Wy nawet nie wiecie, ile ja tu zmian zrobiłam xD Wpierw miała być tu treść rozdziału, który będzie następny... Ale nowe pomysły tak bardzo nacierały mi na łeb, że nie mogłam wytrzymać... A co najlepsze, mam też bardzo dużo jeszcze nowszych, które pojawią się w rozdziale szesnastym. Krótko mówiąc, rozpoczęłam pisać czternastkę w trakcie pisania piętnastki. ^^"
Mój mózg mnie wykończy kiedyś.
=====
Sierpień, piętnaście dni do końca miesiąca. Rok 2015 (ku przypomnieniu).
Matt odpalił papierosa, patrząc przed siebie, dokładniej w kamienne ogrodzenie przyozdobione różnorakimi graffiti. Siedział na masce wraku samochodu, tuż za gmachem spalonego dwa miesiące temu budynku będącego w dawnych czasach izbą wytrzeźwień.
Zaciągnął się, niespiesznie wypuszczając dym z ust. W głowie miał pełno myśli...
Pierwsze zagadnienie: nowy wychowawca sektora sierocińca, w którym mieszkał.
Ktokolwiek nowy, zatrudniony do opieki nad tak starymi końmi, był nie lada nowością, zagadką. Zbyt młody, w końcu chłop był niewiele starszy od jego brata, co niedawno podsłuchał w trakcie rozmowy nowoprzybyłego z Patricią Evans. Czy raczej, po niedawnej zmianie, Stellą Robinson. Wicedyrektorką sierocińca, jak i szkoły.
Zobaczył jak się witają, wymieniają uprzejmości. Było to rzecz jasna drugiego dnia pobytu nowicjusza na teren obecnego Taylor's House. Stali obok ławki nieopodal Zielonego Pokoju, miejsca w którym był telewizor. To niegdyś w tym pokoju Monique, zwana obecnie Louise, czytała wyrośniętym już z tego mieszkańcom Sektora C, bajki na dobranoc.
– To pan musi być tym nowym narybkiem, jak mniemam – Rzekła kobieta, spoglądając na obcego spod swoich okularów, podając mu dłoń gotową do pocałowania – Jestem Stella. Stella Robinson.
– Percy Wright – Odrzekł – Miło mi. Ku rozczarowaniu kobiety, mężczyzna zamiast pocałunku, postanowił uścisnąć dłoń i nią potrząsnąć. Przysiedli.
– Pan wybaczy moją śmiałość – Zaczęła, z wielkim acz owocnym trudem kryjąc niezadowolenie – Ale nie jest pan za młody jak na wychowawcę przydzielonego do nastolatków? Ile ma pan lat, tak właściwie?
– Trzydzieści trzy, skończyłem w marcu – Powiedział z uśmiechem Wright – I tak, możliwe, że jestem troszkę za młody, ale myślę że dzięki temu zyskam sobie sympatię dzieciaków. W końcu jeszcze nie tak niedawno przeżywałem to samo co oni, na pewno się dogadamy.
– W to nie wątpię! – Przytaknęła Robinson, uśmiechnąwszy się kokieteryjnie – Oczywiście, mam nadzieję że nie będzie to zbyt poufałe! Widziałam, że niektóre dziewczynki już się za panem oglądają!
– Oj, tak, też to widziałem! Ale bez obaw, preferuję nieco starsze kobiety! – Oboje się zaśmiali, lecz sam Wright wydawał się to raczej wymuszać. W ogóle, jeśli chodzi o uśmiechy wydawał się nie być człowiekiem, który lubił okazywać radość. Szybko przywołał się do porządku, by zacząć zadawać pytania odnośnie pracy. Jak wyglądają warunki oczami innego pracownika, podpytywał o jej uczucia. Ogólnie nic by nie było w tym ciekawego i w zasadzie stojący nieopodal Matt już dawno wyszedłby ze swoim psem, gdyby nie jedna kwestia:
— A jak to wygląda z tymi wybranymi uczniami? Zastępcami pana L'a?
—Cóż... — Stella podrapała się po policzku — Prawdę mówiąc, pracuję tu długo, a do tej pory nie wiem, kim on lub oni są... Słyszałam że mogli opuścić i szkołę i sierociniec, choć może to tylko plotki...
Jeszcze oczywiście rozmawiali, ale dla chłopaka nie było już istotne o czym. Wyszedł jak burza, te dwa pytajniki w zupełności mu wystarczyły.
CZYTASZ
✝︎ Eter ✝︎
Fanfiction"Mail nie żyje. Zmarł pod koniec kwietnia, dwa tysiące ósmego roku (...)" Wychowywany w zaburzonej rodzinie, malutki Mail niczego bardziej nie pragnie od bycia kochanym. Na skutek tragicznych wydarzeń, trafia do sierocińca Wammy's House na obrzeżac...