi.

-Mamo- Zaczęłam, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Odwróciła głowę i na mnie spojrzała.- Podałabyś mi, proszę szklankę wody?- Poprosiłam ładnie. Nie odpowiedziała mi, a tylko podała butelkę wody. No to faktycznie niezła ta szklanka.
Gdy nikt nie patrzył, sięgnęłam po sól, która stała na blacie i wsypałam ją do butelki.
Napiłam się i z trudem się nie skrzywiłam. Ale czego nie robi się, by schudnąć i by nie mieć wyrzutów sumienia?

-Nelio, pójdziesz dzisiaj na kiermasz po ciastka? Blaise będzie wiedział które.- Zapytała Chloe, wyciągając z piekarnika rogaliki z ciasta francuskiego.

-Nie ma problemu.- Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na Elizabeth, próbując udawać, że jednak nie boli mnie w żaden sposób, że nawet w święta mnie olewa.

-Hej- Mruknął chłopak, który jak się okazało, stanął za mną. Pochylił się nad moim ramieniem, a ja mogłam poczuć jego żel pod prysznic. Próbowałam nie zadrżeć. Nawet nie wiem, dlaczego miałam ochotę to zrobić. Chłopak sięgnął po moją butelkę z wodą, po czym się z niej napił. Prawie od razu ją wypluł. Spojrzałam na niego, a jego wzrok już czekał, aż moje oczy na niego się nakierują. On wiedział. Wiedział, że to nie jest kolejny niby żart wobec Connora. On się kurwa domyślił, a ja jestem w dupie.

-Co się stało?- Zapytała moja matka, udając wielce zatroskaną.

-Nic, zakrztusiłem się, już wycieram.- Odpowiedział Blaise, a ja wypuściłam głośno powietrze. Chyba zbyt głośno, bo chłopak nawet nie próbował oderwać ode mnie wzroku. Cicho łudziłam się, że może jednak nie wie i że oleje sprawę, ale prawda była taka, że jeszcze dzisiaj będzie czekać mnie z nim rozmowa. Kolejna z tych trudniejszych dla naszej dwójki. I na pewno nie ostatnia.

~~~*~~~

Blaise

Gdy wróciłem do pokoju, coś w środku mnie pękło. Nie wiem co to dokładnie było.
Gdy po raz drugi napiłem się cholernie słonej wody, zrozumiałem, że to nie jest głupi żart.
Wiedziałem, co powoduje woda z solą, bo swojego czasu interesowałem się zaburzeniami odżywiania i sposobami na szybkie odchudzanie. Ja nigdy nie miałem z tym problemu, ale wiedziałem, że wiele osób miało takie problemy i chciałem wiedzieć, na czym polegały.
Od połowy wyjazdu miałem podejrzenia, że Nelia ma problemy zjedzeniem, a teraz tylko się w tym utwierdziłem. I wiem, że chce jej pomóc. Spróbować. Być przy niej. Bo mi zależy. W cholerę zależy, by czuła się dobrze we własnym ciele, by cieszyła się każdym dniem. By cieszyła się czasem spędzonym ze mną. By nie przypominała sobie przeszłości, która nie była dla niej łatwa. Chciałem dla niej jak najlepiej. Chciałem, by miała wszystko, co najlepsze. Bo na to zasługuje. A ja byłem idiotą, że wcześniej byłem wstanie ją wyzywać i jej nienawidzić. Nie cofnę nigdy tego, co mówiłem i robiłem. Mogę żałować, ale nic mi to nie da. Teraz muszę pokazać Nelii Moon, że może na mnie liczyć. Że może mi zaufać.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz