Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam, bo szczerze, to średnio pamiętałam cokolwiek z poprzedniego wieczoru, ale pobudki nie zapomnę chyba nigdy.
Wieczorem, gdy nasz samolot lądował na lotnisku na Zanzibarze, nasi naprawdę mądrzy przyjaciele postanowili obudzić mnie i Blaise'a we wspaniały sposób, jakim była próba wkręcenia nas, że samolot spada i że zaraz się rozbijemy.
Oczywiście, że się na to nie nabraliśmy, bo szczerze, to ledwo komunikowaliśmy, gdy nas budzili krzykami.
Leżałam wtedy wtulona w bok bruneta, gdy ten trzymał jedną dłoń na moich plecach, a drugą na swoim brzuchu. Ja naprawdę nic nie ogarniałam. Jedyne co się dla mnie wtedy liczyło, to to, że jest mi w cholerę wygodnie.-Co się tu odpierdala?-Warknął brunet, przecierając dłonią twarz, choć tego mogłam się tylko domyślać, bo nic nie widziałam.
-Samolot spada! Rozbijemy się!- Krzyczeli, co lekko mnie irytowało. No bo kto lubi być budzony krzykami?!
-Tak? To świetnie, obudźcie mnie w zaświatach.- Po raz kolejny warknął i obrócił się na bok, przysuwając mnie bliżej siebie za moją talię. Dopiero wtedy zrozumiałam, co się dzieje i w jakiej sytuacji się znajduje. Jak oparzona wyrwałam się z uścisku chłopaka i stanęłam na równe nogi. Oddychałam ciężko, tak jakbym dopiero obudziła się z prze potwornego koszmaru, a przecież to, co się wydarzyło parę godzin temu, wcale nim nie było.
-Świetnie, jak wstaliście, to się ogarniajcie, bo zaraz lądujemy i musimy usiąść na swoich miejscach.- Powiedziała zadowolona Rose, a z jej pijackiego głosu nic nie zostało. Przez cały lot, który najwidoczniej przespałam, musiała wytrzeźwieć.
-Jasne.-Przetarłam twarz, odwracając głowę w stronę bruneta, który w dalszym ciągu leżał na łóżku, lecz jego oczy były skierowane w moją stronę. Nie byłam, w stanie niczego z nich wyczytać, ale raczej nie wyrażały, że chłopak żałował tego, co się pomiędzy nami wydarzyło, jeśli w ogóle można tak nazwać te parę godzin we Włoszech, a później całą przespaną noc.
Odwróciłam się w stronę drzwi, po czym omijając każdą osobę, wyszłam z sypialni, idąc w stronę mojego fotela.
Teraz jedyne, na co czekam, to na zameldowanie się w hotelu i odpoczynku przez dwa tygodnie.~~~*~~~
-JAPIERDOLE WRESZCIE!- Krzyknęłam, gdy wysiadłam z taksówki przed hotelem.
Jest już praktycznie noc, a korki były niesamowite.-Nie drzyj się, bo siarę robisz!- Odezwał się Neves, gdy stanął za mną. Pokazałam mu środkowy palec, a następnie podeszłam do bagażnika, z którego kierowca wyciągał nasze bagaże. Wzięłam moje dwie walizki i ruszyłam w stronę wejścia, przy którym stała już Rose razem z Theodorem i Olivierem.
-Kto wszystko ogarnia przy recepcji?-Zapytała Rose, a ja razem z Theodorem i Olivierem spojrzeliśmy w jej kierunku ze znaczącym spojrzeniem.- Okej, nie było pytania.- Westchnęła, po czym ruszyła do blondynki, która siedziała przy recepcji.
-No kwiatuszku, jakie nastawienie na te wakacje?- Zapytał blondyn, po czym owinął mnie ramieniem. Spojrzałam w jego stronę z uśmiechem na twarzy, bo, pomimo że byłam już dosyć zmęczona, to nie mogłam się doczekać kolejnych dni, w których odpocznę, spędzę wspaniały czas i będę mogła zapomnieć o Austin i domu, który się w nim znajduje.
-Jest wspaniale.- Oparłam się o jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy. Było naprawdę dobrze i wierzyłam, że się to nie zmieni.
Zmieniło i to szybciej niż się spodziewałam.
-Dobra, mamy trzy pokoje po dwie osoby.- Zaczęła Rose, gdy wróciła po nas na zewnątrz. Otworzyłam oczy, spoglądając na nią znacząco, bo przecież oczywistym faktem było to, że to ja będę z nią w pokoju. Ta tylko posłała mi przepraszający uśmiech i złapała Theodora za ramię, dając mi do zrozumienia, że to z nim będzie w pokoju.
CZYTASZ
Raspberry Moon
RomanceOd nienawiści do miłości. Znajome, prawda? Ale czy pomiędzy Nelią a Blaisem tak będzie? Bo czy te jedne wakacje, które zmienią diametralnie ich relacje, naprawdę doprowadzą do miłości? A może w przyszłości wyda się coś, co zmieni życie dziewczyny...