Opublikowane 24.04.2022
Nastała środa. Według niektórych, świetny dzień, na równi z sobotą, na rozpoczęcie zmian w swoim życiu.
Dochodziła siódma rano, gdy Siergiej znosił ostatnie torby z rzeczami chłopca, by umieścić je w bagażniku limuzyny pana Wammy'ego.
– Widzę, że jest pan w wyśmienitym humorze – Skomentował Jerry. Jeden z policjantów, były kolega Charlesa, który mocno angażował się w sprawę rodziny Jeevas. Tym razem sam, bez swojego towarzysza. Stał przy siwowłosym staruszku, uważnie mu się przyglądając.
– Ponieważ wiedziałem, że rzeczy ułożą się po mojej myśli – Odrzekł mu Quillsh, czekając przy otwartych drzwiach swojego samochodu. Melnyk popatrzył na niego z niemałą zazdrością. Nie dość, że jegomość się nie garbił, pomimo podobnego wieku to jeszcze dorobił się niezłego majątku... Niewielu może pozwolić sobie na taki wóz!
– Nie ma pan szofera? – Jerry widocznie był tego samego zdania, gdyż jego pytanie miało nieco zgryźliwy ton.
– Nie potrzebuję go, umiem prowadzić – Odrzekł Wammy.
– Tak, ale w pana wieku...- Zaczął mundurowy, ale szybko urwał, spiorunowany wzrokiem przez białowłosego.
– Gdzie chłopiec i pies? – Zwrócił się do Siergieja, nie komentując już uwagi policjanta.
– Na podwórku w rodzinnym domu – Powiedział posępnie obcokrajowiec – Spędzają ostatnie chwile z ptakami.
– Proszę go zawołać – Rzekł delikatnie Quillsh – Już czas się zbierać.
Gospodarz ruszył niechętnie w stronę domu Jeevasów. Wytworny pan oraz policjant nie przestawali śledzić go wzrokiem.
– Czemu właściwie wybrał pan tak wczesną porę? – Zapytał Jerry.
– Jeśli to możliwe, chcę dotrzeć do Winchester jeszcze przed dziesiątą – Odparł Wammy – A właściwie... Najlepiej po. Wtedy dzieci będą już w szkole.
– Aah... No to mały będzie mieć spokój – Mruknął mundurowy.
W końcu ich oczom ukazał się Siergiej, za którym dreptał Mail... Z dziwnie wypchaną kurtką, zapiętą aż po samą szyję.
– Aż tak ci zimno? – Zagadnął go policjant.
– Chłopcze, zgodziłem się tylko na psa – Oznajmił Quillsh z dobrotliwym uśmieszkiem – nie mówiłem nic o kurach...
– Oj, musiał je zebrać gdy akurat nie patrzyłem – Mruknął Ukrainiec z zakłopotaniem, po czym zwrócił się do podopiecznego – Mail, wypuść je, bo się uduszą...
Chłopiec westchnął męczeńsko, po czym zsunął zamek błyskawiczny. Spod ubrania wyskoczyły dwa pisklęta, które zaraz złapał gospodarz.
– Pożegnajcie się i jedziemy – Polecił Wammy.
Obcokrajowiec, wciąż trzymając kurczaki, spojrzał na dziecko ze smutkiem. Był jedną z najważniejszych pamiątek po Alice, która uścisnęła go na do widzenia. Prawdopodobnie ostatni raz.
*.*
Ponieważ Mail nie spał dobrze tej nocy, rozmyślając nad tym co go czeka, niemal od razu usnął w samochodzie. Przez jakiś czas oczywiście rozmawiał jeszcze ze swoim nowym opiekunem, ale zmęczenie w końcu dało o sobie znać.
Zanim zamknął oczy, schował okulary do kieszeni kurtki. Wpatrywał się w widoki za oknem pojazdu. Nie padało, ale wciąż było bardzo pochmurno. Przed oczami stawały mu twarze, których najpewniej już nigdy nie ujrzy. Twarz Siergieja, babci, rodziców, rodzeństwa... Przy ostatniej czwórce osób zmarszczył brwi. Odruchowo pogłaskał leżącego mu na kolanach Cesara, który o dziwo, nie protestował przy wsiadaniu do limuzyny. Zapewne wiedział, że to nie do weterynarza ta podróż.
CZYTASZ
✝︎ Eter ✝︎
Fanfiction"Mail nie żyje. Zmarł pod koniec kwietnia, dwa tysiące ósmego roku (...)" Wychowywany w zaburzonej rodzinie, malutki Mail niczego bardziej nie pragnie od bycia kochanym. Na skutek tragicznych wydarzeń, trafia do sierocińca Wammy's House na obrzeżac...