Cztery dni. Tyle minęło od tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w domu rodziny Jeevas. Przez cały ten czas, posiadłość Siergieja Melnyka odwiedzało dwóch policjantów: Jerry Walker oraz Florian Bieler, zwany przez kolegów po fachu Tomem. Ich wizyty nie były bezcelowe. Mieli zamiar porozmawiać z najmłodszym członkiem wymienionej wcześniej rodziny. Wyciągnąć potrzebne informacje. Ten jednak odmawiał współpracy. Był w szoku i na wszelkie pytania albo nie reagował, albo wpadał w histeryczny płacz.
Opiekujący się chłopcem Ukrainiec dokładał wszelkich starań, by mały poczuł się jak najlepiej i doszedł do siebie. Odkąd przyjął dziecko pod swój dach, przygarnął również i jego psa, Cesara, w nadziei że biedactwo cokolwiek sensownego z siebie wydusi... Na próżno. Skończyło się tylko na tym, że doberman pilnował kanapy, na której siedział jego mały pan i nikomu nie pozwalał się do niej zbliżyć. Nawet samemu Siergiejowi, którego przecież czworonóg lubił...
Starszy mężczyzna zaczął się więc po tym czwartym dniu poważnie niepokoić. Nie był najmłodszy, miał swoje lata i swoje przeżył. Nie sądził, by podołał dłuższej opiece nad sterroryzowanym psychicznie ośmiolatkiem. Toteż gdy tylko upewnił się, że malec śpi, postanowił zadzwonić do jeszcze innych służb niż policja. Byli to pracownicy opieki społecznej. Potrzebował ich porady.
*.*.*
Ludzie zjawili się już dwa dni po zgłoszeniu, we wtorek. Siergiej spodziewał się, że prócz policjantów, ujrzy jeszcze maksymalnie dwie osoby i że najpewniej będą to kobiety. Tymczasem, kobieta była jedna, a do towarzystwa dołączyło jeszcze dwóch starszych mężczyzn. Jeden był gładko uczesany, z niemal białymi włosami, wąsem i prostokątnymi okularami. Drugi zaś, pomimo iż wyglądał na dużo młodszego od tego pierwszego, szarawe włosy miał bardziej przerzedzone, okrągłe, małe okulary i krzaczaste brwi. Panowie byli bardzo elegancko ubrani i wyraźnie oczekiwali pozwolenia na wejście, podczas gdy reszta gości już zdążyła się wprosić.
– Panowie też... Z opieki społecznej? – Zapytał niepewnie Ukrainiec, pomagając jednej z pań z opieki zdjąć płaszcz.
– Nie całkiem – Odrzekł ten pierwszy facet, pochyliwszy się lekko na powitanie- Sierociniec Wammy's House. Do usług!
– A-Ale...- Wydukał przestraszony gospodarz – Ale ja... Ja nie dzwoniłem do żadnego sierocińca!
– Wiemy! – Odparli zgodnie mężczyźni i nim obcokrajowiec zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, stali już w jego przedpokoju, rozglądając uważnie. Łysy gospodarz posłał desperackie spojrzenie pani z opieki.
– Też nie wiedziałam o ich wizycie – Szepnęła do niego – Ponoć wiedzieli o całej sprawie jeszcze przed nami...
Siergiej przeraził się nie na żarty. Może i miał mało siły do opieki nad dzieckiem, ale właśnie dlatego zadzwonił do odpowiednich służb. By go nakierowały, co ma robić i jak ma robić, by jego chwilowy podopieczny wrócił do siebie... I przy odrobinie szczęścia, gdyby nadeszła taka potrzeba, adoptowałby go! Nie chciał go nigdzie oddawać! Na pewno nie jakimś podejrzanym dziwakom!
– Malucha nie ma w salonie? – Z zamyślenia wyrwało go pytanie Jerry'ego. Policjanci zdążyli już dawno wejść do salonu, razem z resztą odwiedzających... Mężczyzna szybko tam popędził, jakby bał się że lada moment bez pytania zabiorą mu dzieciaka. Goście spojrzeli na niego w oczekiwaniu.
– Yy... No, nie ma go – Odparł oszołomiony – Widocznie... Nie.
Wszyscy popatrzyli na siebie z lekkim zażenowaniem. Pani z opieki zaczęła coś zapisywać.
CZYTASZ
✝︎ Eter ✝︎
Fanfic"Mail nie żyje. Zmarł pod koniec kwietnia, dwa tysiące ósmego roku (...)" Wychowywany w zaburzonej rodzinie, malutki Mail niczego bardziej nie pragnie od bycia kochanym. Na skutek tragicznych wydarzeń, trafia do sierocińca Wammy's House na obrzeżac...