Wyścig

700 29 6
                                    

Blaise

Przez cały tydzień zastanawiałem się, czy zostawianie mojej siostry z Moon jest na pewno dobrym pomysłem i jedyny wniosek, do którego doszedłem, brzmiał, że nie mam wyboru.
Mój ojciec jak zwykle zapewne pojedzie do swojego kolegi i spędzi tam noc na chlaniu, a moja mama będzie do późna siedzieć w pracy, by nas utrzymać, przez co nikt nie będzie mógł zostać z Ester. Ja też odpadam. Musiałem pomóc mamie, dlatego od paru lat biorę udział w nielegalnych wyścigach, z których zarabiam dosyć dużą sumę pieniędzy. Zrobiłbym wszystko, by kobieta, która mnie urodziła i moja siostra, miały wszystko, co najlepsze, a ten chuj, co zwie się moim ojcem, mógłby nie istnieć. Mniej by było problemów.

Wstałem dzisiaj rano, by zawieść Ester do przedszkola, z którego miała ją dzisiaj odebrać Nelia. Dziewczynka, gdy usłyszała, że to ona ją odbiera, nie mogła się doczekać, aż dzień w przedszkolu dobiegnie końca.
Uśmiechnąłem się, bo widok jej szczęśliwej, sprawiał, że i ja byłem szczęśliwy.
Pożegnałem się z tekstem, by była grzeczna i wróciłem do samochodu, kierując się do szkoły, w której miałem spotkać Moon.
Musiałem dać jej klucze, bo w końcu jakoś musiała wejść do mojego domu, a bez klucza raczej by się to jej nie udało. Choć kto wie, ta dziewczyna jest nieobliczalna.

Po dwudziestu minutach wysiadłem z auta, rozglądając się po parkingu, by jak najszybciej znaleźć szatynkę. Nie chciałem wchodzić do szkoły, bo zbyt dużo osób zainteresowałoby się, dlaczego nie ma mnie na lekcji, a nie mogli znać prawdy. Nikt oprócz mnie jej nie zna i nikt nigdy jej nie pozna.

A przynajmniej taką miałem nadzieję.
A jak każdy wie, nadzieja matką głupich.


Po pięciu minutach dostrzegłem parkujące, złote audi, które mogła mieć tylko jedna osoba.
Ruszyłem w tamtą stronę, nie mogąc powstrzymać się od wrednego komentarza.

-Ale gustu to ty nie masz- Stwierdziłem jeszcze raz, oglądając auto. Co jak co, ale by wybrać złoty kolor? Gdzie trzeba mieć oczy, by się komuś to podobało.

-Tak, też miło cię widzieć, czego chcesz?- Przewróciła oczami, jak zwykle mając mnie w dupie.

-Nie wiem, czy pamiętasz, bo twoja pamięć raczej nie jest zbyt dobra, ale dzisiaj opiekujesz się moją siostrą. Przyniosłem klucze do domu.- Wyciągnąłem w jej stronę rękę, w której trzymałem klucze, na co dziewczyna lekko się skuliła. Zmarszczyłem brwi, nie do końca wiedząc co mam o tym sądzić. Nigdy tak nie reagowała.
Po chwili wyprostowała się, uświadamiając sobie, że na nią patrzę z niezrozumieniem. Zabrała klucze i na odchodne dodała, że nie muszę się spieszyć, bo ona doskonale się Ester zajmie.
Chciałem w to wierzyć i w tym momencie próbowałem sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze.

Bo dlaczego miałoby nie być?

~~~*~~~

O godzinie siedemnastej wyjeżdżałem od mojego zaufanego mechanika, moim nowym motocyklem, po przeglądzie, czy na pewno jest zdatny do wyścigu.

Yamaha R1M

Nie zawiodłem się na nim ani razu, bo choć może nie zawsze wygrywałem, tak zawsze dawało mi, chociażby podium.
Jego czarny kolor idealnie pasował do mojego równie czarnego kombinezonu.
Nie bawię się w szalone kolory, bo nie wyobrażam sobie jeździć różowym ścigaczem.
Po dojechaniu na miejsce wyścigu przywitałem się z kilkoma osobami, które jak zwykle mi kibicowały.
Taylor, czyli mój znajomy, który zajmuje się planem na wyścig, podzielił się ze mną informacjami, na jakim zakręcie jak najlepiej skręcić. Zazwyczaj jego rady zawsze działały, więc zawsze go słuchałem.
Dyskutowaliśmy jeszcze przez chwile, dopóki nie zadzwonił mój telefon.
Bez zastanowienia go odebrałem, nie sprawdzając, kto dzwoni.

-Słuchaj gówniarzu, nie wracam dzisiaj, więc powiedz to matce.- Powiedział szorstko mój ojciec, a ja poczułem, jak rośnie mi ciśnienie.

-Gdzie będziesz?- Zapytałem z zaciśniętymi zębami, bo wolałem przygotować się na każdą jego odpowiedź.

-Nie twój zasrany interes. Odbierz tego smarkacza z przedszkola i zajmijcie się sobą.- Wstrzymałem na chwile oddech, próbując nie wybuchnąć. Śmieć niszczył mi rodzinę, a do tego jeszcze wyzywał własną córkę. Już chuj z tym że mnie też, jestem przyzwyczajony, ale ona nie musiała tego słuchać.

-Nie musisz wracać, nikt cię nie chce.- Wycedziłem, a ten się po prostu rozłączył.

Chcąc wyłączyć telefon, zobaczyłem, że po raz kolejny zadzwonił i tak samo, jak przedtem go odebrałem, nie patrząc na numer. Gdy już chciałem się drzeć, żeby ojciec do mnie nie wydzwaniał, bo mam w dupie, gdzie się szlaja, usłyszałem w słuchawce damski głos.

-Hej, przepraszam, że Ci przeszkadzam, ale Ester chce zjeść ciastko z orzechami, a mam wrażenie, że kiedyś mówiłeś, że jest uczulona. I no mam właśnie pytanie, czy może.- Zapytała spokojnie, a jej ton głosu totalnie nie przypominał tego, którego używała w stosunku do mnie.- Halo? Jesteś tam?- Zapytała po raz kolejny, gdy jej nie odpowiedziałem.

-Tak, tak, jestem. Nie, Ester nie może zjeść tego ciastka. Jest uczulona i doskonale o tym wie. Tak samo nie może jeść truskawek, więc ich też jej nie dawaj.- powiedziałem szybko, gdy z głośników dobiegł głos, by uczestnicy wyścigu zajęli miejsca na starcie. Modliłem się, by Nelia tego nie usłyszała, bo byłoby po mnie.

-Okej, to jej nie dam. Miłego czegoś, co tam robisz, paaaa!- Krzyknęła i od razu się rozłączyła. Wyłączyłem telefon, chowając go do plecaka, który szybko schowałem do mojej stałej szafki.
Ruszyłem na linie startu, po drodze zabierając Hugo.
Czy nazwałem swój motocykl? Być może. Czy jest mi z tego powodu głupio? Może trochę, ale i tak nadal go tak nazywam.

-Tor składa się z sześciu skrętów, które będą stawiały wam główną przeszkodę! Do wygrania jest ponad dwadzieścia tysięcy dolarów! Jest o co walczyć!
Powodzenia!- Mężczyzna skończył mówić, a ja w pełnym skupieniu patrzyłem, jak na zegarze coraz bardziej maleje czas.

Pięć...

Cztery...

Trzy...

Dwa...

Jeden...


Ruszyłem. Na początku dałem się wyprzedzić kilku osobom, bo jednak nie zawsze najlepiej być od samego początku na samym przodzie.
Mijałem zakręty, zwalniając i przyśpieszając na przemian. Ludzie powoli wypadali z toru, przez co po chwili znalazłem się na drugim miejscu.
Walczyłem teraz o pierwsze z moim najmocniejszym rywalem. Victorem. Typ był w tym wykurwisty i nie raz już pokazał, co potrafi robić.
Jechaliśmy równo, co jakiś czas wyprzedzając się lekko.
Został nam ostatni zakręt, najniebezpieczniejszy.
Postanowiłem zdrowy rozsądek zastąpić ryzykiem. Będzie, co będzie.
Przyspieszyłem trochę, co nie było mądrym posunięciem, jednak niezbyt się tym przejmowałem.
Ostro wykręciłem, wyprzedzając Victora. Miałem dobrą przewagę.
Teraz tylko linia prosta i wygrywam.
Pewny siebie i zadowolony, że jestem już tak blisko wygranej, nie zauważyłem, jak chłopak obok mnie- który zdążył mnie dogonić-zbliża się do mojego boku i chce popchnąć.
Zagranie nie czyste, ale czego się mogłem spodziewać?
Skręciłem lekko, by chłopak nie dał rady tego zrobić.
Stracił na chwilę panowanie nad pojazdem, co wykorzystałem i bez problemu przekroczyłem linie mety.

-Zabini wygrał wyścig!- Krzyknął komentator, a większość tłumu zaczęła krzyczeć moją ksywę.
Musiałem jakąś wymyślić, a skoro uwielbiałem Blaise'a z Harrego Pottera, a mam tak samo na imię, jak on, to nazwałem się jego nazwiskiem.
Nie jakoś kreatywne, ale zawsze coś.

Ściągnąłem kask, zostawiając nadal założoną kominiarkę. Ludzie nie mogli poznać mojej tożsamości, bo plotki szybko roznosiły się po tym mieście, a zwłaszcza w mojej szkole.
Ruszyłem w stronę mojej szafki, by wyciągnąć z niej plecak, po czym wrócić do domu, do Ester.
Kiedy już chciałem zamykać szafkę, przede mną pojawił się Victor. Ten sam, z którym wygrałem.
Popchnął mnie, na co zaśmiałem się sztucznie. Ktoś tutaj nie potrafi przegrywać.

-Czego chcesz? Nie widzisz, że jestem zajęty?- Zapytałem, bo niezbyt widziało mi się z nim prawic jakiś długich rozmów.

-Co to było? Jakim cudem wygrałeś? Oszukiwałeś!- Warknął, a ja wybuchłem śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
Typ miał ponad dwadzieścia lat, a zachowywał się, jakby miał co najwyżej pięć i przegrał w chowanego.

-Pogódź się, że po prostu przegrałeś i już. Sorry, nie mam czasu na twoje wymysły.- Zamknąłem szafkę i ruszyłem w stronę Hugo. Nagle poczułem, jak łapie za moje ramię i odwraca mnie w swoją stronę.
Zmarszczyłem brwi, gdy pięść chłopaka powędrowała w stronę moich ust.
Nie zastanawiając się długo i również go uderzyłem, lecz ja trafiłem w nos.
Chłopak na chwilę odsunął się, sprawdzając swój stan, po czym znowu rzucił się na mnie z łapami.
Z tej przepychanki wywiązała się ostra bójka, która skończyła się na napluciu Victorowi w twarz, gdy wstawałem z jego ciała.

-Pogódź się, że nie zawsze będziesz wygrywał.- Powiedziałem na odchodne, idąc w stronę mojego ścigacza.

~~~*~~~

Wróciłem do domu grubo po dwudziestej. Po bójce z Victorem musiałem chwile ochłonąć, by nie wrócić do domu wkurwionym.
Wszedłem do salonu, w którym ku mojemu zdziwieniu nie było nikogo.
Tak samo, jak w kuchni czy jadalni.
Ruszyłem w stronę pokoju Ester, z nadzieją, że to tam znajdują się dziewczyny.
Zapukałem, lecz nikt nie odpowiadał.
Otworzyłem delikatnie drzwi, by sprawdzić, czy ktoś tam jest.
Zobaczyłem dwie dziewczyny, leżące na łóżku mojej siostry.
Uśmiechnąłem się na ten widok, bo najwidoczniej Moon musiała usnąć razem z Ester w łóżku tej młodszej.
Stałem tam jeszcze przez chwilę, obserwując, jak młodsza z nich uśmiecha się przez sen, natomiast starsza marszczy brwi i układa usta w grymas.
Po chwili, gdy chciałem już wychodzić, szatynka otworzyła oczy i mnie ujrzała.
Wstała, przecierając oczy, zapominając, że jest pomalowana. Przeklnęła cicho pod nosem i po raz kolejny na mnie spojrzała. Przyjrzała się mojej twarzy i już w tym momencie wiedziałem, że mam przejebane.

Nelia

Usypiając Ester po dość długim i wyczerpującym dniu, sama zasnęłam.
Obudziło mnie ciche szuranie. Otworzyłam oczy, spoglądając w miejsce, z którego dobiegł hałas.
W drzwiach stał Neves, w dziwnym ubraniu. Przetarłam oczy, klnąc pod nosem, gdy uświadomiłam sobie, że przecież jestem pomalowana.
Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka.
Przejechałam wzrokiem od jego nóg, aż po samą twarz i to na niej się zatrzymałam. Zmarszczyłam brwi, widząc, że chłopak nie wygląda tak jak jeszcze paręnaście godzin temu.
Wstałam po cichu, by nie zbudzić dziewczynki i podeszłam do chłopaka.

-Co masz na twarzy?- zapytałam, próbując przyjrzeć się jeszcze bardziej, jednak przez ciemność, jaka panowała w tym pokoju, było to strasznie trudne.

-Nic takiego. Dzięki, że zajęłaś się Ester, to wiele dla mnie znaczy. Możesz już iść.- Powiedział szybko, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Wypchnęłam chłopaka z pokoju, po czym zamknęłam drzwi.

-Co masz na twarzy?- Ponowiłam pytanie, na co chłopak odwrócił ode mnie wzrok i przy okazji twarz.
Pociągnęłam go za rękę, prowadząc go do jego pokoju.
Weszłam do sypialni i po ciemku znalazłam włącznik światła.
Chłopak wszedł za mną, zatrzymując się przy łóżku.
Spojrzałam na niego i od razu rzuciło mi się w oczy jego podbite oko i rozwalona warga.

-Nie patrz tak na mnie.-Powiedział obojętnie i przewrócił oczami.

-Jak?- Zapytałam nie do końca rozumiejąc, o czym mówi.

-Jakbyś chciała mi pomóc.- Odwrócił się ode mnie i podszedł do okna. Otworzył je, a z komody wyciągnął paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i go odpalił.

-Co się stało?- Zapytałam, udając, że wcale się nie martwię. Mogłam go nie lubić, ba mogłam go wręcz nie znosić, ale przemoc fizyczna to jest coś, czego nie tolerowałam, a chłopak ewidentnie został pobity.

-Nic, nie interesuj się.- Warknął, nie skupiając się na niczym innym niż na wpatrywaniu się w dal.

-Możesz przestać taki być? Możesz choć raz współpracować?- Zapytałam coraz bardziej wściekła. Chciałam mu do cholery pomóc, a ten egoista nawet nie chce mi nic powiedzieć.

-Nie bój się, ja mu dałem większy łomot.- Powiedział od niechcenia, po czym wyrzucił resztkę papierosa przez okno i je zamknął.

Wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Wzięłam z niej środki odkażające oraz plastry. Wróciłam do pokoju, w którym zastałam Blaise'a rozbierającego się z kombinezonu.
Kolejna rzecz, o którą muszę go zapytać.

-Co się tak patrzysz?- Zapytał, gdy mnie zauważył. Faktycznie stałam w drzwiach i się w niego wpatrywałam.
Chłopak założył spodnie dresowe, nie kwapiąc się, by założyć jakąkolwiek bluzkę. Usiadł na łóżku, odkładając telefon na poduszkę.
Podeszłam do niego, kładąc rzeczy obok. Wzięłam do ręki buteleczkę z wodą utlenioną i zbliżyłam ją do ust chłopaka, jednak gdy chciałam już odkażać jego rozciętą wargę, chłopak złapał mnie za nadgarstek, na co lekko się spięłam.

-Co robisz?- Zapytał, marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyłam w jego oczach niepewność.

-Nie bój się, usta ci nie odpadną, a teraz mnie puść.- Ostatni fragment zdania powiedziałam już trochę ostrzej, co na szczęście chłopak wyłapał i natychmiastowo mnie puścił.

-Poradzę sobie sam, idź sobie.- Westchnął, udając, że jest zmęczony. A może naprawdę był? W końcu nie wiem, co dzisiaj robił.

-Gdzie byłeś?- Zapytałam, przy okazji zaczynają oczyszczać wargę chłopaka. Skrzywił się na początku, zapewne odczuwając lekkie szczypanie.

-Musiałem coś załatwić.- Wzruszył ramionami, wpatrując się cały czas w moje ręce.

-I co to takiego było, że dostałeś wpierdol?- Podniosłam brew, uśmiechając się delikatnie, co chłopak zauważył, więc postanowił mnie lekko popchnąć, przez co straciłam równowagę i na niego upadłam.
Złapał mnie za biodra, by mi jakkolwiek pomóc, na co lekko syknęłam.

-Co jest?- Zmarszczył brwi, przyglądając się mojej twarzy, na której próbowałam zamazać ból.

-Nic takiego.- Próbowałam wstać, jednak chłopak mi na to nie pozwolił. Usadził mnie na swoich kolanach, przez co siedziałam na nim okrakiem.
Zabrał ręce z moich bioder, układając je na moich udach.

-Co ci jest?- Ponowił próbę dowiedzenia się czegokolwiek. Co ja mam mu powiedzieć? Że moja matka, gdy dowiedziała się o szmacie z biologi, postanowiła zdzielić mnie pasem? Bo ona nie może patrzeć, jak rujnuje jej reputację? To, że ona ma pierdoloną obsesje na punkcie tego przedmiotu, nie znaczy, że ja również.

-Nic. Uderzyłam się któregoś dnia i mam siniaka, nieważne.- Złapałam chłopaka za ramiona, próbując wstać, jednak jego ręce nadal spoczywały na moich udach i mnie trzymały.

-Pokaż.- Spojrzałam w jego oczy, próbując odczytać, czy to, co teraz powiedział, nie jest tylko i wyłącznie żartem, jednak on był poważny. Aż zbyt poważny.

-Nie. Nie pokaże, żartujesz sobie ze mnie, prawda?- Zapytałam z nadzieją, bo przecież to nie możliwe, że chłopak się o mnie martwił.

-Dlaczego nie? Skoro to siniak, to mi go pokaż.- Powiedział pewnym tonem, na co ściągnęłam usta w wąską linię.

-Nie pokaże i weź mnie wreszcie puść.- Odpowiedziałam po chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że nadal na nim siedzę.
Byłam za ciężka, zapewne chłopak już z milion razy zwyzywał mnie od słoni w swojej głowie.
Wyszarpałam się z jego uścisku, przy okazji oddalając się od tego dziwnego uczucia, które mnie dopadło, gdy upadłam na Blaise'a.

-Zagrajmy w grę. Pytanie za pytanie, dobra?- Zaproponował chłopak. Nie chciałam się godzić, bo wiedziałam jakie pytanie zada, a nie chciałam odpowiadać.

-Nie wydaje mi się, by był to dobry pomysł. Boję się twoich pytań.- Westchnęłam, rozluźniając się trochę, gdy uświadomiłam sobie, że jestem cała spięta. Przykleiłam do brwi chłopaka plaster, z której również trochę krwawiło.

-No weź, nie bądź taka.- Ukuł mnie palcem w żebra, na co odsunęłam się od niego jeszcze bardziej.

-Nie chce, poza tym powinnam już wracać. Ester zjadła obiad, więc się nie bój. Myślę, że McDonald jej zasmakował. Rano jak się obudzi, zapewne pochwali ci się tym, co robiłyśmy, więc nie będę opowiadać. To do jutra.- Ruszyłam w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na głośne westchnięcie chłopaka.
Włożyłam buty i kurtkę i w momencie, w którym chciałam wyjść na dwór, chłopak przytrzymał mnie delikatnie za ramię i zbliżył swoją twarz do mojego ucha. Odgarnął moje włosy, przesuwając palcami po karku, na co przeszedł mnie lekki dreszcz.

-Dziękuję, że się nią zajęłaś, miłej nocy.- Wyszeptał i od razu się odsunął. Nie spojrzałam na niego. Wyszłam przed dom i wsiadłam do samochodu, zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło.

Raspberry MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz