XIV

975 112 51
                                    

Harry miał jeszcze dwa tygodnie do porodu, co wydawało się jeszcze długim czasem i jednocześnie wiedział, że minie mu to zbyt szybko.

- Twój brzuszek jest taki zgrabny, jak stoisz przodem albo tyłem to nie widać, że jesteś w ciąży - stwierdził Zayn, kiedy mieli z Harrym czas dla siebie.

- To chyba jedna z rzeczy, która najlepiej mi wyszła - zaśmiał się czule, głaszcząc swoją wypukłość - Louis marudził, że zamiast odbierać mi adoratorów przez ciążę, to mi tylko przybywa - spojrzał za okno i uśmiechnął się na widok gór śniegu.

- To zabawne, że alfy mimo ciąży próbują do ciebie zagadać - Zayn był naprawdę pod wrażeniem - I wiedząc, że masz znak, obrączkę i pierścionek zaręczynowy - wymieniał rozbawiony.

- Nie zapominaj, że moim mężem jest przyszły przywódca - spojrzał rozbawiony na Zayna - A Louis jest ogromnym zazdrośnikiem. Zwłaszcza, odkąd jestem w ciąży z naszym szczeniakiem.

- Nie da się zapomnieć - ciemnooki chwycił za kubek gorącej herbaty - Ale to znaczy, że mu zależy, bo to nie jest chorobliwe. Przynajmniej z tego co mówiłeś.

- Masz rację, nie jest - poprawił się na miejscu, krzywiąc się lekko na bóle - Lepiej powiedz co z tobą i Liamem, już jesteście długo razem, żadnego kolejnego kroku?

- Na razie nie - pokręcił głową - Jest w zasadzie dobrze, chociaż chętnie bym już zamieszkał z nim.

- W takim razie zagadaj do niego Zee! - motywował omegę - Dobrze wiesz, ze Liam traktuje cię jak jajko i nie chce iść za szybko. Musisz sam wyciągnąć rękę.

- Nie spodziewałem się, że Liam taki jest! To urocze, ale mógłby czasem wziąć sprawy w swoje ręce mocniej - jęknął - Może masz rację, sam powinienem to zrobić.

- Najlepiej spakuj się i wejdź z walizkami do jego domu - zażartował, odkładając pusty kubek na bok.

- Chyba nie jestem aż tak odważny - zaśmiał się na słowa przyjaciela - Ale rozmowa to dobry pomysł, Liam jest naprawdę kochany, ale czasami mocno nieświadomy.

- To prawda, ale dopełniacie się, wiesz? - puścił w jego stronę oczko i wtedy to poczuł - Zayn, nie panikuj... Ale wody mi odeszły.

- Wody ci... - na początku nie zrozumiał, jednak dotarło do niego - Cholera, rodzisz! Ty nie masz terminu za dwa tygodnie... - wstał ze swojego miejsca.

- Mam, ale wilczkowi się spieszy - był zaskoczony, spodziewał się większego bólu, a na razie wszystko było do zniesienia.

- Kogo zawołać? A może pomóc ci gdzieś przejść? - podszedł bliżej przyjaciela - Nie miałem nigdy styczności z rodzącym.

- Nie wiem ile to potrwa Zaynie - przymknął powieki - Pomożesz mi się dostać do sypialni, a później pobiegnij po medyka i poproś kogoś, aby pobiegł po mojego męża. Ma dziś warte.

- Okej, w takim razie chodźmy - pomógł przyjacielowi wstać i odpowiednim tempem przeszli do sypialni Harry'ego, po czym Zayn ruszył do swoich kolejnych zadań.

Z medykiem poszło łatwo, tak samo z osobą, która miała jak najszybciej znaleźć Louisa. Wrócił do domu Tomlinsonów, w sypialni Harry już był odpowiednio przyszykowany do porodu, a medyk go sprawdzał.

- I jak? Już beta pobiegła szukać Louisa - poinformował Harry'ego.

- Jeszcze mamy trochę czasu, wody odeszły, ale skurcze nie są jeszcze na tyle częste, żeby zacząć akcje porodową - powiedział szybko medyk.

- Przyjdzie na świat szybko - brunet się sprzeczał - Czuję to, nie będzie to długie - wielkie zielone oczy wylądowały na Maliku.

- Miejmy nadzieję, że Louis dotrze na czas - usiadł na materacu tuż koło zielonookiego, chcąc go wesprzeć.

Mysterious notes /Larry/ by larrryxziall&ziallxziallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz