I.

2.3K 176 54
                                    

Witajcie w nowym FF! Pozwotawcie coś po sobie, to wiele dla nas znaczy 💚



Dwa wilki biegły ile sił w łapach przed siebie. Wiosna w końcu przyszła na świat, co pozwalało im na prawdziwe szaleństwa w promieniach słońca. To była ich ulubiona pora roku, kiedy nie było jeszcze zbyt gorąco, ale w lesie robiło się wyraźnie zielono.

Wilk z karmelową sierścią był wyraźnie większy, co nie było dziwne zważając na fakt, że jest alfa. Niebieskie oczy były tak intensywne, że można byłoby przypuszczać że patrzą prosto w dusze rozmówcy.

Koło niego znajdował się mniejszy wilk, jego ciemniejsza sierść kręciła się na końcach, był dumnym przedstawicielem omeg. Zielone oczy nieraz hipnotyzowały, dopełniając urok całego mężczyzny. Przecież omegi były znane ze swoich uroków, które działały na alfy.

Ich przyjaźń była jedną z tych prawdziwych, mogli na sobie polegać, nie ważne co się działo. Znali się od małego szczeniaka, ich mamy były również przyjaciółkami, a różnica wieku między nimi była nieznaczna. Tym bardziej teraz, kiedy nie byli już dziećmi, jednak dalej nie czuli się w pełni dorośli. To był ten czas w którym uczyli się i mieli prawo do popełniania błędów.

Harry w pewnym momencie zadowolony przyrównał się tempem do Louisa i sprawnie wskoczył na jego plecy, przewracając ich dwójkę z impetem. To była typowa ich zagrywka, mimo upływu lat, nie zmienili tego. Obkręcili się parę razy i oczywiście to alfa wylądował na plecach z młodszym zadowolonym ze swojego postępku.

Normalnie powinien być zły za coś takiego, jednak nie potrafił być zły na Harry'ego. Omega zaszczekała krótko, z wywalonym jęzorem, dopiero po dłuższej chwili schodząc z Louisa i kładąc się obok niego.

Dał tym znać starszemu, że to czas na odpoczynek. Obaj potrzebowali chwili, ponieważ przebiegli już dobry kawał lasu, byli blisko granicy watahy, co oznaczało że i tak powinni zawrócić. Nie wolno im było przekraczać terenu, który był patrolowany, tylko tutaj mogli czuć się naprawdę bezpiecznie. Wiele słyszeli historii, jak wrogie watahy po prostu kradły szczeniaki i je albo zabijały, albo oddawały innym rodzinom ze swojej watahy. Może i od lat zdarzało się to bardzo sporadycznie, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Louis z resztą czuł się odpowiedzialny za Harry'ego i nie mógł specjalnie wystawiać go na niebezpieczeństwo. Anne zagryzłaby go za niedopilnowanie bruneta. Łeb omegi w pewnym momencie znalazł sobie wygodnie miejsce na karku alfy. Ten mu na wszystko pozwalał, chyba byli po prostu za mocno do siebie przywiązani. Nie było między nimi większych barier, oczywiście rozstania na czas gorączki czy rui były konieczne, jednak tęsknili za sobą okropnie w tym czasie. Nie dało się tego nie zauważyć, po ich zachowaniach.

Po może trzydziestu minutach zebrali się na powrót i tak ich nie było już długo. A i Harry i Louis mieli bardzo martwiące się matki. Do tego okropnie chciało im się pić, a nie biegli dziś w okolicy jeziora ani rzeki. Czego w tym momencie okropnie żałowali.

- Na pewno nie chcesz wejść? - Harry objął się mocniej kocem, zakrywając swoje nagie ciało, a czerwień wstąpiła na jego policzki. Był ogromnie nieśmiały, nawet czasami przy Tomlinsonie.

- Muszę dać znać mamie, że jestem i sprawdzić czy nie potrzebuje pomocy, ale wieczorem mógłbym? - zaoferował szatyn, ponieważ nie wyobrażał sobie żeby to było ostatnie ich spotkanie tego dnia.

- Jasne Lou - przyciągnął szatyna do uścisku - Uch, uch. Coś masz przyczepionego do koca - odsunął się i prawda, do kocu mężczyzny była przyczepiona karteczka.

- Co to? - zmarszczył czoło sięgając po rzecz i prędko spojrzał na nią, nie mógł nie uśmiechnąć się na treść, która tam widniała - Brzmi jak wielbiciel lub wielbicielka. Pisze, że mam cudowne oczy.

- Loueh ma wielbiciela? - zaśmiał się bardzo cicho, bawiąc się palcami za plecami - Ale nie myli się co twoich oczu, wiesz?

- Szkoda tylko, że nie mam pojęcia kto to - złożył karteczkę na pół, mając zamiar ją sobie zostawić - Widzimy się niedługo, tak?

- Jasne, będzie mi smutno jak nie przyjdziesz - odpowiedział i zaczął się kierować w stronę swojego domu - Pozdrów mamę!

🐾🐾🐾🐾🐾

- Będę wychodził - Louis wszedł do kuchni, gdzie królowała jego mama i podebrał jedno z ciastek, które zdążyły ledwo ostygnąć.

- Do Harry'ego - Jay nawet się nie kłóciła z tym, że ten zabrał łakoć - Widać, że jest coś między wami... Więcej, synku.

- Mamo, przyjaźnimy się. Wiesz o tym doskonale. Tak jak ty i ciocia Anne - przewrócił oczami, wgryzając się w słodycz - Przecież zawsze spędzamy z Harrym tyle czasu.

- Właśnie kochanie, zawsze tylko Harry i Harry, nie patrzysz na inne omegi wokół siebie - ułożyła dłonie na biodrach - Po prostu pomyśl. Mądrze pomyśl, w przyszłości przejmiesz stado kochanie.

- Po prostu nie spotkałem nikogo godnego uwagi na razie mamo. Jestem młody, tak? - spojrzał na kobietę - Mam jeszcze czas na zakochanie się.

- Matka wie swoje, mam tylko nadzieję, że w razie czego nie zranisz uczuć H - wzięła opakowanie, do którego schowała kilka słodyczy - Zabierz dla niego.

- Czemu miałbym go zranić mamo? Jest moim przyjacielem i nie wyobrażam sobie, żeby miało to się zmienić kiedykolwiek - sięgnął po papierową torbę.

- Czasem ciężko łapiesz informacje synku - pokręciła na niego głową i pozwoliła Louisowi pójść.

Szatyn sprawnie przeszedł z domu do domu, nie bawił się w pukanie. Wszedł do środka i tylko zajrzał do salonu witając się z Anne oraz Desmondem, którzy uśmiechnęli się na jego widok. Następnie skierował się do schodów, gdzie na końcu korytarza znajdowała się sypialnia Harry'ego.

Omega jak się okazało, spała rozwalona na łóżku, koc otaczał jej drobne ciało. Cichy oddech sprawił, że serce Louisa mocniej zabiło. Harry wyglądał tak delikatnie i krucho.

Odłożył ciastka na szafkę, po czym ostrożnie ułożył się obok przyjaciela, nie chcąc go budzić. Mieli męczące popołudnie, więc to nie było nic dziwnego.

Harry często miewał drzemki, kiedy mieli danego dnia większą aktywność.

Brunet instynktownie wtulił się w ciało Tomlinsona, nos chowając w jego karku. To było bardzo nowe, cholernie nowe. Zapach omegi przeszedł lekko na niego, co kompletnie mu nie przeszkadzało. Czuł się dobrze w taki sposób i sam zaczął mieć ciężkie powieki, chociaż nie było to u niego zwyczajne.

- Loueh, Loueh wstawaj. Kiedy przyszedłeś? - do jego uszu doszedł głos Harry'ego - No dalej, wstawaj.

- Hej, nie wiem. Spałeś - ziewnął - Położyłem się koło ciebie i jakoś sam zasnąłem. Nie wiem co się stało.

- Chyba byłeś też zmęczony - jadł powoli słodycz, którą Louis przyniósł ze sobą - Kocham wypieki Jay.

- Są świeże, złapałem jedno wychodząc z domu - przetarł swoją twarz i usiadł, uśmiechając się ciepło do omegi.

- Uwierz mi, że czuję - spojrzał na swoje nogi - Masz jakieś podejrzenia co do swojego wielbiciela?

- Kompletnie nie, trochę o tym myślałem w domu i nie przychodzi mi na myśl nikt z watahy - pokręcił głową - Chociaż pewnie skoro pisze karteczki, to tym bardziej ma obawy odezwać się.

- A kogo byś wolał, kobietę czy mężczyznę? -Louis nie mówił nigdy o swoich preferencjach, więc złapał w siebie całą odwagę.

- Chyba chłopaka... - powiedział dość powolnie - Oczywiście jeśli los wskaże inaczej to w porządku, jednak nie mam przekonania do dziewczyn. Wolałbym męską omegę.

- Ciekawe... -uniósł wzrok, żeby tylko się uśmiechnąć lekko w stronę szatyna i wrócił do swojego jedzenia.

🐾🐾🐾🐾🐾

Kola💚💙💚

I jak się na razie podoba?

Mysterious notes /Larry/ by larrryxziall&ziallxziallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz