021

19 6 0
                                    

Kilka godzin później...

Okolice Las Vegas w stanie Nevada

***

- Kurde, całkiem nieźle strzeżone jest to miasto-powiedział Jack, podając mi lornetkę.-Jak niby chcemy się tam dostać?-zapytał mnie.

- Coś na pewno się wymyśli, Jack-odparłem.

Od kilku godzin siedzimy za wzgórzem i przyglądamy się fortyfikacji miasta. Las Vegas zostało otoczone murem, były tam nawet wieżyczki z reflektorami oraz strażnikami. Brama główna odpada, nie mogliśmy tak po prostu przez nią wejść do środka. I tak pewnie zostaniemy złapani przez Wybawców, więc tak droga odpada.

Zacząłem przez lornetkę rozglądać się za ewentualnym wejściem do środka, który mógł nas bezpośrednio wprowadzić do środka, bez narażania się na wykrycie przez strażników. Jednak pozostała jeszcze jednak sprawa: jak mieliśmy się dostać do tego wejścia, nie dając się zobaczyć strażnikom, którzy patrolowali mury miasta?

Widziałem, że każdego, ktoś zbliży się choćby na kilka metrów do głównej bramy, zostaje zastrzelony. I nie chodzi tutaj tylko o zarażonych. Mowa tutaj też o ludzi, nawet tych bezbronnych, którzy szukają schronienia przez tym, co czeka na bezdrożach.

Szukając tak tego wejścia, nagle zobaczyłem jakąś metalową klapę, która wytasrała w ziemię. Po chwili zrozumiałem, że musiała być to wejście do kanałów, którymi odprowadzane są ścieki. Niby brzmi ohydnie, ale dla nas była to szansa na dostanie się do miasta, bez alarmowania niepotrzebnie strażników.

- Chyba już wiem, jak tam wejdziemy...-powiedziałem po chwili do Jack-a.

- Tak? A niby jak?-zdziwił się chłopak.-Bo jak chcesz dać się zabić, próbując tam wejść przez główną bramę, to radzę ci się dwa razy nad tym zastanowić.

- Nie chodzi mi o bramę, tylko o kanały-odparłem.-Niedaleko głównej bramy jest wejście do kanałów. Nim możemy się dostać do miasta.

- Zakładając przy tym, że tam też nie mają strażników...-mruknął Jack.

- Boisz się?-zapytałem go, bo po jego minie wywioskowałem, że się boi.

- Wcale, że nie!-zawołał Jack.-Po prostu mam złe wspomnienia związane właśnie z kanałami. Ale jeśli to nasza jedyna szansa na dostanie się do miasta, to jakoś to zniosę...

- Miejmy taką nadzieję...-odparłem.

Kampera zostawiliśmy zchowanego za wzgórzem. Ruszyliśmy od razu, chcąc jak najszybciej to załatwić. Dobiegnięcie do głównej drogi, którą kiedy wjeżdżało się do miasta, trochę nam zajęło. Przy drodze stał znak oznajmiający ,,Witamy w Las Vegas" i coś jeszcze tam było na tym znaku, ale nie wiem, co tam dokładnie było.

Teraz znak chyba został przez Wybawców zmieniony, gdyż teraz znak głosił ,,Witam w New Vegas, mieście wolnym od infekcji i kłopotów!" Nie chciało mi się wierzyć w ten napis.

- Czuję się jak w grze Fallout: New Vegas-powiedział Jack.-Tam też było w sumie takie miasto.

- No co ty nie powiesz...-mruknąłem, kręcąc przy tym głową.

Pandemic [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz