007

34 5 2
                                    

Otworzyłem oczy. Głowa mnie strasznie bolała. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, którym byłem. Chciałem się ruszyć, lecz nie mogłem nawet wstać. Świat dosłownie zawirował mi przed oczami, kiedy próbowałem wstać, przez co znów wylądowałem na ziemi.

Po chwili usłyszałem przytłumione kroki, a następnie drzwi naprzeciwko mnie się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna, którego spotkałem na dworze.

- O, widzę, że już nie śpisz-powiedział mężczyzna, szczerząc zęby w złym uśmiechu.

- Kim ty jesteś?-zapytałem go.

- To nie powinno cię w ogóle obchodzić-odparł mężczyzna, po czym wyszedł.

Kiedy tamten wyszedł, po lewej stronie pomieszczenia coś nie poruszyło. Mimo słabego światła zobaczyłem, że siedzi tam młody mężczyzna, gdzieś w moim wieku.

- Hej, ty-odezwał się mnie chłopak.-Jak ci na imię?-zapytał.

- Nathan-odparłem.

- A ja Jack-odpowiedział mi chłopak.-Pewnie się zastanawiasz, co się tutaj dzieję i w ogóle. Jak chcesz, mogę ci opowiedzieć.

Przytaknąłem głową. Chciałem usłyszeć trochę o tym miejscu, do którego wylądowałem.

- No więc tak-zaczął opowiadać Jack.-Ten facet, który tutaj wcześniej przyszedł, to głowa rodziny, która tutaj mieszka, a ta rodzina to fanatycy. Uważają, że zarażeni to kolejne stadium ewolucji. Modlą się do nich i ich chrzczą. W dodatku każdego zbłąkanego ocalonego, który tutaj przyszedł, łapią i więzią, tak jak nas.

- Kiedy cię złapali?-spytałem Jack-a.

- Pół roku temu, szedłem z Pittsburgu-oznajmił Jack.-Byłem w obozie ocalonych w tym mieście, później ten obóz zaatakowali zarażeni, a ja musiałem uciekać. Jak przechodziłem przez las, zobaczyłem domek i ruszyłem w jego kierunku, mając nadzieję, że znajdę w nim pomoc. Och, jak bardzo się przeliczyłem...

Pechowiec... Zaraz, chwila, moment!

- Byłeś w Pittsburgu?-zapytałem Jack-a. Ten przytaknął.-A może widziałeś blond-włosom dziewczynę, z niebieskimi oczami i opaloną cerą?-spytałem.

Jack zamilkł, pewnie zastanawiając się nad moim pytaniem.

- Tak, widziałem ją, w obozie ocalonych-odpowiedział w końcu chłopak.-Nawet z nią gadałem. Nazywa się... Chwila, muszę sobie przypomnieć...-tu nastąpiła długa cisza.-Rea. Tak, Rea Walker, teraz sobie przypomniałem!

Czy jednak Rea żyje! Kamień spadł mi z serca. Już myślałem, że już nigdy nie zobaczę siostry, ale jednak, jeszcze była szansa.

- A orientujesz się, gdzie poszła, kiedy zarażeni napadli na obóz?-zapytałem chłopaka. Ten chciał już coś powiedzieć, lecz nie zdążył, gdyż nagle drzwi się otworzyły i w progu staną ten sam mężczyzna, co wcześniej.

- O, widać, że już się poznaliście!-powiedział radośnie mężczyzna.-Teraz żadnych rozmów, by wam języki utnę!-po tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Po chwili usłyszałem za drzwiami głosy, męskie głosy. Nie słyszałem dokładnie, o czym mówią, gdyż drzwi były za grube i na pewno ci nieznajomi byli daleko od pomieszczenia, w którym obecnie przebywałem. Gadali tak z chyba kilka minut, kiedy w końcu głosy umilkły. Po chwili usłyszałem kroki, a następnie odjeżdżające samochody.

- To pewnie Wybawcy-powiedział szeptem Jack. Powiedział to tak cicho, że ledwo go usłyszałem.

- Kto?-zapytałem.

Pandemic [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz